Informacje

Dlaczego urzędnicy milczą kiedy zagrożone jest życie obywateli. "Bo jest ustawa"

Szymon Szadkowski

  • Opublikowano: 11 lutego 2017, 08:42

  • Powiększ tekst

Po kontroli NIK, który ujawnił w swoim raporcie szokujące informacje na temat suplementów diety przypominających składem dopalacze, prezes Krzysztof Kwiatkowski wyjątkowo zdjął z urzędników konieczność zachowania tajemnicy kontrolerskiej. Konsumenci mogą się wiec dowiedzieć, co właściwie zażywają. Ale gdyby nie decyzja prezesa, urzędnicy nie mogliby zawiadomić Polaków o ryzyku spożywania niektórych specyfików. Wszystko przez bardzo ostre przepisy, które mogą być ważniejsze od troski o zdrowie Polaków.

W dniu opublikowania raportu raczej wydawało się czym oczywistym, że lista specyfików bądź nazw producentów nie będzie podana do publicznej wiadomości.

Dr Mariusz Bidziński z Uniwersytetu SWPS specjalizujący się w prawie gospodarczy i konstytucyjnym przypomina, że w ustawie o NIK, art. 10 jest zapis który mówi: „ Prezes Najwyższej Izby Kontroli podaje do wiadomości publicznej, z zachowaniem przepisów o tajemnicy ustawowo chronionej.” Tajemnicą ustawowo chronioną są właśnie wszelkie tak zwane dane wrażliwe m.in. know- how firmy, receptury specyfików, czy informacje związane z patentami jakie posiada przedsiębiorstwo .

Zatem decyzja prezesa NIK K.Kwiatkowskiego wydaje się bezprecedensowa. Poniżej listę suplementów diety, w których znaleziono zakazane substancje

tytuł

Myślę, że raportem, o którym tu rozmawiamy powinna zająć się prokuratura. Procesowo jest to bardzo skomplikowana do przeprowadzania i długotrwała sprawa, choćby ze względu na powołanie biegłych, przebadanie suplementów - mówi dr Mariusz Bidziński z Uniwersytetu SWPS.

Jego zdaniem partia suplementów diety, które są skażone bakterią lub zawiera niedozwolone substancje powinna być natychmiast wycofane z rynku, tak jak robią to inne firmy.

Substancje psychoaktywne, rakotwórcze i amfetamina

Jak ujawnia raport Najwyższej Izby Kontroli z wybranych do kontroli 45 suplementów diety, które nie powinny być wprowadzone do obrotu z uwagi na zawartość niedozwolonych składników, aż 38 w czasie prowadzenia badań kontrolnych przez NIK znajdowało się nadal w sprzedaży . Produkty te zawierały składniki kwestionowane przez Głównego Inspektora Sanitarnego, stwarzając niebezpieczeństwo dla konsumentów. Mogły m.in. wykazywać właściwości alergenne i rakotwórcze, powodować zakażenia dróg oddechowych i moczowych, zapalenie opon mózgowo-rdzeniowych, przyczyniać się do powstawania ropni, zapalenia wsierdzia, osierdzia, czasami zatruć pokarmowych.

W opinii biegłego powołanego w trakcie kontroli NIK zakwestionowano np. składnik 5-htp. W uzasadnieniu czytamy:

„jako prekursor serotoniny może wchodzić w interakcje z lekami w tym np. ze środkami stosowanymi w terapii migreny jak również w leczeniu zaburzeń/chorób psychicznych. Ponadto spożywanie 5-htp może powodować drażliwość, irytację, objawy przypominające objawy maniakalne, a także (chociaż rzadziej) depresję."

Ale to nie wszystko. W toku badań wykonanych na zlecenie NIK ujawniono, że wyniki badań suplementu diety z grupy tzw. „spalaczy tłuszczu”, wskazuje na zafałszowanie produktu stymulantami, podobnymi strukturalnie do amfetaminy, a Główny Inspektor Sanitarny zareagował dopiero po ok. czterech miesiącach.

Podjęte (już w trakcie kontroli NIK) działania spowodowały wycofanie z rynku jedynie 316 opakowań tego produktu, podczas gdy łącznie od 2012 r. tylko jeden importer rozdystrybuował ponad 10 tys. opakowań (tj. ponad 900 tys. tabletek) tego suplementu.

NIK podkreśla szczególną wagę sytuacji, ponieważ ten konkretny suplement obok niezadeklarowanej substancji zawierał także składniki, które nie powinny wchodzić w skład środków spożywczych niebezpiecznych dla ludzi (m.in. Acacia Rigidula, należącą do roślin, które zawierają substancję psychoaktywną).

Pigułkę gwałtu kupisz legalnie

W innym przypadku inspektorzy NIK w marcu 2016 r. natrafili na jednej ze stron internetowych oferujących suplementy diety w kategorii „Moda i zdrowie/Medycyna”, dostępne ogłoszenie oferujące substancję, zwaną potocznie pigułką gwałtu. Ogłoszenie było dostępne w sieci internetowej od grudnia 2015 r. i cyklicznie „odświeżane”. Ostatnio dodano informację, że pigułka gwałtu jest po kilkunastu godzinach całkowicie usuwana z organizmu, a więc nie można wykryć i udowodnić jej podania.

Po skierowaniu przez Prezesa Najwyższej Izby Kontroli zawiadomienia do Prokuratora Generalnego o stwierdzeniu faktów wskazujących na uzasadnione podejrzenie popełnienia czynu polegającego na sprzedaży w internecie tzw. pigułki gwałtu wszczęte zostało postępowanie karne w tej sprawie.

Jak się okazuje każdy klient dokonuje świadomego wyboru idąc do apteki bądź zamawiając przez internet suplement diety. Musi również wykazać się wiedzą farmaceutyczną. Owszem obowiązek informowania na opakowaniu o składnikach jest dopełniony, ale już pochodzenie składnika, jego działanie czy szkodzi czy pomaga powinniśmy rozszyfrować sami.

-Jeśli chodzi o kwestie prawa konsumenta to klient podejmuje świadomy wybór kupując taki suplement, bo na każdym z nich jest podany skład. Tu również niewiedza klienta na tematy farmaceutyczne nie pomaga klientowi. Obowiązek informacji jest spełniony, a niewiedza konsumenta która działa przeciwko niemu nie zwalnia go od odpowiedzialności – tłumaczy Bidziński z Uniwersytetu SWPS.

Jego zdaniem suplementy diety powinny być certyfikowane, tak jak w przypadku leków przed wypuszczeniem na rynek jest on wtedy badany w laboratoriach. Istnieje pilna potrzeba uregulowania tego rynku przez ustawodawcę. Podobnie miała się sytuacja z dopalaczami niestety próby uregulowania systemowego nie zadziałały , a producenci dopalaczy znaleźli furtki by ominąć przepisy.

Póki co rynek jest poza jakąkolwiek kontrolą, a moda na łykanie suplementów diety w Polsce jest coraz większa. Jak mówią eksperci potrzebne są pilne ustawowe zmiany, tak by podobnie jak w przypadku medykamentów była pewność że to co zażywamy rzeczywiście poprawia, a nie szkodzi zdrowiu.

czytaj także o raporcie NIK

Powiązane tematy

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych