Trudne życie gospodarcze II Rzeczypospolitej
System gospodarczy II RP lepiono z systemów trzech zaborców. Wybierano akurat te elementy, które pozwalały na rosnącą rolę państwa w gospodarce – pisze Jacek Frączyk na portalu Business Insider.
Uniwersytet w Groningen od wielu lat aktualizuje bazę danych historycznego PKB ze 169 państw świata i jej pierwsza wersja ukazała się w 2010 roku. Na jej podstawie można oszacować, jak rozwijała się w odległej historii gospodarka poszczególnych krajów w porównaniu z innymi krajami – pisze Jacek Frączyk.
W przypadku Polski oszacowano nasz PKB na głowę mieszkańca z 1920 roku na 3 tys. dol. rocznie według dolara z roku 2011. W Wielki Kryzys weszliśmy na poziomie 3,4 tys. dol., by w ostatnim roku kryzysu zejść do 2,5 tys. dol. Taki poziom utrzymywał się jeszcze do 1936 roku, czyli trzy lata dłużej niż kryzys trwał na Zachodzie. Dopiero w 1937 roku przebiliśmy poziom zamożności z 1920 roku, a w 1938 roku nastąpił wystrzał gospodarki w górę do 3,5 tys. dol. PKB na mieszkańca.
CZYTAJ TEŻ: Rewolucja w leczeniu COVID-19. Polski hełm do tlenoterapii
Dla porównania, w ubiegłym roku nasz PKB nominalnie wynosił 16 tys. dol. na osobę, a według parytetu siły nabywczej prawie 36 tys. dol. To porównanie pomaga wyobrazić sobie ówczesną biedę.
I nie chodzi o to, że cały świat tak źle przeszedł kryzys. W 1920 roku byliśmy prawie na takim samym poziomie gospodarczym jak Czechosłowacy. Nasz PKB wynosił wtedy 97 proc. czechosłowackiego w przeliczeniu na mieszkańca. W 1929 roku było to już zaledwie 70 proc., a na koniec Wielkiego Kryzysu - już 62 proc.
Względem Hiszpanii startowaliśmy z poziomu 92 proc. ich PKB, by w 1929 roku zejść do 81 proc., a w 1933 roku do 69 proc. Tylko tamtejsza wojna domowa pozwoliła nam ich wyprzedzić a i to nie na jej początku, lecz w 1937 roku.
Względem Niemców spadliśmy z 67 proc. ich PKB w 1929 roku do 45 proc. w 1933, względem Włochów z 79 proc. PKB w 1920 do 56 proc. w 1933..
CZYTAJ TEŻ: COVID-19 pustoszy Europę. Zatrważająca liczba zgonów
Poza Hiszpanami tylko do Amerykanów nadrobiliśmy nieco strat, ale ci i tak mimo kryzysu żyli na poziomie dla innych na świecie niedostępnym. Tylko Nowozelandczycy próbowali ich gonić.
Wśród sanacji dominowało wtedy pogląd, że państwa w gospodarce powinno być jak najwięcej, a prywatnych przedsiębiorców jak najmniej.
Kierowana przez przyszłego prezydenta/komisarza Warszawy Stefana Starzyńskiego Pierwsza Brygada Gospodarcza przypuściła atak na prywatną inicjatywę - pisał we wspomnieniach Andrzej Wierzbicki, ówczesny guru prywatnej przedsiębiorczości.
Takie podejście do gospodarki skutkowało opresyjną polityką podatkową. W 1929 roku jak wyliczył prof. Haydel, podatki w II RP były wyższe o 70-100 proc. od tych płaconych pod zaborami. Ekonomista Jerzy Zdziechowski wyliczył, że podatki w grudniu 1924 stanowiły roku aż 36 proc. całości obiegu pieniężnego w kraju. Dla porównania w Szwajcarii 2,2 proc., a w Czechosłowacji 15 proc.
W Wielkim Kryzysie państwo podążyło przy tym drogą podnoszenia podatków i utrzymania siły pieniądza, przez co powrót polskiej gospodarki do formy był opóźniony względem innych krajów. W 1937 roku suma opodatkowania średniozamożnej rodziny razem z ubezpieczeniem społecznym wynosiła około 37 proc. dochodu.
