Belgowie boją się metra i miejsc publicznych
Ze względu na strach przed terroryzmem wciąż ponad 30 proc. Belgów boi się korzystać z metra w stołecznej Brukseli czy przebywać w miejscach publicznych. Władze kraju walczą z terroryzmem razem z Francją i planują włączyć do tej współpracy Maroko i Hiszpanię.
W ubiegłym tygodniu premierzy Belgii i Francji, Charles Michel i Edouard Philippe, zapowiedzieli wzmocnienie współpracy w walce z terroryzmem oraz rozszerzenie tej działalności bilateralnej do formatu czterostronnego - włączającego Maroko i Hiszpanię.
W ramach tej współpracy regularnie odbywać się będą spotkania ministrów sprawiedliwości czterech państw, które - jak wyjaśniono w oświadczeniu po spotkaniu Michela z Philippe’em - mają pomóc w „zmaterializowaniu na wysokim szczeblu zaangażowania ich rządów oraz solidarności w walce z islamskim terroryzmem”. Pierwsze spotkania w tym formacie planowane są na koniec bieżącego roku.
Belgijskie media zauważają, że choć planowane jest dalsze zacieśnianie współpracy francuskich i belgijskich władz w walce z terroryzmem, te wspólne wysiłki obu państw prowadzone są na szeroką skalę już od zorganizowanych przez brukselską komórkę Państwa Islamskiego (IS) zamachów w Paryżu i Brukseli (listopad 2015 r. i marzec roku 2016).
Wówczas - przypomniano na portalu belgijskiej telewizji RTBF - rządy, władze sądowe obu państw, także na najwyższym szczeblu, oraz służby wywiadowcze nawiązały współpracę na niespotykaną wcześniej skalę; chodzi przede wszystkim o wymianę informacji oraz tworzenie wspólnych zespołów dochodzeniowych. W tym roku - jak przekazał belgijski premier - oba kraje wymieniły 9,2 tys. informacji dotyczących siatek terrorystycznych oraz osób podejrzewanych o przynależność do nich.
Wspólne działania obu państw mają teraz dotyczyć również zapobiegania radykalizacji, zwłaszcza w środowiskach więziennych, poszerzenia wspólnych operacji służb obu państw czy ujednolicania baz danych.
22 marca 2016 roku w Brukseli doszło do zamachów na lotnisku Zaventem oraz na stacji metra Maelbeek, w których zginęły 32 osoby, a 340 zostało rannych. Media zauważają, że od tamtego czasu w Belgii co jakiś czas dochodzi do ataków, jednak bardziej indywidualnych i spontanicznych, przeprowadzanych przez osoby zradykalizowane, bez wsparcia organizacji terrorystycznej; tę formę eksperci nazywają niekiedy „terroryzmem low cost”.
Atak o takim charakterze miał miejsce np. 6 sierpnia 2016 roku w leżącym na południe od Brukseli Charleroi; mężczyzna wyjął z plecaka maczetę, poważnie raniąc dwóch policjantów. Rok później trzech żołnierzy zostało zaatakowanych nożem w centrum Brukseli przez napastnika krzyczącego „Allahu akbar”. Z kolei pod koniec maja br. w Liege napastnik dokonał zamachu, atakując na ulicy policjantki; w sumie w zamachu zginęły trzy osoby.
Zdaniem belgijskich władz zagrożenie terrorystyczne w ostatnich miesiącach spadło; w lutym br. rząd zmniejszył liczbę żołnierzy wspomagających policjantów w patrolowaniu ulic i zapowiedział dalszą redukcję. W styczniu stopień zagrożenia atakami terrorystycznymi obniżono w większości miast na drugi w czterostopniowej skali, co oznacza, że prawdopodobieństwo takiego zamachu jest „nieduże”.
Jednak służby wciąż obawiają się powrotu do kraju bojowników ze stref walk w Syrii i Iraku oraz ideologii propagowanej przez IS w sieciach społecznościowych czy wśród osadzonych w belgijskich więzieniach.
