Inwestorzy zagraniczni na polskim rynku pracy
Wpływ inwestorów zagranicznych na rynek pracy w Polsce jest trudny do przecenienia, dlatego poświęciliśmy mu jedną z debat w ramach naszego projektu Forum wGospodarce.pl. Celem Forum jest umożliwienie dialogu między inwestorami obecnymi w naszym kraju od wielu lat a liderami administracji i wypracowanie wspólnych wniosków oraz rekomendacji służących tworzeniu lepszych warunków rozwoju dla globalnych graczy i zachęcenia ich do zwiększania reinwestycji
Rynek pracy jest szczególnie wrażliwym tematem z uwagi na to, że często można usłyszeć opinie, iż niskie koszty zatrudnienia, a więc de facto niskie pensje dla pracowników, są głównym magnesem przyciągającym zagranicznych inwestorów do Polski. Co ciekawe, opinie te nie znajdują potwierdzenia w faktach, co udowadniali w czasie naszej debaty nie tylko reprezentanci inwestorów, lecz także przedstawiciele administracji państwowej.
Prowadzący debatę Stanisław Koczot, zastępca redaktora naczelnego „Gazety Bankowej”, zauważył na wstępie, że wpływ inwestorów zagranicznych na rynek pracy w Polsce jest dwojaki. Zagraniczne firmy nie tylko bowiem same zatrudniają bezpośrednio tysiące pracowników, lecz również generują dodatkowo wiele miejsc pracy w sektorach kooperujących. Oznacza to, że standardy wypracowywane przez zagraniczne firmy mogą oddziaływać na cały rynek pracy. Czy tak faktycznie jest, o tym mówiła dr Ewa Flaszyńska, dyrektor Departamentu Rynku Pracy w Ministerstwie Pracy, Rodziny i Polityki Społecznej.
Według ostatnich danych za 2017 r. zagraniczni inwestorzy zatrudniali w Polsce prawie 2 mln osób, z czego najwięcej w województwach mazowieckim, wielkopolskim, śląskim i dolnośląskim. Warto zwrócić uwagę, że choć mamy dziś w Polsce rekordowo niskie bezrobocie, osób bez zatrudnienia jest mniej niż milion, to Polska jest pod tym względem bardzo zróżnicowana w poszczególnych regionach – mówiła Ewa Flaszyńska. – Jednocześnie tam, gdzie bezrobocie jest najniższe, mamy do czynienia z rynkiem pracownika, czyli rąk do pracy po prostu brakuje. Natomiast warto zauważyć, że dziś, w przeciwieństwie do początków transformacji ustrojowej, zdecydowaną większość stanowisk kierowniczych w dużych międzynarodowych koncernach działających w Polsce zajmują właśnie Polacy. 30 lat temu to zagraniczni inwestorzy uczyli nas nowych relacji pracowniczych w firmach czy nowych standardów na linii firma–klient. Dziś firmy zagraniczne kładą bardzo duży nacisk na podnoszenie kwalifikacji pracowników, na szkolenia. To są istotne standardy, jakie wprowadzili na polski rynek zagraniczni inwestorzy. Natomiast standardem, który odczytuję negatywnie, był – również nowy po transformacji ustrojowej – model restrukturyzacji firm polegający głównie na zwalnianiu dużych grup pracowników. Wcześniej Polacy tego nie znali.
Stanisław Koczot zapytał drugiego reprezentanta administracji Bartosza Marczuka, wiceprezesa Polskiego Funduszu Rozwoju, o to, czy dziś możemy oczekiwać czegoś więcej od zagranicznych inwestorów działających w Polsce oraz czy istnieją jakieś bariery, które ograniczają ich działanie, a może nie wykorzystują oni do końca swoich możliwości; co pod tym względem może się zmienić z punktu widzenia państwa, a co mogą zrobić sami zagraniczni pracodawcy.
Bartosz Marczuk przywołał na wstępie raport Fundacji Republikańskiej, z którego wynika, że zagraniczni inwestorzy średnio aż o 40 proc. lepiej wynagradzają swoich pracowników w porównaniu z firmami rodzimymi oraz przeznaczają dwa razy więcej środków na badania i rozwój.
