36 mld funtów! Tyle wynosi cena wyjścia Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej
Brytyjska prasa poinformowała w poniedziałek o narastającym konflikcie między negocjatorami wyjścia Wielkiej Brytanii z UE a eurosceptycznymi posłami Partii Konserwatywnej o to, ile pieniędzy rząd w Londynie będzie musiał wpłacić do unijnego budżetu
W niedzielę "Sunday Telegraph" podał, powołując się na źródła w rządzie i służbie cywilnej, że negocjatorzy są gotowi zgodzić się na wpłatę w wysokości 36 mld funtów (40 mld euro), która miałaby pokryć m.in. zobowiązania budżetowe Wielkiej Brytanii do końca obecnego wieloletniego budżetu w 2020 roku. Jak zaznaczono, ich zdaniem to jedyny sposób, by po miesiącach opóźnień rozmowy w sprawie wyjścia Zjednoczonego Królestwa ze Wspólnoty posunęły się do przodu.
W poniedziałkowych wydaniach dzienników "The Telegraph" i "The Times" eurosceptyczni posłowie Partii Konserwatywnej oskarżyli jednak negocjatorów o próbę podejmowania strategicznych decyzji, gdy parlamentarzyści - w tym czołowi zwolennicy Brexitu, jak minister spraw zagranicznych Boris Johnson i minister handlu międzynarodowego Liam Fox - są na urlopie.
Źródło "The Telegraph" w rządzie oceniło, że "wygląda na to, iż wiele decyzji jest podejmowanych w czasie, kiedy rząd w oczywisty sposób nie ma pełnego dostępu do informacji".
Cynicy powiedzieliby, że próbuje się przeforsować te decyzje, korzystając z faktu, że nie ma czasu, by je rozważyć - powiedział rozmówca gazety.
Eurosceptyczny poseł Partii Konserwatywnej Jacob Rees-Mogg zapowiedział w rozmowie z gazetą, że wraz z innymi eurosceptycznymi posłami nie dopuści do przegłosowania przepisów zezwalających na wpłatę 36 mld funtów, nawet jeśli oznaczałoby to konieczność zablokowania ich w Izbie Gmin.
To jest o wiele za dużo. Nie ma w tym żadnej logiki, bo przecież nie jesteśmy prawnie zobowiązani, żeby cokolwiek im zapłacić, a akceptowanie założenia, że musimy wydać pieniądze, żeby opuścić klub, jest z założenia błędne - tłumaczył Rees-Mogg, dodając, że to jest jego zdaniem "oznaką słabości" rządu.
Wtórował mu inny konserwatywny poseł Peter Bone, który powiedział "The Telegraph".
Myślałem, że dostaniemy jakieś pieniądze z powrotem, a nie że będziemy dawać im jeszcze więcej – powiedział.
Gazeta zaznacza jednak, że część eurosceptycznych deputowanych jest gotowa zgodzić się na płatność na rzecz budżetu UE, byle tylko dokonać postępu w negocjacjach w sprawie Brexitu.
Wielu z nas, chcących wyjścia z Unii Europejskiej, skupia się na celu, a nie na kosztach – tłumaczył poseł Conor Burns.
W obliczu narastającej frustracji ze strony eurosceptycznego skrzydła torysów w niedzielę po południu rzecznik premier Theresy May odrzucił podaną przez "Sunday Telegraph" kwotę jako "spekulację".
"Telegraph" podkreślił, że to kolejny sygnał świadczący o narastających podziałach w rządzie. W lipcu eurosceptyczni ministrowie zostali skonfrontowani z wypowiedzią ministra finansów Philipa Hammonda i minister spraw wewnętrznych Amber Rudd, którzy zapowiedzieli - nie konsultując tego wcześniej z resztą rządu - że obywatele Unii Europejskiej będą mogli bezproblemowo przyjeżdżać do Wielkiej Brytanii także po Brexicie.
"The Times" zwrócił uwagę, że podziały dotyczące wysokości ostatecznej wpłaty do unijnego budżetu mogą w dalszym ciągu opóźniać negocjacje, utrudniając m.in. uzyskanie korzystnych warunków na okres przejściowy po wyjściu Wielkiej Brytanii z UE.
Rząd brytyjski, który w minionych tygodniach był przedstawiany przez europejskie media jako niewystarczająco przygotowany do rozmów, zamierza opublikować w tym tygodniu dokumenty przedstawiające proponowane rozwiązania dotyczące kontroli celnej po Brexicie, a także uregulowania kwestii granicy między Irlandią a Irlandią Płn.
PAP, MS