Palak: "ACTA2 nie jest dobrym rozwiązaniem"
Tzw. ACTA2 nie jest dobrym rozwiązaniem - przede wszystkim odnośnie art. 11 i 13 - ale nie wprowadza cenzury i nie zakazuje memów. Jej najbardziej szkodliwym aspektem jest wzmocnienie pozycji silnych graczy rynkowych, których stać na wprowadzenie oczekiwanych przez nią narzędzi - oraz zaszkodzenie drobniejszym, oddolnym inicjatywom - mówi w wywiadzie dla wGospodarce.pl Tomasz Palak, radca prawny, autor bloga tomaszpalak.pl.
Arkady Saulski: Parlament Europejski oficjalnie przegłosował przepisy, zwane zbiorowo ACTA2. W internecie wybuchła po głosowaniu istna panika. Czy naprawdę jest tak, że nowe prawo wprowadza cenzurę, zakazuje memów? Czy rzeczywiście czekają nas mroczne wieki?
Tomasz Palak: Panika jak to zwykle bywa stała się mocno chaotyczna i informacje potrafią być przesadzone. Tzw. ACTA2 nie jest dobrym rozwiązaniem - przede wszystkim odnośnie art. 11 i 13 - ale nie wprowadza cenzury i nie zakazuje memów. Jej najbardziej szkodliwym aspektem jest wzmocnienie pozycji silnych graczy rynkowych, których stać na wprowadzenie oczekiwanych przez nią narzędzi - oraz zaszkodzenie drobniejszym, oddolnym inicjatywom.
Największe kontrowersje budzi art. 13. Czy mógłby Pan opisać pokrótce (i zrozumiale dla szarego odbiorcy) co on zawiera i dlaczego tak wiele osób, w tym wielu eurodeputowanych, postrzega go jako groźny dla wolności słowa w sieci?
Skrajnie upraszczając oznacza on odpowiedzialność strony za zawarte na niej przez użytkowników treści - a więc pośrednio zmusza do filtrowania tych treści. To powoduje konieczność zatrudniania osób lub stosowania komputerowych algorytmów, które są zawodne i nie uwzględniają np. naszego prawa do cytowania. Stąd tylko najwięksi będą w stanie jako tako sprostać temu wymogowi.
Poseł-sprawozdawca Axel Voss broniąc zmian w prawie mówił też o tzw. fake newsach: „Google, Facebook i YouTube rządzą internetem, rozpowszechniają błędne informacje.” Czy więc rzeczywiście chodzi o prawa autorskie czy też o walkę z tym zjawiskiem sieciowym?
Z pewnością odpowiedzialność za wrzucane na moją stronę treści spowodowałaby u mnie ich większe weryfikowanie, a więc pośrednio regulacja to ograniczy. Tym bardziej w kontekście największych wymienionych przez Pana firm, których dotychczasowe polityki walki z fake newsami wynikają jak dotąd jedynie z ich rzekomej dobrej woli. Natomiast jestem przekonany, że fake newsy nie znikną - walka z nimi to raczej kwestia edukacji, ostrożności. A nie tego, że ktoś coś każe.
„Nie chcę, by to korporacje decydowały o dopuszczaniu treści do obiegu. Ta ostrożność zamieni się w prewencje w obawie przed karami. Dawniej prewencja to cenzura, w świecie cyfrowym to pomyłka” - to z kolei słowa europosła Michała Boniego, przeciwnika kontrowersyjnych artykułów. Czy Pan, jako prawnik specjalizujący się między innymi w prawie autorskim podziela te obawy?
Tak, zdecydowanie. Firmy obawiając się kar będą pewne rzeczy eliminować „na zapas” - z nadmiaru ostrożności, aby nie musieć się tłumaczyć. Treści mogą przecież do siebie nawiązywać, cytować, inspirować się, być parodią i tak dalej - prawo autorskie to uwzględnia. Algorytmy lub firmy skupione na swoich budżetach już nie muszą.
Jeśli istotnie zapisy będą szkodliwe czy też wprowadzające skrajne ograniczenia w możliwości ekspresji w sieci to czy Polska ma jakieś prawne możliwości obrony przed szkodliwymi zapisami?
Przede wszystkim mamy dwa lata na wdrożenie dyrektywy. W przeciwieństwie do rozporządzenia (jakim jest np. RODO) nie mamy narzuconego wprost tekstu do stosowania we wszystkich krajach tak samo - każdy kraj zostałzobowiązany do osiągnięcia zawartych w dyrektywie celów poprzez swoje przepisy. Może będzie jeszcze szansa na złagodzenie jej w ten sposób.
Rozmawiał Arkady Saulski.