Polska nauka potrzebuje lepszego postrzegania
W Polsce mamy już sytuację, w której biznes i nauka przenikają się i wzajemnie korzystają ze swoich osiągnięć – wynika z debaty o wpływie globalnych inwestorów na innowacyjność polskiej gospodarki, która odbywała się w naszej redakcji w ramach Forum wGospodarce.pl.
Od kilkunastu lat obserwujemy bliską współpracę, a nawet pewną symbiozę między nauką a biznesem, jako że dzisiaj na uczelniach i w biznesie pracują jednakowo dobre osoby, które znają się jeszcze z czasów studiów i często się ze sobą kontaktują. W rezultacie relacje między ludźmi biznesu a naukowcami mocno się zacieśniają. Dzieje się tak także dlatego, że na rynku i na uczelniach coraz prężniej działają kluby absolwentów. Zjawisko to także jest ważnym elementem styku ludzi biznesu oraz studentów ludzi i nauki. Następuje wymiana poglądów, prowadzi się wspólne badania, w rezultacie czego z jednej strony powstają nowe rozwiązania i tworzy się nowe produkty oraz nowoczesne rozwiązania biznesowe, a z drugiej strony firmy mają dostęp do młodej i dobrze wykształconej kadry – powiedział prof. Alojzy Z. Nowak, dziekan Wydziału Zarządzania Uniwersytetu Warszawskiego.
Jest współpraca, ale są również problemy
I choć przykładów tej symbiozy jest coraz więcej, to nadal są sfery, w których jest wiele do zrobienia. Problemem jest – według przedstawiciela świata nauki – promocja tego, co zostało na uczelniach stworzone.
Inwestycje w naukę wymagają dużych nakładów, których rezultaty nie są pewne, cierpliwości w oczekiwaniu na rezultaty, a na koniec potrzebne jest jeszcze stworzenie takiego systemu, który umożliwiałby wykorzystanie wyników badań. To nie jest tak, że wyniki badań same się przebiją. To, co powstanie na uczelniach, musi zostać jeszcze wypromowane, a to oznacza duży wysiłek finansowo-marketingowy. Pytanie, kto powinien ten wysiłek podjąć? – mówił prof. Nowak. – Muszę powiedzieć, że doświadczenie i obserwacje rynku zarówno na zachodzie Europy, jak i w Azji oraz Stanach Zjednoczonych wskazują, iż wiele do powiedzenia w tym zakresie ma państwo, które poprzez środki budżetowe – tam gdzie jest to oczywiście możliwe, ale także poprzez swoje instytucje i sieć dyplomatyczną – może się w sposób zasadniczy przyczynić do promowania krajowych produktów i krajowych rozwiązań.
Firmy działające w Polsce również przyznają, że bardzo chętnie współpracują z naukowcami.
Nasz model współpracy nie polega na zlecaniu badań, ale na poszukiwaniu pomysłów i projektów, które mają potencjał do tego, aby uzupełnić nasze zaplecze badawczo-rozwojowe lub stworzyć innowacyjną formę terapii – powiedział Michał Kurzelewski, dyrektor medyczny w Pfizer Polska. – Cieszy mnie ogromna otwartość polskich naukowców na to, aby stać się częścią tego procesu. Z punktu widzenia biznesu nie ma znaczenia, skąd innowacja pochodzi – liczy się to, czy ona jest dobra, skuteczna, przemyślana. W przypadku branży farmaceutycznej finalnym produktem tej współpracy jest odpowiedź na pytanie, czy powstanie nowy lek, czy będzie można dzięki niemu leczyć pacjentów, czy też nie – dodał.
On jednak także zauważa szereg wyzwań związanych z niedostateczną promocją polskiej nauki.
Jednym z wyzwań z punktu widzenia firmy, w której pracuję, jest to, że marka polskiej nauki wciąż nie jest dostatecznie mocno ugruntowana na świecie. Niezwykle ubolewamy nad tym, gdyż potencjał polskiej nauki i kapitału ludzkiego jest ogromny – argumentował.
O współpracy z naukowcami mówił także Olaf Krynicki, dyrektor komunikacji w Samsung Polska. Ten koreański koncern w Polsce posiada m.in. Centrum Badań i Rozwoju, toteż współpraca z naukowcami jest bardzo silna. Co roku w Samsungu robionych jest przynajmniej kilka doktoratów wdrożeniowych, opracowywane są tzw. proof of concepts o wartości liczonej w milionach złotych, zatrudniani są inżynierowie z tytułem doktorów i setki stażystów z różnych uczelni w Polsce.
Widzimy jednak kilka barier. Uczelnie obawiają się, że najbardziej utalentowana kadra odpłynie z nich, a więc tym samym obniży się poziom jakościowy i ilościowy dorobku naukowego uczelni. Stąd może się brać potencjalna niechęć do delegowania pracowników uczelni do współpracy z biznesem. I to mimo że doktoraty wdrożeniowe robione u nas pokazują, iż współpraca z nami daje bardzo wartościowe efekty – powiedział Krynicki. – Poza tym czasem inaczej rozumiemy cykl projektowy – jeśli u nas taki cykl trwa przyjmijmy rok, uczelnia uważa, że prace powinny trwać dłużej. A projektowanie to tylko jeden z elementów procesu – potem jest jeszcze przygotowanie do produkcji, uruchomienie wytwarzania, w końcu produkcja i sprzedaż – dodał.
Ale podkreślał także, że współpraca z uczelniami jest dobra dla obu stron i niezwykle potrzebna. Zwrócił też uwagę, że z punktu widzenia biznesu ważne jest także to, ile czasu naukowiec spędza przy projekcie, którymi interesują się obie strony.
Kadra naukowa, która współpracuje z biznesem, jest bardzo mocno zaangażowana we wszystkie aspekty dydaktyczne na uczelni, co powoduje, że czasem nie może się mocniej zaangażować w projekt. Zawsze jednak staramy się znaleźć równowagę i rozwiązanie – powiedział Krynicki. – Podobnie jest z koniecznością pozyskiwania funduszy na badania, a więc praca administracyjna, która również odrywa naukowców od projektu – dodał.
Nad tym, aby współpraca między naukowcami a biznesem była jak najbliższa i dawała jak najlepsze rezultaty, pracuje Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego. W ostatnim czasie było sporo zmian w prawie, których celem było zbliżenie między nauką a biznesem.
Temu służyły ustawy o innowacyjności, temu służą także rozwiązania podatkowe umożliwiające odliczenie nawet do 100 proc. środków wydanych na innowacyjność – powiedział Andrzej Stanisławek, wiceminister nauki i szkolnictwa wyższego. – Doktoraty wdrożeniowe, również wprowadzone niedawno, są świetnym produktem promującym naukowców z dobrymi pomysłami – powiedział.
Resort nauki doskonale zdaje sobie sprawę, że polskie wydatki na naukę są zbyt niskie i należy je podnieść.
Obecnie wydajemy na badania i rozwój ok. 1 proc. PKB, a to za mało. Chcemy, aby państwo łożyło na ten cel ok. 1,8 proc. PKB. Ale staramy się także na inne sposoby wypełniać tę dolinę śmierci, jaka jest między nauką a biznesem, tak aby środki, które już mamy, były wydawane bardziej efektywnie – powiedział Andrzej Stanisławek. – Stworzenie Sieci Badawczej Łukasiewicz, która łączy 38 instytutów badawczych, daje nam bazę badawczą i wdrożeniową o dużym potencjale na tle Europy. Staramy się także stworzyć platformę cyfrową, w ramach której naukowcy będą mogli wyszukiwać przedsiębiorców, a przedsiębiorcy – naukowców i ich projekty – dodał.
On także, jak stwierdził, dostrzegł problem niedostatecznej renomy Polski i polskich innowacyjnych rozwiązań.
Zwrócono mi uwagę, że wiele polskich start-upów technologicznych rejestruje się poza Polską, np. w Niemczech, bo to ułatwia współpracę na rynku międzynarodowym. Polska w dziedzinie informatycznej jest potęgą, ale nie ma jednocześnie dziedzin – może poza grami – w których jesteśmy silni – powiedział wiceminister. – A więc musimy zmienić percepcję polskich naukowców – nie rozróżniam profesora od twórcy aplikacji – aby polska nauka stała się naszym wyróżnikiem – dodał.
Nauka obiektem pożądania
O wiele ważniejsze od barier, z jakimi stykają się obie strony – nauka i biznes – są korzyści do uzyskania. Wszyscy bowiem mają atuty, które druga strona uważa za bardzo cenne.
Zazdrościmy podejścia naukowego, a więc eksperckiej wiedzy, umiejętności rozwiązywania problemów i analizowania. To jest coś, czego bardzo potrzebujemy jako biznes – powiedział Olaf Krynicki z Samsunga. – Poza tym robi na nas wrażenie to, że naukowcy specjalizują się często w bardzo wąskich obszarach, co w biznesie nie jest możliwe. Dostęp do takich osób z naszego punktu widzenia jest bardzo cenny – dodał.
Cenną rzeczą u naukowców jest także to, że wielu pracuje nad rozwiązaniami, które zdecydują o przyszłości. Dla firm umiejętność przewidywania nadchodzących trendów to ogromny atut.
Chcielibyśmy także współpracować nie tylko w kontekście bieżących potrzeb, ale także tego, co będzie się dziać. Rozwiązania dotyczące obecnego świata już mamy – powiedział przedstawiciel Samsunga. – Liczymy, że wspólnie będziemy pracować nad tym, na co się przygotować, co nadejdzie za kilka i kilkanaście lat – powiedział.
O specjalizacji i wyjątkowej wiedzy będącej ogromnym atutem polskich naukowców mówił także Michał Kurzelewski z Pfizera.
Doceniamy potencjał intelektualny, umiejętności twórcze i bardzo wąską czasem specjalizację, co czyni z takich naukowców topowych ekspertów w swojej dziedzinie – mówił. – Dlatego strategicznie współpracujemy z Uniwersytetem Warszawskim, a dokładnie z Inkubatorem działającym przy tym uniwersytecie. Od kilku lat wspieramy inicjatywy uniwersyteckie, takie jak Akademia BraveCamp, w której biorą udział młodzi, zdolni, kreatywni ludzie z ciekawymi projektami, mającymi szanse w przyszłości stać się znaczącymi pomysłami na biznes, nie zawsze w naukach biologicznych. To miejsce i przestrzeń, gdzie doskonale widać młodych ludzi o absolutnie fantastycznym potencjale – dodał.
Firmy przyciągają także projekty, które realizowane są na polskich uniwersytetach.
Współpracujemy także z Akademickim Centrum Transferu Technologii. Muszę powiedzieć, że projekty, które gromadzi PACTT, są dobrze przygotowane i dobrze zabezpieczone pod względem patentowym. Jest tam wiele ciekawych projektów, choć niestety dotąd nie udało nam się wydobyć takiego, który wpisywałby się w strategiczne obszary badawczo-rozwojowe naszej firmy – powiedział Kurzelewski. – Komercjalizacja wyników badań i odkryć naukowych w branży farmaceutycznej jest bardzo wymagająca. Stąd widzimy w tym naszą rolę, jako przedstawiciela biznesu, który może wskazać i podpowiedzieć badaczom jak się do tej komercjalizacji dobrze przygotować, aby zakończyła się ona sukcesem. Już teraz myślimy o uruchomieniu programu edukacyjnego dla naukowców dążących do komercjalizacji wyników swoich badań, który wykorzystywałby międzynarodowe doświadczenie firmy Pfizer w tym obszarze– dodał.
Zdaniem prof. Nowaka naukowcy z uczelni zatrudniani w biznesie są świetnymi pracownikami m.in. dlatego, że są z reguły bardzo dobrze wykształceni i mają krytyczny stosunek do rzeczywistości. Oznacza to, że poszukują nowych rozwiązań i z reguły nie mają awersji do ryzyka. Są zatem w stanie tworzyć nowe produkty, nowe rozwiązania i mają innowacyjne podejście do rozwiazywania codziennych problemów czy to produkcyjnych, czy też organizacyjnych.
Rola wyższych uczelni jest także ważna dla biznesu, bo one niejako ze swej natury myślą o przyszłości. Pomagają zatem często biznesowi w kształtowaniu wyobraźni o przyszłości rozwoju kraju, jego sektorów gospodarczych i w ogóle w kształtowaniu się przyszłych rynków pracy. Można zatem powiedzieć, że uczelnie odgrywają przynajmniej podwójną rolę w gospodarce. Kształcą nowoczesne kadry, ale równocześnie prowadzą badania, które pomagają biznesowi w kształtowaniu strategii rozwoju – powiedział dziekan Wydziału Zarządzania UW.
O tym, jak ważne jest kształtowanie przyszłości, mówił także Andrzej Stanisławek, sekretarz stanu w MNiSW.
Chciałbym, aby ministerstwo finansowało przyszłość. W życie wchodzi nowa ustawa o Funduszu Nauki Polskiej i mam nadzieję, że stamtąd popłyną pieniądze do nauki, oczywiście nie na wszystko, konieczne są konkursy. Ale teraz, w świetle ustawy 2.0, to uczelnie będą decydować, w jakich dyscyplinach będą się one rozwijać. To one będą wybierać, co ma być przyszłością nauki, Ministerstwo Nauki nie będzie tutaj niczego narzucać – powiedział. – Warto także rozważyć zmianę zasad oceny projektów, aby położyć większy nacisk na aspekty praktyczne danego rozwiązania – dodał.
Jednak jego zdaniem jednym z problemów nauki jest brak stabilności po stronie biznesu.
Problemem jest tworzenie i rozwijanie firm rodzinnych. Wiele firm, dochodzących do pewnego poziomu, chce się sprzedawać. I to jest nasz problem – ta zmienność zaplecza dla nauki, jako że te firmy się ciągle zmieniają. Kiedy jedna przejdzie przez ten cały proces, związany z komercjalizacją projektu, znika, a pojawią się następne, które muszą się uczyć tego na nowo. Na tym tle takie duże firmy jak Samsung działają stabilizująco – powiedział. – A przecież to nie jest tak, że firmy zajmujące się komercjalizacją wyników badań wystarczą. Na świecie to jest cały łańcuch przedsiębiorstw, są przecież firmy, które oceniają możliwości sprzedaży produktu, następnie takie, które przygotowują nowe rozwiązania do produkcji. My takich firm nie mamy dużo – dodał Andrzej Stanisławek.
Na markę polskiej nauki muszą pracować wszyscy
Spora część tych problemów zniknęłaby, gdyby udało się wykreować markę polskiej nauki szerzej poza granicami Polski. Jednym z rozwiązań, które mogą temu posłużyć, jest lepsze wykorzystanie środków i zasobów, które już są w polskiej nauce.
Jednym z największych problemów jest to, jak jest wykorzystywany potencjał naukowy i sprzęt w Polsce. Jest wiele badań, które się dublują, bo albo ktoś nie wie o pracach tego drugiego, albo po prostu dwóch profesorów nie może się dogadać i każdy – korzystając z różnych grantów – kupuje ten sam sprzęt, który potem wykorzystują tylko w części, ale serwisowanie dwóch takich samych urządzeń obciąża już uniwersytet – mówił Andrzej Stanisławek, wiceminister nauki.
Zapowiedział także prace nad studiami dualnymi.
Wkrótce będziemy rozmawiać z rektorem UW na temat połączenia jednej z firm farmaceutycznych z wydziałem chemii tak, aby część pracowników tego konsorcjum mogła się kształcić, pracując. I to jest też forma przenikania się biznesu i nauki – dodał.
Ale przedstawiciele biznesu twierdzą, że ich firmy już od dawna pracują nad tym, aby marka polskiej nauki była coraz lepiej postrzegana.
Od lat już staramy się podkreślać, że jakieś rozwiązania wychodzą z Polski – czy to pod względem produkcji, czy to myśli technicznej, czy to badań i rozwoju. Polska z perspektywy Samsunga ma doskonałą markę, co jest podkreślane przez nas w całej Europie. Choćby przez debatę, przez uczestnictwo w całej masie programów podkreślamy, że pewne rzeczy są stworzone w Polsce i w Polsce powstały – bo warto to podkreślać i warto czuć z tego powodu dumę – powiedział Olaf Krynicki, szef komunikacji Samsunga.
Także według przedstawiciela Pfizera polska nauka jest już znana.
W branży farmaceutycznej Polska ma bardzo dobrą markę. Myślę, że czasami tego nie doceniamy, bo wydaje się, że badania kliniczne – a o nich właśnie mówię – to nie nauka. Otóż to jest nauka – powiedział Michał Kurzelewski, dyrektor medyczny Pfizera w Polsce. – To, czego nam brakuje, to innowacje takie jak nowa molekuła czy nowa terapia, które – co warto podkreślić – wcale nie są proste do odkrycia, ale są możliwe. Obecnie pracujemy nad tym, aby skupić uwagę działu badań i rozwoju globalnych struktur Pfizera na Polsce i zainteresowaniu naszych międzynarodowych struktur polską nauką. Do tego jednak potrzeba miejsca, wspólnej przestrzeni, gdzie uniwersytety pokazywałyby swoje wyniki – dodał. Taka wspólna platforma, na której te projekty mogłyby być przedstawione, stanowiłaby ogromną promocję dla Polski i potencjał dla rozwoju biotechnologii w Polsce W tym celu prowadzimy rozmowy z Polskim Ośrodkiem Rozwoju Technologii, który mógłby pełnić rolę tego typu platformy. Bo polska nauka jest dobra, ale bardzo rozproszona – dodał.
Z tezą o rozdrobnieniu polskiej nauki zgodził się prof. Alojzy Nowak.
Zgadzam się w znacznej mierze z tym, o czym mówili panowie, że nauka polska jest w pewnym sensie rozdrobniona. Jest także zindywidualizowana. Rzeczywiście potrzeba nam większej koncentracji, podobnie jak i większych nakładów na naukę – powiedział dziekan Wydziału Zarządzania Uniwersytetu Warszawskiego. – Ale też powinniśmy się chwalić tym, co mamy. Przecież wyniki, jakie ma prowadzony przez prof. Skarżyńskiego instytut w zakresie implantów ślimakowych, czy prowadzone w Szpitalu Bródnowskim operacje na otwartym mózgu to osiągnięcia klasy światowej. Nie wspomnę już o mojej Alma Mater, która ma światowej klasy osiągnięcia w zakresie programowania matematycznego, badań chemicznych, biologicznych i fizycznych, ale także znakomite osiągnięcia w naukach humanistycznych i społecznych. Wszystko to powinniśmy promować i prezentować na wystawach na świecie czy w ambasadach – dodał.