Informacje

Rosjanie zarabiają na rozpijaniu Polaków?

Piotr Filipczyk

Piotr Filipczyk

  • Opublikowano: 22 września 2017, 13:56

  • Powiększ tekst

Władimir Putin i kremlowska administracja od lat walczą z alkoholizmem Rosjan i wprowadzają coraz surowsze przepisy ograniczające spożycie alkoholu. Zakaz spożywania napojów wyskokowych na ulicach, znaczne podniesienie cen, częściowa prohibicja (w niektórych rejonach obowiązuje tzw. suchoj zakon, czyli ograniczenie sprzedaży alkoholu w konkretnych godzinach) czy zakaz reklamy wódki, to tylko niektóre z przepisów obowiązujących na terenie Federacji. Tamtejsi producenci, choć na ograniczeniach mocno ucierpieli, nie załamują rąk. Coraz efektywniej i efektowniej wchodzą na rynki europejskie – także polski – pisze w tygodniku „Sieci” Piotr Filipczyk.

Dziennikarz podkreśla, że rosyjski biznes kontroluje prawie 50 proc. wódczanego rynku w Polsce. W 2013 roku holding, zarządzany przez oligarchę Rustama Tariko, wykupił od Amerykanów spółkę Central European Distribution Corporation (CEDC), dzięki czemu udało mu się przejąć takie polskie marki, jak Żubrówka, Soplica czy Bols. Oprócz tego na polskim rynku coraz częściej możemy spotkać produkty sygnowane logiem Russkiego Standardu – w tym sztandarową wódkę koncernu o tej samej nazwie.

Choć autor zaznacza, że Rosjanie nie są monopolistą na polskim rynku, to podkreśla również, że niemal cały spirytusowy przemysł nad Wisłą jest kontrolowany przez obcy kapitał. Obok Rosjan znaczne udziały mają także Brytyjczycy i Francuzi. 4 zagraniczne korporacje kontrolują niemal 90 proc. rynku, mając w portfolio najbardziej rozpoznawalne „polskie marki”.

Dziennikarz zauważa, że  „kontrolowanie prawie połowy sprzedaży przez Rosjan może niepokoić. Russkij Standard to korporacja mająca w swoich szeregach nie tylko przemysł spirytusowy, ale także marki branży finansowej i ubezpieczeniowej. Rosyjska ekspansja na polskim rynku nigdy nie wróżyła dla gospodarki niczego dobrego.”  

Z artykułu wynika, że najbardziej zagrożeni mogą czuć się polscy producenci browarów. Polacy stopniowo zmieniają styl konsumpcji alkoholu – odchodzą od wódki na rzecz lżejszych trunków, preferencyjnie traktowanych przez ustawodawcę. Takie zmiany, to zagrożenie dla spirytusowych gigantów.

Nie widzimy uzasadnienia, dlaczego branża spirytusowa musi być traktowana w tej kwestii zdecydowanie gorzej – mówił w rozmowie z radiową Jedynką Andrzej Szumowski, przewodniczący Związku Pracodawców Polski Przemysł Spirytusowy.

Jak można z tym walczyć? Np. podnosząc akcyzę na piwo.

 W głowach specjalistów od PR-u branży spirytusowej, mógł powstać iście makiaweliczny plan, który skrupulatnie zaczyna być realizowany Bazując na szczytnych ideałach walki z pijaństwem, wdrażane będą zakazy mające na celu ograniczenie spożycia napojów wyskokowych. Tyle tylko, że w konsekwencji nastąpi przesunięcie środków wydawanych na alkohol z jednej gałęzi tej branży na drugą. Tym bardziej, że jak pokazują raporty, zagrożeniem dla trzeźwości społeczeństwa a zarazem kluczem do generowania zysków dla koncernów, są przede wszystkim spożywane w pośpiechu małe butelki alkoholu. Wygodną, łatwą do schowania i szybkiego wypicia „setkę” wódki, kosztującą zaledwie kilka złotych, kupujemy najchętniej idąc do pracy – między 6.30 a 8.30 i wracając z niej – między 16 a 18. Problem zwrócił nawet uwagę Ministerstwa Zdrowia w 2016 roku, ale pomysł ograniczenia sprzedaży tych produktów został wstrzymany  – pisze Piotr Filipczyk._  – Trzeba podkreślić, że gra toczy się o bardzo duże pieniądze. Według danych Nielsena, jednej z największych konsumenckich „sondażowni” na świecie polski rynek alkoholowy jest warty prawie 30 miliardów złotych. Z czego 15,17 mld zł to część piwna, 10,3 mld półka alkoholi mocnych, a 2,5 mld, to wina. _

Powiązane tematy

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych