Francuskie problemy ze zdrowiem
Uchodząca za jedną z najlepszych na świecie francuska służba zdrowia jest coraz bardziej chora. Szpitale, działające we Francji również jako przychodnie, mają za mało środków i brakuje im pracowników.
W wielu regionach dotkliwie odczuwany jest brak lekarzy, niektóre gminy próbują nawet ściągać ich z innych krajów Unii Europejskiej, w tym z Polski.
Francuski Senat, w którym większość ma prawica, we wtorek przyjął w pierwszym czytaniu ustawę o reformie służby zdrowia, dodając do tekstu przyjętego wcześniej przez Zgromadzenie Narodowe (izbę niższą parlamentu) zapis o „walce z pustyniami medycznymi”, czyli regionami, w których brakuje lekarzy. Ta ustawa spotyka się jednak z dużym sceptycyzmem w środowiskach lekarskich.
Pracujący od dawna we Francji dr Zbigniew Jankowski zwraca uwagę, że podstawowe bolączki francuskiej służby zdrowia to brak środków finansowych, brak lekarzy i innych pracowników oraz 35-godzinny tydzień pracy, który ten brak sił pogłębia.
Szczególnie dotkliwy jest brak specjalistów, odczuwany nawet w regionie paryskim, gdzie na wizytę u kardiologa czekać trzeba nawet 3-4 miesiące - opowiada ten kardiolog z podparyskiej kliniki Val d’Or. Dodaje, że jest to pewna forma oszczędności dla systemu ubezpieczeń społecznych.
Od dziesięcioleci żaden rząd nie zrobił nic, by zmienić tę sytuację, a ta nie przestaje się pogarszać - ocenia Jankowski. „20 lat temu kupiłem swój gabinet wraz z praktyką. Obecnie nie ma mowy, bym go sprzedał, trudno byłoby mi nawet znaleźć kogoś, komu mógłbym go oddać za darmo, a to dlatego, że tak bardzo zmalała liczba specjalistów” - tłumaczy.
W ustawie o reformie służby zdrowia figuruje zapis o rezygnacji z obowiązującego od dawna we Francji ograniczenia liczby studentów medycyny. „Odczuje się to jednak dopiero 10, a nawet nieco więcej lat po wejściu (ustawy) w życie” - ocenia rozmówca PAP.
W tle obrad parlamentarnych odbywa się od trzech miesięcy strajk pracowników „urgences”, jak we Francji nazywają się oddziały szpitalne pełniące jednocześnie funkcje ostrego dyżuru i przychodni dla nagłych przypadków.
Prof. Yonathan Freund z paryskiego szpitala Pitie-Salpetriere powiedział w radiu France Inter, że te oddziały są „symptomem tego, jak chory jest szpital publiczny”. Liczba pacjentów zgłaszających się na ostre dyżury podwoiła się, ale liczba łóżek się zmniejszyła - podkreślił.
Według uczestników wtorkowej debaty we France Info w 1996 roku ostre dyżury przyjęły 10 mln pacjentów, a w 2016 roku - 21 mln. „Do szpitali trzeba przyjąć 100 tys. pracowników, a do domów opieki 200 tysięcy” - powiedział w wywiadzie dla radia RFI lekarz pracujący na ostrym dyżurze i działacz związkowy Christophe Prudhomme.
„Mają coraz więcej pracy, ale siła nabywcza zarobków pracowników szpitali poważnie spadła w ostatnim dziesięcioleciu” - ubolewał w wywiadzie dla tygodnika „Challenges” prof. Pierre-Louis Bras, potępiając „zarządzanie szpitalami jak przedsiębiorstwami”. Inni lekarze również krytykują organizację szpitali francuskich, w których, jak twierdzą, postawiono przede wszystkim na oszczędności.
„W licznych regionach, szczególnie wiejskich, lekarzy francuskich zastępują świeżo przybyli do Francji Polacy i Rumuni, często nieznający nawet języka” - krytykował sytuację komunistyczny deputowany Fabien Roussel w rozgłośni Radio-Sud. Nowa ustawa przewiduje min. ułatwienia dla lekarzy z zagranicy.
We wtorek senatorzy wprowadzili do ustawy projekt wspomaganych finansowo praktyk dla studentów ostatniego roku medycyny, jeśli odbywać się one będą tam, gdzie brakuje lekarzy. Ci z dyplomem mają otrzymać ulgi podatkowe i zwolnienie z płacenia składek na świadczenia społeczne.
Pracujący od lat we Francji i pochodzący z Szwecji dr Rene Jacob-Vestling przyznał, że sytuacja we francuskiej służbie zdrowia pogorszyła się i potrzebuje poważnej reformy. Dodawał jednak, by nie zapominać, że „Francuzi wciąż mają najlepszą zapewne na świecie opiekę lekarską”.
PAP/ as/