Progów podatku dochodowego było aż 80. Zaczynały się od 1 proc., a kończyły na 50 proc. Średnie wynagrodzenie (600-700 zł) płacone z funduszy publicznych opodatkowane było dodatkową stawką 10 proc. Było całe mnóstwo innych danin państwowych, które ostatecznie podatnik płacił w cenach produktów. Podatek gruntowy, od nieruchomości, przemysłowy, od kapitałów i rent, dochodowy, majątkowy. A do tego składki na przymusowe izby, uciążliwe dla małych przedsiębiorców.
Najwięcej, bo aż 30 proc. pieniędzy budżetowi państwa, przynosiła jednak renta monopolowa. Oprócz wspominanych wyżej spirytusu, tytoniu i soli opodatkowano w ten sposób jeszcze cukier. Za każde 100 kg państwo żądało w 1935 roku podatku o wartości 43,50 zł. Według dzisiejszej wartości pieniądza byłoby to około 430 zł, czyli 4,3 zł za kilo. Wymyślone przez Melchiora Wańkowicza hasło „cukier krzepi” jemu samemu dało 5000 zł wynagrodzenia (ośmiomiesięczna średnia pensja), a cukier krzepił głównie budżet (był największym źródłem przychodów), bo ludzi nie było na niego stać – pisze Jacek Frączyk na portalu Business Insider.
Ceny w Polsce były tak wysokie, że przy granicy Niemcy rozwinęli produkcję sacharyny. A w tym samym czasie polski cukier był eksportowany za granicę po dumpingowych cenach, bo państwo potrzebowało dewiz.
W sanacji dominował pogląd, że ograniczenie konkurencji wewnątrz kraju zwiększy szanse na rynkach zagranicznych. Doprowadziło to do powstania karteli: węglowego, naftowego, drożdżowego, cukierniczego, wieprzowego i bawełnianego.
Te firmy, które nie chciały przystępować do karteli, były karane m.in. wyższymi cłami eksportowymi. Kartelizacja miała dać m.in. większe przychody budżetowi z podatków od wybranych produktów. Akcyzą były wówczas obciążone: cukier, piwo, napoje winne, oleje mineralne, drożdże, kwas octowy, energia elektryczna.
CZYTAJ TEŻ: Pfizer ogłosił, że ma szczepionkę. Prezes sprzedał akcje
Monopol spirytusowy władza wydzierżawiła kilku prywatnym spółkom. Skończyło się na najwyższych cenach alkoholu w Europie. Polacy przerzucali się na wyroby nielegalne, kwitło bimbrownictwo i przemyt. „Tylko w 1933 roku wykryto 3051 nielegalnych bimbrowni, które mogły wyprodukować 1,7 mln litrów spirytusu rocznie” - podaje Suchodolski. Dla porównania w ubiegłym roku w Polsce - co prawda już dużo mniejszej obszarem, ale za to ludniejszej - wyprodukowano 1,06 mln litrów wódki w przeliczeniu na czysty spirytus.
Przy tej całej opresji podatkowej wobec społeczeństwa sanacja nie żałowała sobie wynagrodzeń. Po siłowym przejęciu władzy poprzedni budżet kancelarii prezydenta Wojciechowskiego w wysokości 1,9 mln zł urósł za prezydenta Mościckiego do 4,5 mln zł, a pensja prezydencja z 120 tys. do 300 tys. zł rocznie (25 tys. zł miesięcznie) - pisze Suchodolski. Dla porównania budżet prezydenta USA wynosił wtedy w przeliczeniu 3,8 mln zł, a Niemiec 2 mln zł. To wszystko przy średnich zarobkach w gospodarce 604 zł miesięcznie w 1933 roku.
A Polacy? W 1939 na 10 tys. mieszkańców przypadało zaledwie 10 samochodów i był to wynik nawet gorszy od dużo biedniejszej Rumunii.
Niepodległość nie oznaczała dla naszych przodków spokojnego i dostatniego życia, do czego niestety walnie przyczyniła się polityka państwa. Państwa szukającego przede wszystkim pieniędzy dla armii.
Na wojsko już w latach 1928/1929 budżet polski przeznaczał aż 30 proc. wydatków, a kwota ta jeszcze wzrosła do 34,3 proc. w 1936/1937 i była dwukrotnie wyższa niż wydatki na edukację. A jak wieloletni wysiłek społeczeństwa pomógł w obronie państwa w 1939 roku, to już wiemy z historii – kończy Jacek Frączyk.
Źródło: Business Insider