"Niemieckie" NATO oznaczałoby klęskę Ukrainy
Niemiecka inicjatywa na rzecz tego aby to obecna szefowa KE, Ursula von der Leyen została szefową NATO pokazuje wyraźnie, że sojusznicy Rosji nie poddadzą się bez walki.
Przypomnę - w sobotę, 1 kwietnia wiceszef opozycyjnej frakcji CDU/CSU w Bundestagu Johann Wadephul wypowiedział się na temat zmiany na stanowisku przewodniczącego NATO. Według niemieckiego polityka odchodzącego Jensa Stoltenberga powinna zastąpić właśnie Ursula von der Leyen - obecna szefowa KE:
Sojusz odzyskał znaczenie i po Jensie Stoltenbergu potrzebuje lidera, który może kształtować następną dekadę. Ona ma pełne kwalifikacje do tej pracy jako była minister obrony i przewodnicząca Komisji. Ursula von der Leyen wnosi wiedzę i międzynarodowe doświadczenie jak nikt inny
Według brytyjskiego dziennika „The Sun” kilka innych państw NATO ma ten wybór popierać. „Okoniem” stać ma wielka Brytania, USA nie zabrały głosu.
Sęk w tym, że z merytorycznego punktu widzenia von der Leyen to wybór kuriozalny. Niemiecka polityk, będąca w latach 2013 - 2019 ministrem obrony tego kraju, „wsławiła” się właśnie tym, że okres jej szefowania resortowi był dla niemieckiego wojska dramatyczny. Krytycy wskazywali, że von der Leyen de facto wykończyła niemiecką armię, przyczyniając się do trwającego w niej do dziś, wielkiego kryzysu (dość powiedzieć, że, jak przyznał jeden z oficerów, niemieccy żołnierze muszą na podstawowe wyposażenie czekać do 2030 roku). Jako Polak, oczywiście, nad opłakanym stanem niemieckiej armii nie rozpaczam, jednak jako zwolennik NATO i człowiek twardo wspierający ukraińskie, niepodległościowe aspiracje skierowanie akurat takiej osoby jak obecna szefowa KE na stanowisko przewodniczącej sojuszu, dyplomatycznie rzecz ujmując, budzi mój duży niepokój.
CZYTAJ: Niemcy chcą przejąć NATO? „Von der Leyen zastąpi Stoltenberga”
Nie chodzi tu, niestety, tylko o kompetencje pani von der Leyen w dziedzinie obrony, ale też o dalekosiężne cele Niemiec względem relacji z Rosją i wojną na Ukrainie. O tym, że Niemcy, delikatnie mówiąc, nie są w pełni oddanym sojusznikiem Ukrainy wspominać chyba nie muszę. Tuż przed wybuchem wojny prorosyjski kurs naszego zachodniego sąsiada był jednoznaczny. Zablokowanie niemieckiego nieba dla ukraińskiej pomocy, potem przesyłanie pomocy w postaci sprzętu trzeciej kategorii (uzasadnione „pacyfizmem”), początkowe blokowanie odcięcia Rosji od SWIFT… obecnie, przynajmniej w sferze deklaracji, Niemcy stoją po stronie Ukrainy (nasz wschodni sąsiad otrzymał nawet porządny, niemiecki sprzęt) jednak co jakiś czas przeciekają do nas kolejne informacje, choćby o tym jak niemiecki kanclerz namawiał prezydenta Zełeńskiego do rozmów pokojowych z Rosją. Słowem, Niemcy nadal grają na kilku fortepianach, tylko, że na tym rosyjskim grają nieco ciszej niż na innych.
Z racjonalnego punktu widzenia trudno Niemcom się dziwić - jeśli przed laty podjęto decyzję o budowie regionalnej potęgi w oparciu o rosyjskie surowce i rosyjskie bagnety, niełatwo teraz się z tego planu wycofać, tylko dlatego, że rosyjski partner okazał się wariatem. Nie oznacza to jednak, że za Odrą nie marzą o tym by wreszcie wrócić do dawnych interesów… w czym przeszkadza trwająca wojna i z pewnością irytujący dla elit z Berlina opór Ukraińców. Wydaje mi się więc, że Niemcy wciąż myślą o tym jak rozegrać sytuację na swoją korzyść - kryzys surowcowy odbija się na nich mocniej niż na sąsiednich gospodarkach a irracjonalny plan odejścia od energetyki jądrowej tylko sytuację pogarsza. Co więcej gdy spojrzymy na nastroje społeczne, to szybko okaże się, że większe poparcie dla działań Rosji znajdziemy chyba tylko w Serbii.
I plan przejęcia NATO może się w to rozumowanie wpisywać. Obecnie, pod kierownictwem Norwega Jensa Stoltenberga Sojusz realizuje wobec Rosji twardy kurs, jednak z miękką von der Leyen na czele sytuacja może się zmienić. Oczywiście nie będzie tak, że NATO nagle uzna, że Ukrainę porzuca, ale wyraźne wsparcie w postaci organizacji sprzętu czy wsparcia wywiadowczego może zamienić się we „wsparcie” w postaci publikowanych co jakiś czas, ostrych lecz niewiele znaczących not, potępiających Rosję. I rzecz jasna z pewnością nie zakończy to wsparcia oferowanego przez Polskę, wielką Brytanię czy USA ale niewątpliwie znacząco ten proces utrudni… a to z kolei oznaczać będzie realną klęskę Ukrainy, która zmuszona zostanie do przystąpienia do upokarzających rozmów pokojowych z Rosją i utraty kolejnych części swego terytorium na jej rzecz.
I chyba nie muszę wspominać o tym, że „niemieckie” NATO to NATO do którego Ukraina wstępu już mieć nie będzie?
Jeśli ktoś uważa, że histeryzuję, cóż - Państwa prawo. Jednak wolę być głosem wołającym na puszczy niż tym, który za kilka lat będzie musiał w cieniu rosyjskich bagnetów szepnąć: „a nie mówiłem?”.