Inwestycje zagraniczne w znacznym stopniu przyczyniły się do niwelowania nierówności ekonomicznych w naszym kraju, co wyraźnie pokazuje nam wskaźnik Giniego – podkreślił Bartosz Marczuk. – Oczywiste jest też to, że na początku lat 90. potrzebowaliśmy know-how, technologii i kapitału, którego dostarczali nam zagraniczni inwestorzy. Dziś sytuacja jest już nieco inna, bo Polska znajduje się na innym etapie rozwoju. Przede wszystkim zdezaktualizowało się twierdzenie, jakoby kapitał nie miał narodowości. Musimy pamiętać, że inwestorzy zagraniczni głównie pracują na rzecz tych krajów, w których znajduje się ich siedziba główna. Od razu podkreślę, że nie ma w tym nic złego, tak samo funkcjonują polskie firmy, które wchodzą na zagraniczne rynki. Natomiast czynnikiem, który może wyróżniać pożądanego inwestora zagranicznego jest kwestia odprowadzenia podatków. Tu warto przytoczyć głośny przykład dużych sieci handlowych, z których jedne płacą wysokie podatki w Polsce, a inne nie…
Z wypowiedzią Bartosza Marczuka polemizowała Renata Juszkiewicz, prezes Polskiej Organizacji Handlu i Dystrybucji, która stanowczo zaprotestowała przeciwko twierdzeniu, jakoby jakieś duże zagraniczne sieci handlowe unikały płacenia podatków w Polsce.
Sieci często nie ujawniają swoich dochodów, ale to nie znaczy, że nie płacą podatków. Fałszywym stereotypem jest także to, że korzystamy z jakichś ulg podatkowych. Muszę to wyraźnie podkreślić, bo zagraniczne sieci handlowe zrzeszone w POHiD, zatrudniające w sumie 200 tys. osób, uczciwie płacą CIT oraz ZUS i PIT za pracowników. Te podmioty zainwestowały w Polsce miliardy – mówiła Renata Juszkiewicz.
Bartosz Marczuk wskazał, że cytował jedynie listę podatników udostępnianą przez Ministerstwo Finansów, i jednocześnie podkreślił, iż docenienie wielomiliardowych inwestycji zagranicznych jednak nie może przesłaniać tego, że zostały one poczynione w celu osiągania dochodów, po prostu w celu robienia biznesu i nie na miejscu jest tutaj jakaś przesadna wdzięczność.
Tak działa świat, tak działa globalna gospodarka, że transferuje się zyski, czego mieliśmy w Polsce przykład w czasie kryzysu w 2008 r. Nie ma co się na to obrażać – argumentował Bartosz Marczuk. – Dlatego warto budować własne marki, docelowo globalne. To jest kluczowe dla rozwoju, jakości miejsc pracy, wysokości płac w Polsce – dodał.
Owszem, przychodzimy do Polski po to, by zarabiać pieniądze, ale także płacimy od tego podatki. Z samego CIT sieci handlowe zapłaciły w 2016 r. 700 mln zł. Zresztą przygotowaliśmy dla Ministerstwa Finansów pełne dossier z wyliczeniem, ile sieci handlowe płacą podatku. Na pewno żadna z firm przez nas zrzeszanych nie próbuje tego unikać – odpowiedziała Renata Juszkiewicz.
Ta część debaty wyraźnie wskazała, że dialog pomiędzy administracją a inwestorami jest konieczny, by na bieżąco wyjaśniać wszelkie kontrowersyjne kwestie.
Bariery, takie jak skomplikowane prawo, w tym prawo podatkowe, z pewnością dotykają każdego inwestora, nie tylko zagranicznego. Natomiast chcę podkreślić, że aktualnie polskie państwo chce te bariery znosić, czego dowodem jest chociażby pakiet zmian legislacyjnych zawartych w Konstytucji dla biznesu, z jej głównym mottem, że co nie jest zabronione, jest dozwolone. Choć przyznaję, że mamy jeszcze wiele do zrobienia – powiedział Bartosz Marczuk.
Dziś kluczowym problemem dla pracodawców wydaje się pozyskiwanie pracowników – powiedział Stanisław Koczot.
Tak i tu właśnie rolę do odegrania ma państwo. Dzięki mądrej polityce społecznej trzeba starać się zatrzymać ludzi w Polsce. I jeśli się uda, to również skłaniać emigrantów do powrotu. Na razie luki na rynku pracy uzupełniają osoby z zagranicy. One się u nas świetnie odnajdują, już 600 tys. takich osób pracuje w Polsce na kontraktach, na oficjalnych umowach. Państwo także musi mieć pomysł, jak takie osoby mądrze zagospodarować w naszym systemie organizacji pracy – powiedział Bartosz Marczuk.
Zagraniczni inwestorzy dzięki swoim wysokim standardom pracy utrzymują u siebie dłużej pracowników i – co za tym idzie – przyczyniają się do ich rozwoju oraz pozostawania w Polsce. Zwróciła na to uwagę Inna Yakovchuk, dyrektor ds. HR i członek zarządu JTI Polska.
Omawiając wpływ inwestorów zagranicznych na polską gospodarkę, wypada zacząć od perspektywy ludzi. W JTI wierzymy, że utalentowani i dobrze wykwalifikowani pracownicy rozwijają nasz biznes. Chętnie wspieramy ich w budowaniu kariery, jednocześnie dając każdej zatrudnionej u nas osobie możliwość rozwoju osobistego i zawodowego, zdobywania ciekawych doświadczeń oraz podnoszenia kwalifikacji. Warto także pamiętać, że inwestowanie w pracowników, rozwijanie ich, godne wynagradzanie to wspieranie całych rodzin, a więc właśnie likwidacja konieczności emigracji zarobkowej. Dodatkowo zwiększanie kwalifikacji pracowników poprzez oferowane im szkolenia krajowe, zagraniczne, dofinansowanie edukacji i naukę języków obcych stale podnosi poprzeczkę na polskim rynku pracy i pozytywnie wpływa na jego jakość. Natomiast dziś rzeczywiście jest tak, że to pracodawca musi konkurować o ludzi. I to sprawia, że przedsiębiorstwa, nie tylko z zagranicznym kapitałem, lecz również krajowe, muszą z sobą konkurować i tworzyć jak najlepsze miejsca pracy, żeby zatrzymać pracowników. Ten problem dotyczy także rynków pracy poza Polską. JTI, podobnie jak inne firmy, sprowadza wykwalifikowanych pracowników z zagranicy, czego ja sama jestem przykładem. Natomiast nasza firma bardzo chciałaby widzieć Polaków wracających z emigracji – mówiła Inna Yakovchuk. – Dodatkowo chcę zwrócić uwagę, że wpływ JTI nie ogranicza się do bezpośredniego zatrudniania pracowników, ale oddziałujemy na firmy, z którymi współpracujemy. Poprzez wysokie stawianie poprzeczki wpływamy na jakość produktów i usług zewnętrznych dostawców.
Kolejną firmą, która ma ogromny wpływ i wieloletnie doświadczenie związane z polskim rynkiem pracy, jest McDonald’s. To jeden z największych pracodawców zatrudniających ludzi młodych oraz takich, dla których ważne jest elastyczne podejście pracodawcy do czasu pracy. Jak firma sobie radzi z brakami zatrudnienia na polskim rynku? Jakie widzi sposoby rozwiązania tego problemu?
