Kraje OPA bezradne wobec kryzysu w Wenezueli
Nadzwyczajne spotkanie ministrów spraw zagranicznych państw Organizacji Państw Amerykańskich (OPA) poświęcone rozwiązaniu kryzysu w Wenezueli zakończyło się w środę w Waszyngtonie bez osiągnięcia porozumienia.
Uczestnicy spotkania organizacji skupiającej 35 państw obu Ameryk wyrazili nadzieję, że Wenezuela nie spełni swojej groźby i nie wystąpi z OPA, a także uzgodnili, iż za kilka tygodni spotkają się ponownie w tej samej sprawie w meksykańskim kurorcie Cancun. Z powodu podziałów wśród dyplomatów państw OPA nie został jednak przyjęty żaden z dwóch przedstawionych projektów rezolucji.
Socjalistyczny rząd prezydenta Wenezueli Nicolasa Maduro zagroził wystąpieniem z OPA w przypadku ingerowania przez tę organizację w wewnętrzne sprawy kraju. Stanowisko wenezuelskich władz poparli w środę przedstawiciele lewicowych rządów Nikaragui i Boliwii. Reprezentant Nikaragui Luis Alvarado domagał się zaprzestania "politycznego samosądu" nad Wenezuelą i "łamania praw suwerennego państwa". Jak mówił, "wielkiemu i suwerennemu narodowi Wenezueli niczego nie można narzucić". Wtórował mu boliwijski minister spraw zagranicznych Fernando Mamani, który zarzucił OPA "agresję" i "konfrontacyjne podejście" do władz w Caracas.
Odmiennego zdania był Aloysio Nunes, szef MSZ Brazylii, która z powodu napływu uciekających przed kryzysem Wenezuelczyków boryka się z szeregiem problemów wewnętrznych. "Mówimy tu o ludziach, którzy umierają" - mówił. Podkreślił, że "demokracja nie jest luksusem".
W spotkaniu nie uczestniczył szef amerykańskiej dyplomacji Rex Tillerson. Zastąpił go podsekretarz ds. politycznych w Departamencie Stanu USA Tom Shannon, który wezwał Wenezuelę do pozostania w OPA i bronił prawa tej organizacji do "podejmowania inicjatyw w celu rozwiązania kryzysu".
Wenezuela, dawniej jedno z najbogatszych państw Ameryki Południowej, nazywane Teksasem Ameryki Południowej, mimo bogatych zasobów ropy naftowej od kilku lat jest pogrążona w głębokim kryzysie gospodarczym. O doprowadzenie gospodarki do ruiny opozycja obwinia nieżyjącego już socjalistycznego prezydenta Wenezueli Hugo Chaveza i jego następcę Maduro.
Kryzys zapoczątkowany za rządów Chaveza pogłębił się przez spadek cen ropy naftowej w wyniku globalnej recesji w 2008 roku i prawie całkowite uzależnienie krajowej gospodarki od eksportu ropy. Na początku XXI wieku Wenezuela była piątym największym producentem ropy naftowej.
Obecnie z powodu spadku wartości lokalnej waluty szpitale nie mają środków na zakup leków, a w sklepach brakuje podstawowych towarów takich jak chleb, mleko i mąka kukurydziana. Przed objęciem rządów przez Chaveza w 1998 roku Wenezuela była eksporterem żywności. Jak wykazały przeprowadzone w lutym badania katolickiej organizacji charytatywnej Caritas, w Wenezueli 11 proc. dzieci, które nie ukończyły piątego roku życia, jest chronicznie niedożywionych. Tysiące zdesperowanych mieszkańców Wenezueli postanowiły znaleźć schronienie w sąsiedniej Brazylii. Zdaniem ekspertów Międzynarodowego Funduszu Walutowego inflacja w Wenezueli przekroczy w tym roku 720 proc. Wartość PKB Wenezueli od 2013 roku, gdy władzę objął Maduro, spadła o 23 procent.
W Caracas i innych dużych miastach Wenezueli od początku kwietnia trwają gwałtowne demonstracje antyrządowe, w których podczas starć z policją zginęło co najmniej 60 osób, w tym dwóch policjantów i jeden żołnierz skierowanej do stłumienia protestów Gwardii Narodowej.
Protestujący domagają się natychmiastowego ustąpienia Maduro, rozpisania wyborów i przywrócenia podstawowych swobód obywatelskich, w tym wolności słowa. Jak wynika z badań opinii społecznej, siedmiu na dziesięciu Wenezuelczyków popiera ustąpienie Maduro z urzędu prezydenta.
PAP/ as/