Tam, gdzie więcej pań niż panów też przydałby się „wskaźniki płci”?
To dobrze, że zmiany w prawie dążą do zmniejszania dysproporcji pomiędzy wynagrodzeniem kobiet i mężczyzn. Nie powinno być różnicy w płacy wśród osób na tych samych stanowiskach tylko dlatego, że są odmiennej płci. W całej Unii Europejskiej średnio ta różnica wynosi 13 proc. oczywiście na niekorzyść pań
W Polsce jest znacznie lepiej – u nas luka płacowa według Eurostatu, to 4,5 proc. Z kolei według Ministerstwa Rodziny i Polityki Społecznej - różnica pomiędzy wynagrodzeniami kobiet i mężczyzn równa się 4,8 proc. Luka w zarobkach widoczna jest przede wszystkim w sektorze prywatnym, nie w publicznym.
30 marca Parlament Europejski przyjął ważne zmiany. Dotyczą jawności zarobków, wymagań stawianych w ogłoszeniach rekrutacyjnych, a także konieczności raportowania o różnicach płacowych w firmach pomiędzy kobietami i mężczyznami. Dopiero teraz – choć dyskusja na ten temat, także w Polsce trwała od dawna.
W polskim Kodeksie pracy pojawiły się też niedawno rozwiązania korzystne dla rodziców i te mówiące o stosowaniu zasad work-life balance, które ułatwiają życie i promują godzenie obowiązków opiekuńczo – wychowawczych z zawodowymi.
Jeszcze jedna kwestia również doczekała się pod koniec zeszłego roku wprowadzenia – chodzi o udział pań we władzach spółek. Dyrektywa UE mówi o konieczności poprawy tej równowagi wśród dyrektorów spółek giełdowych.
Celem zmian w przepisach jest dążenie do równego traktowania wszystkich pracowników w firmach.
Pozwolę sobie na osobistą dygresję – kiedy kilkanaście lat temu awansowałam w czołowej gazecie, pracując w dziale zdominowanym przez panów, usłyszałam prosty przekaz – zarobki byłyby o 20 proc. wyższe, gdyby to stanowisko obejmował mężczyzna. Po prostu.
Teraz definitywną większością PE przyjął nowe przepisy na sesji plenarnej 30 marca, stosunkiem głosów 427/79 (76 posłów wstrzymało się). Wejdą one w życie, choć nie od razu – bo kraje członkowskie będą miały na to kilka lat.
Jednak czy w przyszłości nie może pojawić się inny problem dotyczący sfery życia zawodowego, w której zdecydowanie przeważają kobiety?
W nieco zapomnianej już powieści Ivy Compton-Burnett pt. „Więcej pań niż panów”, opisywane jest życie toczące się wokół szkoły dla dziewcząt w okresie późnowiktoriańskim. W szkole tej pracują właściwie same panie.
A jak wygląda to dziś? W całym szkolnictwie europejskim pod względem proporcji osób zatrudnionych w oświacie w zasadzie niewiele się zmieniło. Dane GUS oraz dane Eurostatu pokazują, że w zawodzie niezmiennie od lat więcej jest kobiet niż mężczyzn.
Ogółem około 90 proc. nauczycieli w Polsce to kobiety! O wyrównaniu możemy mówić dopiero w ramach szkolnictwa wyższego. Raport GUS wskazuje, że w roku szkolnym 2020/2021 (czasy pandemii i nauka zdalna) ogółem w szkołach pracowało 513 868 nauczycieli – w tym 423 120 to były kobiety, a 90 748 to mężczyźni.
A w Europie? Dane Eurostatu mówią, że w 2020 roku kobiety stanowiły 86 proc. nauczycieli szkół podstawowych w Unii Europejskiej.
Może potrzebne byłyby parytety? Po to, by oświata nie była aż tak bardzo sfeminizowana. Chyba daleka droga do takich rozwiązań.
Wydaje się jednak, że nawet ci, którzy krytykują ich zdaniem „na siłę” wprowadzane obecnie rozwiązania, przekonają się, że są one korzystne dla wszystkich pracujących (a nie tylko dla kobiet), a także, że ułatwiają, a nie utrudniają zarządzanie w firmach.
Czytaj także: Koniec „tajemnicy płacowej”. Pensje mają być jawne
Czytaj także: Kto się boi jawności zarobków? Im mniej tajemnic tym lepiej