Perspektywa, którą reprezentuję, nie jest do końca perspektywą inwestora zagranicznego, gdyż nasz biznes opiera się głównie na franczyzie – 85 proc. naszych restauracji jest w rękach małych i średnich przedsiębiorców. W naszych restauracjach jest zatrudnionych 25 tys. osób, a łącznie z sektorami współpracującymi z McDonald’s Polska tworzymy 40 tys. miejsc pracy. Mimo tych imponujących liczb podobnie jak inni pracodawcy zmagamy się obecnie z problemami wynikającymi z braku rąk do pracy. Oczywiście sięgamy po pracowników z zagranicy, których liczebność w naszych zespołach oscyluje dziś ok. 10 proc. Niestety często przegrywamy w konkurencyjnym wyścigu o te osoby z podmiotami z szarej strefy. Problemem jest tutaj czas potrzebny do otrzymania wszystkich zezwoleń na pracę przez obcokrajowców. Zatrudniamy wyłącznie na umowy o pracę i po prostu musimy czekać na wszelkie zgody urzędowe. Tu daje się niestety zauważyć dużą niespójność w działaniu urzędów, bo w zależności od regionu czy województwa różny jest czas dopełniania procedur legalizacji pobytu i zatrudnienia. Często nasi potencjalni pracownicy nie mają za co się utrzymać w oczekiwaniu na pozwolenia i to właśnie takie osoby trafiają do szarej strefy. Tutaj z pewnością przydałoby się usprawnienie i przyspieszenie państwowych procedur. Oprócz pracowników z zagranicy otwieramy się na osoby, które przekroczyły 50. rok życia, a także takie, które wymagają od pracodawcy elastyczności w podejściu do czasu świadczenia pracy. Chętnie podejmują u nas pracę młode mamy czy opiekunowie osób niepełnosprawnych, którzy nie mogą sobie pozwolić na podjęcie pracy w stałym wymiarze godzin, np. od 8.00 do 16.00 – powiedziała Anna Borys-Karwacka, dyrektor ds. korporacyjnych, McDonald ‘s Polska.
Anna Borys-Karwacka zauważyła także, że elastyczne podejście do pracownika pozwala na odzyskanie dla rynku dużych grup osób wcześniej nieaktywnych.
Osoby te poza elastycznością doceniają oferowaną przez nas stabilność zatrudnienia oraz intensywny i kompleksowy system szkoleń, który pozwala uzupełnić kwalifikacje oraz kompetencje już w czasie trwania pracy. Warto podkreślić, że są to nie tylko kompetencje konkretnie powiązane z wykonywaną pracą, lecz cała pula kompetencji miękkich, tzn. komunikacyjnych, uniwersalnych. Ich zdobycie powoduje, że pracownik ma szersze możliwości na rynku niż wcześniej – dodała Anna Borys-Karwacka.
O tym, jak kwestie regulacyjne wpływają na możliwość zatrudniania cudzoziemców, wiedzą najlepiej przedstawiciele sieci handlowych.
Oczekiwaliśmy takich zmian na rynku pracy, które umożliwią nam pozyskiwanie pracowników z zagranicy. Niestety wśród branż, w których rząd badał wpływ zatrudniania cudzoziemców na rynek pracy, handel został pominięty. To dziwne, bo w handlu pracuje 2 mln ludzi w Polsce. Zagraniczne sieci handlowe mają swój ogromny wkład w zmianę naszego rynku pracy. Gdy zaczynały działalność 20 lat temu, okazało się, że brakuje pracowników wykwalifikowanych do pracy w sklepach wielkopowierzchniowych, a szkoły handlowe wypuszczają na rynek absolwentów zupełnie nieprzygotowanych do takich zadań. Sieci handlowe musiały włożyć ogromny wysiłek w wyszkolenie ludzi i zaimplementowanie własnego know-how. To ustawiczne szkolenie jest jedną z charakterystycznych cech handlu. Wyraźnie widać je w możliwościach wewnętrznego awansu. W handlu, jak chyba w żadnej innej branży, niewykwalifikowany pracownik piastujący bazowe stanowisko ma szansę w stosunkowo krótkim czasie zostać dyrektorem lub kierownikiem sklepu. Jednocześnie, znów na przekór stereotypom, chcę podkreślić, że płace w handlu