Rośnie liczba rasistowskich ataków na Chińczyków
Rośnie liczba odnotowywanych rasistowskich incydentów w związku z epidemią koronawirusa, wywołującego zapalenie płuc. Ich ofiarami są Chińczycy podróżujący i mieszkający zagranicą.
W niektórych krajach obywatele Chin są obiektami niewybrednych żartów, w innych mierzą się z ograniczonym dostępem do usług, niechęcią i bezpośrednimi atakami. Przypadki ksenofobicznych zachowań wobec Chińczyków, związane z zakażeniami nowym koronawirusem, odnotowano przede wszystkim w Azji, ale również poza nią: w Europie i Australii - informują światowe media.
Obywatele Chin na Sri Lance opisują, że trudno im jest o taksówkę, a ludzie na ich widok często zakrywają twarze. Zdarzało się, że osoby o wschodnioazjatyckich rysach nie były wpuszczane do lankijskich hoteli, restauracji, supermarketów, spa i atrakcji turystycznych, a nawet szpitali. Mieszkająca w Kolombo użytkowniczka platformy mikroblogowej Weibo skarżyła się niedawno, że kierowca tuk-tuka (spalinowej rikszy - przyp. PAP) splunął jej pod nogi i krzyknął, żeby wracała do Chin.
Przewodnik działającej na Sri Lance chińskiej firmy turystycznej Li Hao opowiada PAP, że kilka dni temu nie pozwolono mu wejść z grupą turystów do serwującej chińskie dania restauracji. Również na co dzień Li Hao czuje, że jest traktowany inaczej.
Na targowisku właściciel stoiska z tkaninami zapytał, czy pochodzę z Chin. Zauważyłem, że się boi, więc odpowiedziałem, że jestem Koreańczykiem - opowiada.
Chińscy dyplomaci zwrócili się nieoficjalnie do rządu Sri Lanki o podjęcie kroków w sprawie takich incydentów, zaś ambasada podkreśliła w oświadczeniu, że nie ma powodu do obaw przed przylatującymi obecnie Chińczykami, bo władze podjęły kroki zaradcze, a pracownikom z prowincji Hubei, zatrudnionym na Sri Lance, zaleciły pozostanie w Chinach.
Na Filipinach falę oburzenia wywołała decyzja jednej z uczeni w Manili, która wezwała swoich chińskich studentów do dwutygodniowej samoizolacji. Po protestach prywatny Adamson University nakazał kwarantannę wszystkich studentom i pracownikom, którzy podróżowali do miejsc, gdzie występuje wirus. W poniedziałek prezydent Rodrigo Duterte wezwał obywateli do zaprzestania wzniecania antychińskich nastrojów. Przeciwko przejawom rasizmu zaprotestowały też organizacje, reprezentujące chińską diasporę.
Prezes Filipińskiej Federacji Chińskich Izb Handlowych Dr Henry Lim Bon Liong powiedział, że Filipińczycy nie powinni rozpowszechniać niesprawiedliwych antychińskich stereotypów i przyłączać się do ksenofobicznych ataków, bo oba kraje są tradycyjnymi sojusznikami i partnerami handlowymi od ponad tysiąca lat. Organizacja zapowiedziała przy tej okazji, że przekaże rządowi w Manili 600 tys. masek ochronnych.
W malezyjskim internecie pojawiły się komentarze, że epidemia to „kara boska” za to, jak rząd w Pekinie traktuje muzułmańskich Ujgurów, a niektóre historyczne meczety przestały wpuszczać na swój teren turystów. Skrytykował to premier Mahathir Mohamad, mówiąc, że takie kroki nie mają nic wspólnego z polityką rządu.
Gazeta „Malay Mail” potępiła ukryty rasizm wymierzony w chińską społeczność oraz polityków, którzy rozpowszechniają rasistowską narrację, żeby wywołać gniew przeciwko rządowi. W Malezji od pokoleń mieszka prawie 7 mln osób o chińskich korzeniach.
Międzynarodowe media donoszą także o restauracjach w Korei Południowej, w których pojawiły się kartki z informacją „Chińczyków nie obsługujemy” i tamtejszych kasynach, nie przyjmujących wycieczek z Chin. W Singapurze, gdzie 74 proc. obywateli to etniczni Chińczycy, pojawiły się w mediach społecznościowych ksenofobiczne docinki i memy o zwyczajach żywieniowych mieszkańców Chin kontynentalnych oraz o jakości tamtejszych wyrobów.
W Indonezji użytkownicy podawali sobie za pośrednictwem aplikacji WhatsApp informacje, że towary wyprodukowane w Chinach, w tym ubrania i telefony, mogą przenosić wirusa. Dziennik „Japan Times” napisał w czwartek o Chince, zwiedzającej miasto Ito w japońskiej prefekturze Shizuoka, którą kelner przegonił z restauracji krzycząc, że Chińczycy nie mają wstępu do lokalu.
„Japan Times” sugeruje, że przyczyny takich sytuacji mogą leżeć w zadawnionych napięciach z Chinami i resentymentach, związanych z ich rosnącą rolą w regionie. Gazeta zwraca też uwagę, że choć ochrona zdrowia publicznego jest priorytetem, to wyzwaniem pozostaje zapewnienie jej bez stygmatyzacji całej ludności kraju, w którym epidemia się rozpoczęła.
Kiedy w ubiegłym roku na Sri Lance doszło do zamachów bombowych, wszyscy bardzo chcieli, żeby przyjeżdżało tu jak najwięcej Chińczyków. Teraz zawieszono wydawanie im wiz na lotnisku. Ale najbardziej zaskakuje mnie, że nastawienie zwykłych ludzi zmieniło się tak szybko” - komentuje przewodnik turystyczny Li Hao, mieszkający w wyspiarskim kraju od ponad trzech lat.
PAP SzSz