Rok w zawieszeniu za postrzelenie złodzieja
Na karę roku więzienia w zawieszeniu na trzy lata, za złamanie zasad użycia broni palnej, skazał w poniedziałek Sąd Okręgowy w Gdańsku Krzysztofa Ł., szefa firmy ochroniarskiej. Oskarżony chcąc zatrzymać włamywacza postrzelił go nieumyślnie w plecy. Mężczyzna ma niedowład nóg.
Sąd Okręgowy podtrzymał tym samym wyrok sądu niższej instancji. Sąd Rejonowy w Tczewie (Pomorskie) w listopadzie 2017 r. orzekł ponadto wobec Krzysztofa Ł. zakaz działalności ochroniarskiej oraz posiadania broni palnej na okres czterech lat. Apelację od wyroku sądu I instancji wnieśli obrońca oskarżonego oraz pełnomocnik oskarżyciela posiłkowego.
Przewodnicząca składu sędziowskiego Edyta Frycz podkreśliła w uzasadnieniu wyroku, że sąd niższej instancji prawidłowo uznał, iż pokrzywdzony nie miał broni, ani też żadnego innego niebezpiecznego narzędzia.
Użycie broni przez oskarżonego było niedopuszczalne. Użycie broni w polskim prawie jest ściśle unormowane. Pracownicy ochrony muszą znać przepisy i je stosować. Podejmując decyzję o użyciu broni palnej należy postępować ze szczególną rozwagą. Używać jej tylko wtedy, kiedy użycie innego środka jest niewystarczające. Zawsze wybierać sposób wyrządzający możliwie najmniejszą szkodę. Z pewnością sytuacja pościgu za złodziejem, który nie ma broni i nie wykonuje zamachu na życie i zdrowie innych osób, nie należy do przypadków, gdzie można użyć broni palnej - mówiła sędzia.
Zaznaczyła, że postrzelenie uciekającego włamywacza w plecy było „nieszczęśliwym zbiegiem okoliczności”.
Oskarżony nie chciał, żeby tak się stało. Strzelał w nogi, żeby zatrzymać złodzieja. Jednak jako osoba zawodowo posługująca się bronią zdawał sobie sprawę ze skutków jej użycia. A strzelając do człowieka, który biegnie po nierównym terenie wiedział, że może się tak zdarzyć, że sytuacja zakończy się gorzej niż przypuszczał - dodała.
W ocenie sądu, kara dla Krzysztofa Ł. nie jest „rażąco surowa”. Sąd Rejonowy w Tczewie, jako okoliczności łagodzące - co uznał, jako słuszne Sąd Okręgowy - przyjął m.in. nienaganny tryb życia oskarżonego i jego niekaralność.
Sytuacja, w jakiej doszło do użycia broni była dynamiczna i stresująca. Oskarżony dążył do tego, żeby sprawca włamania mu nie uciekł, chciał odzyskać ewentualne skradzione mienie i oddać sprawcę w ręce policji. Dlatego orzeczenie surowszej kary było niezasadne. Ale z drugiej strony, nie należy zapominać, że oskarżony jest profesjonalistą i jest przeszkolony ws. zasad użycia broni. I od osób mających pozwolenie na broń oczekuje się, że będą używały jej odpowiedzialnie i tylko w ostateczności, bo konsekwencje użycia broni mogą być bardzo poważne, jak w tej sytuacji - powiedziała sędzia.
Sąd uznał, że warunkowe umorzenie postępowania wobec Krzysztofa Ł., o co wnosił w apelacji jego obrońca, byłoby nieuzasadnione, ponieważ „społeczna szkodliwość jego czynu jest znaczna”.
Wyrok jest prawomocny, więc na dzień dzisiejszy przyjmujemy go do wiadomości, choć się z nim nie zgadzamy. Po rozmowie z klientem i zapoznaniu się z pisemnym uzasadnieniem wyroku podejmiemy decyzję co dalej (oskarżonemu przysługuje wniesienie kasacji od wyroku do Sądu Najwyższego) - powiedział dziennikarzom, obrońca Sławomir Jakusik.
Krzysztof Ł. odmówił komentarza. Na ogłoszeniu wyroku nie było nikogo ze strony pokrzywdzonego.
Do zdarzenia doszło w grudniu 2015 roku. 29-letni Mariusz W. włamał się do jednego z domów jednorodzinnych w Malborku (Pomorskie). W budynku włączył się alarm i w krótkim czasie na miejscu pojawiło się trzech ochroniarzy, którzy dostali sygnał o włamaniu na prywatną posesję. Złodziej na widok mężczyzn zaczął uciekać.
Krzysztof Ł. podczas pościgu za sprawcą włamania oddał w powietrze dwa strzały ostrzegawcze. Kiedy włamywacz nie reagował, oddał trzeci strzał, celując w nogi mężczyzny. Pocisk jednak odbił się rykoszetem i trafił w plecy. Obrażenia kręgosłupa spowodowały u Mariusza W. niedowład nóg. Mężczyzna był już wcześniej karany za kradzieże. Za kradzież biżuterii z domu w Malborku Mariusz W. został skazany na rok więzienia.
Oskarżonego czeka jeszcze proces cywilny. Mariusz W., który jeździ teraz na wózku inwalidzkim domaga się od Krzysztofa Ł., za spowodowanie kalectwa, miliona złotych odszkodowania.
(PAP)