Po zamachu w Liege rządowa grupa koordynacyjna ds. analizy zagrożeń OCAM w pierwszej połowie czerwca otrzymywała znacznie więcej zgłoszeń dotyczących domniemanych terrorystów. Przed 29 maja, gdy doszło do strzelaniny w Liege, średnio OCAM otrzymywała dziennie 44 takie zgłoszenia; po zamachu liczba ta wzrosła do 59. Chodzi o informacje przekazywane OCAM przez strażników więziennych, pracowników opieki społecznej czy zwykłych obywateli, którzy np. usłyszeli „podejrzane” rozmowy lub zauważyli nietypowe zachowanie.
Jednocześnie zgodnie z opublikowanymi w poniedziałek danymi belgijskiego urzędu statystycznego w 2017 roku sektor turystyczny w Belgii zanotował dużo lepsze wyniki niż w roku 2016, gdy liczba turystów w Belgii spadła ze względu na strach przed zamachami terrorystycznymi. W sumie w 2017 roku turyści zarezerwowali w Belgii ponad 38,5 mln noclegów - o 5 procent więcej niż w roku 2016, a nawet o 1 procent więcej niż w 2015 roku. Z kolei w samym regionie stołecznym wzrost liczby rezerwowanych noclegów między rokiem 2016 a 2017 wyniósł aż 22 proc. Tutaj jednak wciąż nie osiągnięto poziomu z roku 2015, sprzed zamachów w stolicy.
Wyniki sondażu opublikowanego w marcu br. w belgijskim dzienniku „Le Soir” ukazują natomiast, że wciąż ok. 30 proc. mieszkańców stolicy odczuwa strach przed korzystaniem z metra; jednocześnie ok. 33 proc. wszystkich Belgów obawia się podróżowania samolotami, pociągami czy przebywania w miejscach publicznych.
Za to pytani przez PAP w centrum Brukseli mieszkańcy miasta nie wydają się potwierdzać tych statystyk. Trzy studentki mówią, że młodzi zupełnie nie boją się spędzać czasu w miejscach publicznych.
Może dlatego, że widać na ulicach policjantów, wojskowych, jest ich wielu. Naprawdę nie ma strachu. - Wiem, że ryzyko (zamachu) jest ciągle duże, ale trzeba żyć dalej. Poza tym nasze służby są bardzo sprawne - ocenia Melissa.
Jej koleżanka Mathilde mówi natomiast, że właśnie widok policjantów na ulicy przypomina jej o strachu.
Wtedy zaczynasz rozumieć, że zagrożenie jest realne. Ale nie jest ich tak bardzo dużo. Dzisiaj na przykład nie widziałam żadnego! - zauważa.
Mieszkający w nazywanej „wylęgarnią terrorystów” dzielnicy Molenbeek 51-letni Dominique ze śmiechem przyjmuje pytanie o to, czy odczuwa strach przed zamachami i odpowiada zdecydowanie, że „ani trochę”.
Ludzie boją się mniej niż dwa lata temu. Zresztą przecież to może wydarzyć się wszędzie, nie tylko tutaj - podkreśla.
Zupełnie się nie boję. - Wśród moich znajomych mam jedną osobę, która boi się wychodzić- zapewnia również 32-letnia Carine.
Po długim zastanowieniu kobieta stwierdza, że może jedna na 10 osób w jej otoczeniu odczuwa strach przed terrorystami w Brukseli.
Dlaczego się nie boimy? Na pewno policjanci i żołnierze dodają ludziom pewności. Poza tym wypadki to przecież nie codzienność, a ludzie żyją codziennością, to jest przecież ważniejsze. Większość z nas naprawdę czuje się w Brukseli pewnie. Staramy się widzieć rzeczy dobre; to tylko media skupiają się na tych złych - zauważa.
(PAP)