Bezkarne spółdzielnie mieszkaniowe. Państwo w państwie
Zdaniem lokatorów spółdzielnie mieszkaniowe to prywatne firmy zarządów. Z niczym i nikim nie muszą się liczyć. Do robót remontowych, ogrodniczych, konserwatorskich zatrudniają według własnego uznania. I nie jest ważne, że wcześniej te firmy spartaczyły robotę - twierdzą.
Spółdzielnie mieszkaniowe mogą robić co chcą. Lokatorzy budynków przez nie zarządzanych nie mają żadnego wpływu na działania ich zarządów. Jeżeli mają jakieś zastrzeżenia, uwagi lub skargi mogą skorzystać tylko z …. drogi sądowej. A jak to wygląda wiadomo. Tak jest od roku 1990!
Prawo spółdzielcze mówi, że każda spółdzielnia mieszkaniowa może się zrzeszać w związku rewizyjnym. Ale nie musi. A związek rewizyjny może raz na trzy lata zrobić tzw. lustrację, a jak spółdzielnia jest niezrzeszona to nie.
Lokatorzy mogą się skarżyć, pisać, spotykać się z zarządem – natrafiają jednak tylko na ironiczne uśmiechy, w stylu „i tak nam nic nie możecie zrobić”. A spółdzielnie zarabiają miliony złotych na opłatach czynszowych, na funduszach remontowych. Czy ktoś kontroluje jak te fundusze są wydawane? Nie. Oczywiście spółdzielnie mogą się powołać na tzw. walne zebrania członków. Tyle, że ich konstrukcja pozwala na wszystko pod pozorem jakiegoś tam wpływu mieszkańców.
Najwyższy to czas, aby ustanowić organ nadzorczy z prawdziwego zdarzenia. Nie może być tak, że jest ważny segment życia społecznego bez żadnej kontroli. Pytam zatem posłów, instytucje rządowe, resort infrastruktury – czy tak powinno być nadal? Kiedy mieszkańcy milionów budynków zarządzanych przez spółdzielnie mieszkaniowe będą mieli realną możliwość wpływu na ich ciągle bezkarne zarządy.
Czytaj też: Zaciekła rywalizacja o działki! Grunty idą jak ciepłe bułeczki
Czytaj też: Gdzie powstał Omikron? Naukowcy z Chin zaskakują!
Czytaj też: O jedną imprezę za daleko? W Bukowinie koniec pandemii
Robert Olesiński