Opinie

Raków - Aris / autor: PAP/Waldemar Deska
Raków - Aris / autor: PAP/Waldemar Deska

Są na ustach wszystkich. Raków już osiągnął sukces

Kamil Gieroba

Kamil Gieroba

Dziennikarz Gazety Bankowej i redaktor portalu wgospodarce.pl. W wolnym czasie pasjonat piłki nożnej i sportów walki.

  • Opublikowano: 16 sierpnia 2023, 20:45

  • Powiększ tekst

Raków Częstochowa stanie przed wielką szansą. Mistrzowie Polski awansowali do ostatniej fazy eliminacji do Ligi Mistrzów

By zakwalifikować się do Champions League, Raków musi pokonać jeszcze jednego rywala - FC Kopenhagę, których bramkarzem jest Kamil Grabara. 22 i 30 sierpnia Raków już w pierwszym podejściu powalczy o historyczny awans. Warto bowiem podkreślić, że ekipa z Częstochowy to totalny debiutant w Lidze Mistrzów.

We wtorek zespół Dawida Szwargi wygrał rewanż w 3. rundzie w Limassol z Arisem 1:0, a tydzień wcześniej u siebie zwyciężył 2:1. W rundach 1. i 2. wyeliminował, odpowiednio, Florę Tallin i Karabach Agdam. Tak, ten sam Karabach, który regularnie był przeszkodą dla naszych zespołów.

Tym samym mamy szansę na polski klub w Lidze Mistrzów po raz pierwszy od sezonu 2016/17. Wtedy ta sztuka udała się Legii Warszawa, która wówczas także przerwała negatywną passę - dwudziestu lat bez polskiej ekipy w elicie.

Gra o wielką kasę

Warto podkreślić, że nawet jeśli piłkarze Rakowa odpadliby w dwumeczu z FC Kopenhagą, klub już zarobiłby 5 milionów euro za eliminacje. Dodatkowo należałaby mu się premia w wysokości 3,63 miliona euro za sam awans do fazy grupowej Ligi Europy. Ten mają przecież już zapewniony, a tam można zarabiać dalej. Każda wygrana wyceniana jest na 630 tysięcy euro, a remis na 210 tysięcy euro. Dodatkowe nagrody przewidziano za końcowe miejsce w tabeli oraz za przejście każdej kolejnej rundy.

Jeśli natomiast Raków pokona mistrza Danii, będzie mógł liczyć na jeszcze większe pieniądze w Lidze Mistrzów. Tam z kolei za sam udział przewidziano aż 15,64 miliona euro. W fazie grupowej każde zwycięstwo premiowane będzie dodatkowymi 2,8 miliona euro, a remis 930 tysięcy euro. Mówimy zatem o naprawdę dużym „booście” do budżetu klubu.

W końcu nadszedł przełom?

Jeszcze kilka lat temu wcale nie było oczywiste, że polskie ekipy mogą regularnie grać w europejskich pucharach. Dla przypomnienia - już trzynaście lat temu rozpoczęto reformy, które miały dać więcej szansy dla tych mniejszych, między innymi z naszego regionu. To właśnie wtedy mistrzowie Anglii, Hiszpanii czy Włoch w końcu przestali stać na drodze naszych drużyn już w eliminacjach.

W praktyce nie przynosiło to większych efektów, przynajmniej nie w naszym przypadku. Ostatnio w końcu zaczęło się pojawiać światełko w tunelu.

Wystarczy wspomnieć o Lechu Poznań, który w poprzednim sezonie dotarł do ćwierćfinałów Ligi Konferencji Europy. Są sceptycy, którzy kłócą się, iż to puchar trzeciej kategorii. Ja wtedy odpowiadam, że to nadal europejskie rozgrywki i dają nam potrzebne punkty do rankingu UEFA. Dzięki temu możemy liczyć na lepsze zestawienia w eliminacjach, czy w przyszłości może i nawet więcej klubów.

Cieszy zatem, że podobną drogą zmierza Raków Częstochowa. Co więcej, to pierwszy mistrz Polski od lat, który jakoś znacząco się nie osłabił kadrowo na etapie eliminacji, a wręcz przeciwnie. Przebudował i wzmocnił zespół, mimo różnych problemów. Wystarczy wymienić odejście wieloletniego szkoleniowca - Marka Papszuna, czy wspomnieć o kontuzji największej gwiazdy - Iviego Lopeza. Raków kontynuuje swoją drogę, którą zarysował już jakiś czas temu i to właśnie dzięki temu zapewnił sobie co najmniej grę w Lidze Europy. I trzeba to szanować.

Co więcej - po raz pierwszy od dłuższego czasu mamy realne szanse także na kolejny zespół w LKE. O ile na Pogoń Szczecin niestety nie ma już co liczyć (bolesna porażka z Gent), a Legia Warszawa może mieć spore problemy (musi odrabiać straty z Austrią Wiedeń na wyjeździe), to nadal duże szanse ma Lech Poznań. Sam jeszcze przed rozpoczęciem eliminacji uważałem, że mamy realne możliwości na dwa kluby w europejskich pucharach (niezależnie od szczebli). I tak powinno być co sezon, jeżeli chcemy się w końcu na poważnie liczyć.

Można zatem mówić o pewnym przełomie w naszym futbolu klubowym. Nie o wiecznych „eurow*ierdolach”, tylko w końcu także o wynikach, których nie musimy się wstydzić. I oby to był długoterminowy sygnał, a nie jedna jaskółka.

Czytaj też: To nie samobój. To walkower Kuleszy

Powiązane tematy

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych