Ceny ropy naftowej mogą pobudzić inflację
Wskaźnik Przyszłej Inflacji (WPI), prognozujący z kilkumiesięcznym wyprzedzeniem kierunek zmian cen towarów i usług konsumpcyjnych, w maju 2018 r. nie zmienił swej wartości w stosunku do miesiąca poprzedniego - poinformowało Biuro Inwestycji i Cykli Ekonomicznych.
Jak dodano, to już trzeci miesiąc, gdy wskaźnik nie rośnie.
Wskazano, że presja inflacyjna w ostatnich miesiącach ustabilizowała się na podwyższonym poziomie, ale nadal „istnieją jednak poważne przesłanki” wskazujące na możliwość odrodzenia się jej w najbliższym czasie.
Według ekspertów BIEC związane są one zarówno z czynnikami wewnętrznymi dotyczącymi sytuacji naszej gospodarki, jak i z czynnikami zewnętrznymi.
Te ostatnie to przede wszystkim ceny ropy naftowej oraz ceny pozostałych importowanych surowców. Czynniki związane z sytuacją krajową, to rosnące koszty prowadzenia działalności gospodarczej, w tym ciągły wzrost kosztów zatrudnienia oraz kosztów utrzymania parku maszynowego, jak również czynniki popytowe wynikające z wysokiej dynamiki wynagrodzeń - wyjaśniono.
Eksperci BIEC podkreślili, że nie bez znaczenia dla przyszłej inflacji jest również kurs złotego względem euro i dolara.
Spośród siedmiu składowych wskaźnika pięć działało w kierunku wzrostu inflacji a dwie w kierunku jej spadku - napisano.
Zdaniem BIEC najsilniej proinflacyjnie działały „zdecydowanie wyższe niż przed miesiącem” oczekiwania konsumentów na wzrost cen towarów i usług.
W pierwszych dwóch miesiącach bieżącego roku systematycznie zmniejszał się odsetek tych przedstawicieli gospodarstw domowych, którzy spodziewali się przyspieszonego wzrostu cen. Związane to było najprawdopodobniej ze stabilizacją cen żywności na początku 2018 roku - wskazano.
Ostatnio zaś nastąpiło „odwrócenie tendencji i oczekiwania inflacyjne konsumentów nasilają się” - podkreślili eksperci Biura.
Tendencja ta, jak wyjaśniono, najprawdopodobniej utrzyma się w najbliższych miesiącach, do czego przyczyni się wzrost cen benzyny w wyniku zarówno wyższych cen ropy naftowej na światowych rynkach, jak też wprowadzenia tzw. dodatkowego podatku w postaci opłaty emisyjnej.
Trudno spodziewać się, aby przedsiębiorstwa przetwórstwa ropy naftowej wzięły na siebie koszty tego podatku zwłaszcza w sytuacji drożejącej ropy i słabnącego złotego. Najbliższe 3-4 miesiące zapewne pokażą, w jakim stopniu nowy podatek przełoży się na wzrost cen paliw, a w dalszej kolejności na pozostałe ceny towarów - oceniono.
Jak zaznaczono, oczekiwania przedsiębiorców co do kształtowania się cen na produkowane przez nich wyroby „są nieco bardziej powściągliwe” niż w przypadku konsumentów. Wśród producentów presja na wzrost cen, wyrażona różnicą pomiędzy odsetkiem firm planujących podwyżki, a odsetkiem firm planujących obniżenie cen, zmniejsza się od dwóch miesięcy (łączny spadek o ok. 3 punkty procentowe)- zaznaczono.
Ciągle jednak są to oczekiwania blisko dwukrotnie podwyższone w stosunku do średniej z ubiegłego roku - napisano.
Według BIEC wzrost cen planują najczęściej przedstawiciele branży przetwórstwa ropy naftowej i energetyki. Tylko w dwóch branżach dominują firmy planujące obniżki cen. Chodzi o producentów wyrobów elektronicznych i przedstawicieli przemysłu farmaceutycznego - wskazano.
Niezależnie od nastrojów dotyczących spodziewanego tempa wzrostu cen, wyrażanych zarówno przez konsumentów, jak i przedstawicieli producentów, koszty prowadzonej działalności gospodarczej systematycznie rosną, co zarówno wpływa na niższe zyski przedsiębiorstw, jak również na ewentualny wzrost cen oferowanych przez nich towarów i usług - podkreślono.
Na podst. PAP