Zamówienia publiczne bez przetargu? Agonalny ruch Platformy Obywatelskiej
Dziennik Gazeta Prawna alarmuje, że poseł Adam Szejnfeld proponuje wyłączenie z systemu zamówień aż 40 proc. publicznych zleceń. Taki byłby efekt drastycznego podniesienia progu - z równowartości 14 tys. euro do 50 tys. euro - do którego nie trzeba by stosować przepisów o przetargach. O komentarz do tej propozycji redakcja Stefczyk.info poprosiła Pawła Przychodzenia, eksperta Fundacji Republikańskiej.
Stefczyk.info: - Czy najnowsza propozycja posła Adama Szejnfelda nie wygląda na próbę "skoku" na kasę przez PO na ostatnie 2 lata rządów tej partii?
Paweł Przychodzeń: - Wolę raczej spojrzeć na te propozycje zmian w Prawie zamówień publicznych biorąc pod uwagę ich merytoryczną zawartość, ale mając też na uwadze dość duże zamieszanie wokół kolejnych - rodzących się niczym króliki z kapelusza - pomysłów i projektów nowelizacji. Mając choćby to na uwadze, projekt posła Szejnfelda budzi moje zdziwienie. W Sejmie jest już bowiem aż pięć projektów nowelizacji ustawy, a rząd pracuje nad kolejnym i pan poseł, jako przewodniczący sejmowej podkomisji nadzwyczajnej ds. nowelizacji Prawa zamówień publicznych powinien raczej dążyć do porządkowania tego zamieszania, a nie je jeszcze potęgować.
Szczególnie, że sam publicznie narzekał - i słusznie - iż Prawo zamówień publicznych przez fakt licznych nowelizacji stało się aktem nieprzejrzystym, skomplikowanym, co skłania do wniosku, że trzeba tę ustawę napisać od nowa. To zresztą jest postulat od dawna formułowany przez środowiska ekspertów, w tym Fundację Republikańską, pracodawców, samorządowców etc.
- Ale same samorządy od dawna postulują podniesienie tej kwoty - 14 tysięcy euro, która ma - jak twierdzą - paraliżować ich funkcjonowanie.
- Ja również jestem zwolennikiem podniesienia kwoty progu, do którego zamawiający nie są zobowiązani stosować procedur zamówień publicznych, ale nie do równowartości kwoty 50 tys. euro. To przecież jest ok. 200 tys. zł. W polskich warunkach, przy tak dużym problemie z korupcją, niekompetencją, a często samowolą i bezkarnością urzędników to propozycja stanowczo za daleko idąca.
Pamiętajmy, że wyjęcie określonego zlecenia z procedur zamówień publicznych powoduje, iż de facto znika ono ze sfery publicznej wiedzy, a tym samym społecznej kontroli. Takich wydatków zamawiający nie mają obowiązku ogłaszać w Biuletynie Zamówień Publicznych, ale też na stronie internetowej czy choćby na tablicy ogłoszeń.
Proszę zwrócić uwagę, jak dużo informacji o zleceniach do równowartości 14 tys. euro można dziś znaleźć na stronach internetowych zamawiających, w tym jednostek samorządowych? Ich praktycznie nie ma. I trochę dziwię się entuzjazmowi niektórych przedstawicieli samorządów, bo czy wyjęcie spod zasad uczciwej konkurencji, jawności wydatkowania środków zamówień do kwoty 200 tys. zł jest naprawdę w dobrze pojętym interesie samorządów? Myślę, że oczekiwania społeczności lokalnych są dokładnie odwrotne, podobnie małych i średnich przedsiębiorców, którzy po wprowadzeniu tych zmian mieliby bardziej ograniczony dostęp do zamówień publicznych.
Tu warto zauważyć, iż we wspomnianym projekcie autorstwa Urzędu Zamówień Publicznych znajdującym się w Komitecie Stałym Rady Ministrów, kwota wolna od zamówień publicznych to równowartość 20 tys. euro i myślę, że to jest słuszna propozycja odpowiadająca mniej więcej średniej europejskiej.
- Czy drastyczne podniesienie progu finansowego przetargów publicznych to jedyna kontrowersyjna rzecz w propozycji Szejnfelda?
- Nie, w tym projekcie znajduje się jeszcze zapis, na mocy którego przy zleceniu tzw. usług niepriorytetowych (np. wszelkiej maści doradztwa, ekspertyzy, szkolenia czy wreszcie usługi prawnicze) do kwoty 530 tys. zł lub 800 tys. zł (w zależności od statusu zamawiającego) nie obowiązują przesłanki reglamentujące zamówienia z wolnej ręki, czyli innymi słowy jest pełna swoboda w zlecaniu tych usług, niezależnie od okoliczności prawnych towarzyszących danemu zamówieniu. Oczywiście pozostają pewne ograniczenia - np. zakaz zlecania członkowi rodziny, czy osobie prawomocnie skazanej, ale nie ma już ograniczenia w zakresie podstawy prawnej dla danego zlecenia.
- Ale dzisiaj również same przetargi są coraz mniej przejrzyste i w dużej części są fikcją - ci co mają wygrywać - wygrywają przecież właśnie przetargi...
- To prawda, ale jednak obowiązują te przepisy i tym samym istnieją ograniczenia, a my dzięki wolnym mediom i działającym tak czy inaczej instytucjom państwowym możemy się o nieprawidłowościach dowiedzieć i wyciągać z tego tytułu wnioski. To wszystko jest możliwe właśnie dzięki tym niedoskonałym, ale jednak istniejącym procedurom. A tu proponuje się nam zupełną dowolność dla zamawiających bez możliwości społecznego nadzoru nad tym procesem.
- Kto skorzysta na tych zmianach?
- W jakimś zakresie wszyscy zamawiający, bo w końcu łatwiej będzie realizować zamówienia. Ale przypuszczam, że takie zmiany z radością powitaliby wszyscy ci dysponenci środków publicznych, którym prawne rygory ograniczają pełną dowolność wydawania publicznego grosza. Obawiam się więc, że może wzrosnąć korupcja na tym niższym poziomie.
not. zrk