Świątek: wszelka presja u mnie zniknęła
Iga Światek przyznała, że awans do finału debla w wielkoszlemowym French Open to dla niej duże osiągnięcie i niespodzianka, dzięki czemu cieszy się nim w pełni. „Wszelka presja u mnie zniknęła” - dodała specjalizująca się w singlu tenisistka
Broniąca tytułu w singlu Świątek odpadła w środę w ćwierćfinale, podczas którego poprosiła o przerwę medyczną. Potem zapewniła, że to nic poważnego, ale i tak podczas piątkowego półfinału debla niektórzy zerkali, czy z jej nogą jest wszystko w porządku.
„Myślę, że z powodu emocji i całego tego stresu czułam wtedy wszystko dwa razy mocniej, niż to było w rzeczywistości. Tak naprawdę nie było tak źle. Z pewnością wczorajszy dzień przerwy bardzo mi pomógł. Zadbaliśmy o regenerację. Ciężko pracujemy, by moje ciało było gotowe” - zaznaczyła na konferencji prasowej Polka.
Jak dodała, obecnie gra już w stolicy Francji bez żadnego obciążenia psychicznego.
„Kiedy kończysz grać w singla, to zawsze jest zdecydowanie łatwiej. Oczywiście, debel jest także ważny, ale u singlistki cała presja wówczas znika, bo gra podwójna jest dla mnie głównie frajdą. Nie mam żadnych oczekiwań. Po raz pierwszy zagram w decydującym meczu debla w Wielkim Szlemie. Jest lepiej niż zakładałam. Tak więc wszelka presja u mnie zniknęła. Jestem bardziej zrelaksowana, wyluzowana. Widać to było dziś po moim serwisie. Z takim podejściem fizycznie czuję się znacznie lepiej” - relacjonowała.
W ubiegłym roku zgłosiła się do debla we French Open z Nicole Melichar i dotarły do półfinału. W tej edycji połączyła siły z jeszcze bardziej utytułowaną i doświadczoną Amerykanką - Bethanie Mattek-Sands.
„Gramy coraz lepiej, coraz bardziej solidnie, coraz pewniej. Jeśli nasza gra dalej będzie szła tak naprzód, to nie mamy się o co martwić. Jestem bardzo podekscytowana, że będę w finale. W zeszłym roku się to nie udało. Z Bethanie bardzo dobrze się dogadujemy i z meczu na mecz rozumiemy swoją grę coraz bardziej, a to jest dla mnie najważniejsze” - podkreśliła tenisistka z Raszyna.
Pojawiają się opinie, że decydujący mecz debla będzie dla niej pocieszeniem za brak awansu do finału gry pojedynczej.
Jestem singlistką, więc nie ma co ukrywać, że gra pojedyncza jest moim priorytetem. W debla nie gram na każdym turnieju, więc jest to świetnia odmiana i świetny sposób, by nauczyć się czegoś nowego. Staram się z tego korzystać. Cieszę się, że zagrałyśmy tyle meczów na wysokim poziomie. I że udało nam się wcześniej pokonać najwyżej rozstawiony duet w stawce po tak zaciętej walce. Myślę, że to był jeden z najbardziej widowiskowych meczów w tym roku - oceniła dziewiąta rakieta świata.
W finale ona i Mattek-Sands zmierzą się z Barborą Krejcikovą i Kateriną Siniakovą, które w piątek pokonały Magdę Linette i Bernardę Perę z USA 6:1, 6:2. Czeszki trzy lata temu wywalczyły dwa wielkoszlemowe tytuły deblowe - w Paryżu i w Wimbledonie. Krejcikova teraz w sobotę wystąpi też w finale singla.
„Nie myślałam jeszcze o finale. Zagram bez jakichkolwiek oczekiwań, bo uważam, że już wykonałyśmy świetną robotę. Na pewno będziemy naładowane, Bethanie da od siebie dużo energii. Jeśli zagramy swoje, to możemy zrobić wszystko. Jestem podekscytowana i nie mogę się doczekać. Na pewno taktycznie będziemy przygotowane. Bethanie ma ogromne doświadczenie. Nie wiem, czy grała wcześniej przeciwko Czeszkom, ale mamy sporo materiału do nauki, bo dziewczyny występują w deblu razem właściwie od zawsze i myślę, że taka analiza bardzo dużo nam da” - podsumowała Świątek.
Finał kobiecego debla odbędzie się w niedzielę. Polka - zanim zacznie przygotowania do tego pojedynku - zamierza się trochę zrelaksować.
Fajnie będzie wyjść dziś jeszcze na jakiś spacer. Oderwać się trochę od tego życia w bańce. Zwłaszcza że zaraz się zacznie sezon trawiasty i turnieje w Wielkiej Brytanii, na których obostrzenia będą trochę ostrzejsze - podkreśliła 20-letnia zawodniczka.
Ze starszą o 16 lat Amerykanką rozgrywa trzeci wspólny turniej. Charyzmatyczna tenisistka z USA ma w dorobku dziewięć tytułów wielkoszlemowych - pięć w deblu i cztery w mikście. Służy także Polce radą.
„Miałyśmy dużo takich rozmów w Miami, gdy trochę bardziej musiałyśmy się poznać i na pewno są bardzo cenne. Bo osoba z takim doświadczeniem musi mieć sposoby na radzenie sobie z różnymi rzeczami. Bardzo doceniam też to, że jest otwarta, bo nie każda zawodniczka chce się dzielić w ogóle swoimi wnioskami. Rozmawiałyśmy nawet o takich pozakortowych rzeczach, o sponsoringu i całym biznesie związanym z tenisem. Naprawdę to doceniam i wiem też, że gdybym miała jakiś problem, to mogłabym zwrócić się do niej. Po przegranym ćwierćfinale z Sakkari wysłała mi długą, pocieszającą wiadomość. Jest naprawdę taką osobą, która potrafi wesprzeć” - zapewniła Świątek.
Mattek-Sands na korcie i poza nim jest wulkanem energii, Polka z kolei sama o sobie mówi, że jest raczej introwertyczką. Zaznaczyła jednak, że ekspresyjność Amerykanki jej nie przeszkadza.
Na pewno ona mnie nie przytłacza. Bethanie ma takie doświadczenie życiowe, że umie dostosować swoją energię do drugiej osoby. Nie bez powodu jest jedną z tych osób, które potrafią się dogadać ze wszystkimi. A każdy introwertyk potrzebuje ekstrawertyka mimo wszystko, więc dla mnie to jest bardzo wygodne. Na korcie ta energia bardzo pomaga. Myślę, że gdyby nie ona, to mecz z turniejowymi jedynkami (Polka i Amerykanka przegrywały w trzecim secie już 1:5 - PAP) nie zakończyłby się po naszej myśli. Tylko brać przykład i uczyć się, bo taka energia ma przełożenie na życie przede wszystkim, a nie tylko na kort - uzasadniła.
Czytaj też: Świątek: miałam gorszy dzień, one będą się jeszcze zdarzać
PAP/KG