GAZETA BANKOWA: Europejska drużyna Putina
Zachód nie zważając na międzynarodowe sankcje wobec Rosji, wielkie interesy z Moskwą robi niemal jak dawniej. A że pieniądze są kolosalne, Berlin i Paryż, w ślad za nimi Bruksela, pozwalają Putinowi na wiele – pisze Michał Kozak w „Gazecie Bankowej”
Sytuacja pokazała, że europejskie wartości kończą się tam, gdzie zaczynają się pieniądze Gazpromu albo po prostu rosyjskie. Innego logicznego wyjaśnienia nie ma – ocenia postępowanie unijnych instytucji i rządów państw Europy Zachodniej wobec Rosji Mychajło Honczar z kijowskiego centrum analitycznego XXI wiek.
Gdyby się przyjrzeć bliżej nie słowom wypowiadanym przez europejskich polityków, ale konkretnym działaniom państw zachodnich, okaże się, że w tym stwierdzeniu jest wiele prawdy.
Owszem, agresja Kremla wobec Ukrainy doprowadziła jeszcze w 2014 r. do przyjęcia przez Unię Europejską – mocno ograniczonego, biorąc pod uwagę, że nie objęto nimi głównego architekta rosyjskiej polityki imperialnej, Władimira Putina – pakietu sankcji wymierzonych przeciwko rosyjskim firmom i osobom ze szczytów moskiewskiej polityki. Ze strony zarówno Komisji Europejskiej, jak i stolic zachodnich posypały się głosy oburzenia. Za gestami i słowami kryje się jednak brutalna rzeczywistość, w której znacznie ważniejsze niż prawo międzynarodowe okazują się biznesy zachodnich koncernów.
Dał im przykład Berlusconi…
O politycznej przyjaźni łączącej Silvia Berlusconiego z rosyjskim prezydentem Władimirem Putinem wiadomo nie od dziś. Nic więc dziwnego, że to właśnie były włoski premier okazał się tym europejskim politykiem pierwszej ligi, który pierwszy otwarcie wystąpił po stronie Rosji po jej napaści na Ukrainę. W 2015 r. na zaproszenie Putina odwiedził okupowany Krym.
Rosyjskie media publikowały zdjęcia uśmiechniętego Berlusconiego, z zachwytem przebierającego w butelkach win ze zrabowanej przez Rosjan unikalnej kolekcji legendarnej winnicy Masandra, stanowiącej do okupacji półwyspu własność ukraińskiego państwa. Po wizycie w piwnicach Berlusconi i Putin wypili pochodzącą z grabieży butelkę wina Jerez de la Frontera z 1775 r., wartego – według różnych szacunków – od 100 do 150 tys. dol.
Niemiecka przyjaźń wciąż żywa
Dziś to głównie niemieckie interesy wyznaczają, jak daleko może się posunąć Rosja w swojej agresywnej polityce i łamaniu prawa międzynarodowego. A że interesy te są duże, to Berlin i Paryż, w ślad za nimi Bruksela, pozwalają Putinowi na wiele. Latem 2015 r. Agencja Reutera ujawniła, że dwie elektrownie budowane przez Rosję na okupowanym Krymie zaprojektowano tak, że będą one mogły korzystać wyłącznie z turbin produkowanych przez rosyjską spółkę córkę Siemensa. W Kijowie otwarcie mówiono już wtedy o cichej zgodzie niemieckiej firmy na złamanie antyrosyjskich sankcji. W odpowiedzi na pojawiające się zarzuty władze koncernu stwierdziły, że „na razie nie rozważają możliwości swojego udziału w tworzeniu możliwości energetycznych Krymu”. Jednak już wtedy w wypowiedziach dla rosyjskich mediów prezes Siemensa Joe Kaeser przekonywał, że „sankcje należy przełamywać za pomocą dialogu, ponieważ biznes na nich cierpi”.
Kilka tygodni temu za pośrednictwem rosyjskiej firmy, w której Siemens ma udziały, turbiny dotarły na Krym wbrew sankcyjnemu zakazowi, a Niemcy bezradnie rozłożyli ręce, próbując przekonać zarówno Kijów, jak i opinię międzynarodową, że nie mieli o niczym pojęcia.
Interesy z okupowanym Krymem lobbuje ściśle współpracująca z Kremlem narodowo-kulturalna autonomia krymskich Niemców. Rok temu w wywiadzie dla rosyjskiej agencji prasowej RIA Nowosti jej szef Jurij Hempl informował, że mimo międzynarodowych sankcji niemieccy inwestorzy są skłonni włożyć w biznesy na anektowanym przez Rosję półwyspie 250 mln euro. Według Hempla niemiecki biznes interesuje sektor bankowy, przeróbka odpadów i turystyka.
Na okupowanym Krymie działa największy w Europie Wschodniej producent dwutlenku tytanu – zakłady Krymski Tytan należące do zarejestrowanego w Niemczech koncernu Ostchem Germany GmbH. Pośrednio więc niemiecki budżet napełniany jest z pieniędzy płynących z terenów okupowanych przez Rosję. Nic więc dziwnego, że kiedy jesienią 2015 r. obywatelska blokada handlowa Krymu przerwała dostawy surowca z kontynentalnej Ukrainy, najgłośniej przeciwko niej wystąpiły Niemcy.
(…)
„Kiedy na horyzoncie pojawiły się prawdziwe, a nie fikcyjne sankcje, żelazne ciała europejskiej biurokracji zadrżały i wpadły w histerię. Realnie odrywają ich od korupcyjnego koryta Wowy, z którego się karmią, kiedy Ukraińcy giną na froncie. Niemcy udają, że nie wiedzieli o dostawach turbin Siemensa na Krym, chociaż o tym mówiono jeszcze dwa lata temu. Dobrze się urządzili na ukraińskich kościach. To wszystko, co trzeba wiedzieć o kupce »sojuszników«” – komentował stanowisko UE kijowski politolog Taras Zahorodny.
Michał Kozak
Autor jest publicystą serwisu informacyjnego ObserwatorFinansowy.pl
Pełną wersję tekstu o biznesowych relacjach UE z Kremlem oraz więcej informacji o polskiej gospodarce i sektorze finansowym znajdziesz w bieżącym wydaniu „Gazety Bankowej” do kupienia w kioskach i salonach prasowych
„Gazeta Bankowa” dostępna jest także jako e-wydanie, także na iOS i Android – szczegóły na http://www.gb.pl/e-wydanie-gb.html