USA: Elektorzy wybrali prezydenta; Donald Trump uzyskał 304 na 270 wymaganych głosów
538 elektorów spotkało się w swoich stanach i Dystrykcie Kolumbia, by wybrać prezydenta i wiceprezydenta USA. Ze wstępnych danych wynika, że Trump otrzymał poparcie 304 na 308 spodziewanych głosów elektorów, a wymagana liczba to 270 głosów.
Oficjalna decyzja zostanie ogłoszona 6 stycznia na wspólnym posiedzeniu obu izb Kongres Stanów Zjednoczonych.
Głosowanie elektorów rozpoczęło w poniedziałek rano w kilku stanach, m.in. Arkansas, Illinois, Indianie i New Hampshire. W stolicy Illinois, Springfield, zakończyło się po ok. 25 minutach. W innych miało przebiegać o różnych porach dnia.
Według wcześniejszych rezultatów opartych na podstawie wyborów powszechnych w poszczególnych stanach za Trumpem opowiedziało się 308 elektorów (57 proc.). Jest to wynik plasujący go na 46 miejscu w porównaniu z 58 dotychczasowymi wyborami w historii USA.
Najwięcej - 100 proc. głosów elektorów - dostał prezydent George Washington kolejno w latach 1789 oraz 1792. Franklin D. Roosevelt miał w 1936 roku 98,5 proc. W bliższych nam czasach Ronalda Reagana w 1984 roku wybrało 97,6 proc., Richarda Nixona 1972 roku 96,7 proc., Billa Clintona w 1996 roku 70,4 proc., a Baracka Obamę w 2008 roku 67,8 proc.
O tym, kto jest elektorem, przesądzają partie w poszczególnych stanach w nagrodę za zasługi. Mogą się oni rekrutować np. z urzędników stanowych, liderów partyjnych lub osób polecanych przez kandydata na prezydenta. Jednym z elektorów w Nowym Jorku został obecnie Bill Clinton.
Chociaż nie wymaga tego ani Konstytucja USA, ani prawo federalne, elektorzy wyłaniają przywódcę państwa w oparciu o rezultaty wyborów powszechnych w ich stanach zgodnie z obowiązującymi tam bardziej lub mniej formalnie przepisami. Ich złamanie może się łączyć z karą grzywny lub pozbawienia funkcji elektora. Dotychczas jednak nikt nie był za to ścigany sądownie.
Po wyborach powszechnych rezultaty głosowania Kolegium Elektorów są w praktyce na ogół formalnością. W tym roku zakłóciły to rewelacje agencji wywiadowczych, że Rosja próbowała ingerować w amerykańskie wybory i wzmocnić pozycję Trumpa. Ten nazywa to absurdem.
10 elektorów, w tym dziewięciu demokratycznych, apelowało o śledztwo, mające zbadać rolę Moskwy. Różne ugrupowania wzywały, aby przełożyć posiedzenia elektorów do czasu wyjaśnienia, co miliarder nowojorski zamierza zrobić z imperium biznesowym rodziny.
W miniony weekend doszło do protestów. Protestujący zgromadzili się m.in. Denver oraz Los Angeles. Apelowali, by elektorzy nie głosowali w zgodzie z tym, kto zwyciężył w ich stanach, lecz poparli albo Hillary Clinton, albo wiceprezydenta elekta Mike Pence, lub innych republikanów jak gubernator Ohio John Kasich.
Elektorzy na podstawie wyników przygotują tzw. "zaświadczenie o głosowaniu" i przekażą do Archiwum Narodowego, gdzie staje się częścią oficjalnych dokumentów. Wyślą je też do Kongresu.
6 stycznia na Kapitolu podczas wspólnego posiedzenia Izby Reprezentantów i Senatu Domu dojdzie do oficjalnego podliczenia głosów elektorskich. Będzie temu przewodniczył pełniący funkcję przewodniczącego Senatu wiceprezydent John R. Biden. Ogłoszone zostaną rezultaty z każdego stanu w kolejności alfabetycznej. Biden ogłosi też zwycięzcę, który uzyska co najmniej 270 głosów elektorskich.
W trakcie posiedzenia Kongresu będzie możliwość zakwestionowania wyników. Sprzeciw musi być w podany na piśmie i podpisany przez co najmniej jednego członka Izby Reprezentantów oraz jednego senatora. Kongres będzie miał na rozważenie zastrzeżeń tylko dwie godziny. W współczesnych czasach nie odnotowano przypadku, aby podważył ostateczne rezultaty głosowania elektorów.
Z Nowego Jorku Andrzej Dobrowolski (PAP), sek