są stosunkowo wysokie. Tylko w naszej branży osoby bez kwalifikacji mogą otrzymać na starcie między 3 a 4 tys. zł, co jest ofertą zdecydowanie bardziej atrakcyjną w porównaniu z innymi zawodami. Wśród załóg naszych sklepów mamy duży odsetek kobiet, studentów oraz osób starszych, którym najtrudniej znaleźć pracę. Zatrudnieni dostają umowy o pracę, pełny pakiet opieki medycznej, a najbiedniejsze rodziny mogą liczyć na dofinansowanie wczasów, kolonii i inne zapomogi. Jeszcze raz podkreślam, że zrzeszone w POHiD firmy płacą rocznie 3 mld zł podatków dochodowych od pracowników. Dodatkowo oczywiście kreujemy potężny rynek pracy na zewnątrz. Są to nasi współpracownicy od logistyki, dostawcy, firmy budowlane, ochroniarskie czy sprzątające i cała powiązana z handlem struktura. Omawiając rynek pracy, nie sposób pominąć też tematu zakazu handlu w niedziele. Przepis, który w zamyśle miał wpłynąć na poprawę jakości życia pracowników, odniósł przeciwny skutek. Zwiększony ruch w sklepach przeniósł się na sobotę, w efekcie ludzie pracują ciężej w inne dni. Dodatkowo widać wyraźnie, że najbardziej na zakazie ucierpiały sklepy o powierzchni między 100 a 200 m2, prowadzone przez polskich przedsiębiorców. Zyskały jedynie stacje benzynowe, ale znów – ich pracownicy są teraz w niedziele zdecydowanie bardziej obciążeni niż wcześniej – mówiła Renata Juszkiewicz.
O ile w handlu na bazowym stanowisku można się obejść początkowo bez wysokich kwalifikacji, o tyle z pewnością nie jest to możliwe w przypadku poszukiwania zatrudnienia w takiej firmie jak Samsung – koncernie, w którego działalności nasz kraj odgrywa jedną z kluczowych ról.
Samsung jest dziś tak naprawdę polską firmą – powiedział Olaf Krynicki, dyrektor komunikacji Samsung Electronics Polska. – Stawiam taką tezę, gdyż Samsung ma w Polsce trzy prężne ośrodki, zlokalizowane w Warszawie, we Wronkach i w Krakowie. W Warszawie mieszczą się ośrodek R&D, biuro sprzedażowe i centrala firmy, we Wronkach mamy innowacyjną fabrykę budującą najbardziej zaawansowane technologicznie urządzenia AGD, a w Krakowie rozwijamy biuro badawczo-rozwojowe pracujące nad rozwiązaniami sieciowymi. Warto nadmienić, że to w naszym warszawskim biurze R&D w Warszawie opracowano używane dziś na całym świecie rozwiązanie Smart TV. I zrobili to Polacy! Aby ugruntować swoją pozycję technologicznego lidera, trzeba jednak cały czas się rozwijać. Dlatego tworzymy miejsca, które wspierają innowacyjność, czyli inkubatory technologiczne Samsunga. Fabryka we Wronkach została wskazana przez koreańską centralę jako jedyna poza Koreą, gdzie powstaje nasz najbardziej innowacyjny produkt, np. lodówka Family Hub, będąca swoistym centrum zarządzania domem. Oczywiście ciągły rozwój wymaga też od nas stałego podnoszenia kompetencji pracowników. Warto zauważyć, że nabyte przez nich umiejętności zostają w Polsce. Dla nas najlepszym rozwiązaniem byłoby zatrudnienie wyłącznie polskich pracowników, ale przy obecnej strukturze rynku pracy wiemy, że nie jest to możliwe. Tęsknym wzrokiem spoglądamy na Wietnam, gdzie w naszej innej megafabryce zatrudniamy wielu znakomitych fachowców. Wietnamczycy podobnie jak Polacy dysponują wysokimi kwalifikacjami i przydałyby się ułatwienia służące możliwości podejmowania pracy przez obywateli Wietnamu w Polsce.
Z wypowiedzi uczestników naszej debaty wynika, że obecnie największą barierą rozwojową jest brak pracowników. W najbliższych latach poznamy odpowiedź na pytanie, czy okoliczność ta wpłynie na masowe powroty Polaków z emigracji, czy też państwo zdecyduje się szerzej uchylić drzwi dla pracowników z zagranicy.