Zostawcie w spokoju polską żywność
Taką akcję już jakiś czas temu zainicjowało ZPP, w odpowiedzi na coraz to nowsze, coraz to światlejsze pomysły uniokratów w kwestiach żywieniowych. A nawet nie o uniokratów chodzi. Polscy urzędnicy są w tym też nieźli, a ja mam nawet podejrzenie, że po godzinach udzielają uniokratom szkoleń, jak uprzykrzyć życie małym, regionalnym producentom.
Na fali modnych od 2. sezonów piw niekoncernowych, coraz więcej ludzi interesuje się założeniem browaru rzemieślniczego. Inicjatywa to genialna, bo ileż można pić zabarwioną na żółto koncernową wodę! Poza tym małe browary tworzą klimat regionu, stanowią atrakcje dla turystów, są elementem identyfikacyjnym (podobnie zresztą jak regionalne wytwórstwo żywności). Założenie takiego browaru to istna gehenna, tysiące urzędów, kupa kasiory. Browar Artezan na swojej stronie internetowej szczegółowo informuje o drodze, jaką musieli pokonać, by wreszcie móc sprzedać swoje pyszne wyroby. Całość podsumowują:
„Ostrzegamy też, że droga ta jest długa, kosztowna, pełna frustracji i upokorzeń. Nam załatwienie wszystkich potrzebnych pieczątek zajęło 13 i pół miesiąca, wymagało 97 wizyt w urzędach i u okołourzędowych specjalistów i rzeczoznawców, musieliśmy ponieść 20 tys 674 zł różnych opłat kosztów urzędowych i skarbowych.”.
I to wszystko zupełnie niepotrzebnie. Piwo od Artezana jest smaczne, dobrze się sprzedaje, staje się powoli symbolem polskiej sceny piwowarskiej. Czy naprawdę komuś by to przeszkadzało, gdyby chłopaki wypełnili stosowny druczek, rozlali piwo po barach, a później uiścili podatek, jak w cywilizowanym kraju? Przecież nie chcieli otwierać gigantycznego browaru, zaorać 6 hektarów lasu i wypuścić do atmosfery metanu! To tylko mały browar w wolnostojącym domku...
Podobnie producenci serów (wszyscy pamiętamy aferę oscypkową), wędlin (w dzisiejszych czasach domowo zrobiona wędlina to rarytas, cóż za absurd!), czy przetworów – traktowani są jak wielcy fabrykanci, zrobienie 100 kilogramów twarogu i sprzedaż w przydomowym sklepiku jest w zasadzie niemożliwa. Coś, co jest zupełną podstawą we Francji, Włoszech, Czechach, czy nawet Niemczech – lokalne produkty spożywcze, u nas istnieje tylko i wyłącznie z przekory pasjonatów swojej spożywczej profesji. Tak, jesteśmy zupełnie zacofanym krajem, gdzie łatwiej wpuścić do obrotu parówki z 9% zawartością mięsa niż pyszną, dziadkową wędlinę z podudzia świnki i suszonych na słońcu przypraw. Jak możemy przyciągnąć turystów, skoro nie można ich uraczyć regionalnymi przysmakami? Parówki z MOM mają też w swoich supermarketach...
Zwalanie na Unię Europejską to pic na wodę. Po pierwsze, zwróćmy uwagę na inne kraje: zakaz palenia w knajpach – niby unijny przepis, a Czesi jakoś go nie wprowadzili; demonopolizacja sprzedaży alkoholu – przepis niby unijny, a jakoś do Szwecji nie zawitał. Wprowadzanie brukselskich zaleceń jest jak widać fakultatywne, tylko ci nasi politycy z tą swoją nadgorliwością starają nam się wmówić, że to jest właśnie Europa, do której oni nas za rękę prowadzą. Po drugie, jak twierdzą organizatorzy akcji „Zostawcie w spokoju dobrą żywność”, większość irracjonalnych przepisów to inwencja polskich urzędników. Cezary Kaźmierczak, prezes ZPP w wywiadzie dla wyborcza.biz mówił:
„To, z czym my walczymy, to nie są wymogi UE. We Francji, Włoszech, w Hiszpanii czy na Węgrzech nie ma takich ograniczeń, jakie polska biurokracja narzuciła Polakom. Największym problemem w Polsce jest to, że polska biurokracja tak samo traktuje przyzagrodową produkcję serów jak otwarcie wielkiej fabryki spożywczej. Od rolników, którzy chcieli produkować paliwo z wytłoków na własne potrzeby, żądano otwierania składów celnych i innych rzeczy, tak jakby otwierali rafinerię. Tego Unia nie wymaga„.
Nie zwalajmy na Unię własnych błędów, zaniedbań, złej woli!
Utrudnianie rolnikom, czy wytwórcom produkcji i sprzedaży to strzelanie sobie w stopę i w kolano jednocześnie. Nie dość, że przez to sami nie mamy dobrej żywności, a dzieci przychodzi nam chować na MOMowych parówkach, Mc Donaldzie i wyjałowionym serze to jeszcze zabieramy sobie sami bardzo istotny element kultury regionalnej. Jakże mamy tęsknić do domu, skoro wszędzie menu wygląda tak samo? Czym mamy przyciągać turystów, skoro nie mamy nic lepszego do zaoferowania niż na drugim końcu Polski? Lokalne wytwórstwo spożywcze to nie tylko kwestia ekonomiczna. To także element kultury i budowania społeczeństwa, dlatego warto zainteresować się akcją ZPP - http://www.zostawcie.pl/ .