Dług, podatki, OFE, pieniądz – na ołtarzu „Tu i teraz”
Platforma Obywatelska konsekwentnie realizuje hasło Donalda Tuska, że „Liczy się tu i teraz”. Dopóki są przy władzy będą robili wszystko, żeby maksymalizować wydatki państwa, nie oglądając się jakie to przyniesie konsekwencje w przyszłości. Pierwszym krokiem było zaciągnięcie gigantycznego długu, drugim podwyżka podatków, trzecim okradzenie Polaków z oszczędności w OFE. Czwartym będzie niekontrolowany dodruk pieniędzy.
Od momentu objęcia funkcji premiera przez Donalda Tuska w 2007 roku zadłużenie Polski wzrosło z 527,4 mld zł do 981,8 mld obecnie (źródło: http://www.dlugpubliczny.org.pl/pl/metoda-liczenia). W ciągu 7 lat rządów PO dług został więc podwojony.
Pożyczanie ma jednak tą nieprzyjemną właściwość, że poprawia sytuacje na chwilę, w momencie wydawania pożyczonych pieniędzy, ale później zwiększa koszty bieżącego funkcjonowania o kwoty potrzebne na obsługę kredytów – spłatę kapitału i odsetek od niego. Dlatego też z każdym kolejnym rokiem pełnym fajerwerków i igrzysk wydatki państwa rosły. W tej sytuacji politycy PO zrobili to co zwykle robią politycy słabo obeznani z ekonomią – podwyższyli podatki. Wzrósł VAT, zamrożono progi podatkowe, zlikwidowano wiele ulg – m.in. na dzieci, podwyższano opłaty akcyzowe.
Ku zdumieniu polityków efekt był odwrotny od zamierzonego. Wpływy z podatków zaczęły maleć. Część podatników przeszła do szarej strefy, część wyjechała za granicę, jeszcze inni nauczyli się lepiej ukrywać swoje dochody – jak np. żona byłego ministra infrastruktury.
Ale politycy nie są w ciemię bici. Skoro podatnicy nie chcieli płacić nowych, wyższych podatków od tego co zarabiają, to zdecydowano się sięgnąć do ich oszczędności. W ciągu kilku lat udało się niemalże wszystkie wpływy do Otwartych Funduszy Emerytalnych, gdzie były inwestowane w obligacje i akcje, a więc według polityków bezużytecznie leżały, przekierować do ZUS, gdzie są natychmiast wydawane na bieżące emerytury. To że za kilka lat nie będzie kapitału ani ludzi mogących wypracować następne emerytury, to już nie ich zmartwienie, bo liczy się tu i teraz.
Skok na oszczędności dał trochę bieżącego wzrostu, ale za mało, żeby PO przestała tracić poparcie. Dlatego za zgodą premiera minister spraw wewnętrznych zapytał prezesa Narodowego Banku Polskiego, jak można byłoby dodrukować trochę pieniądza przed kampanią wyborczą. Tak, żeby załapać się na trochę wzrostu gospodarczego w czasie wyborów, zanim rynek zorientuje się, że pieniądz jest bez pokrycia i ruszy inflacja. Prezes wiedział co trzeba zrobić. Wystarczy mała zmiana w ustawie o NBP, żeby bank mógł kupować rządowe obligacje czyli drukować bez pokrycia. Wystarczy zapisać, że bank centralny może kupować te papiery na rynku wtórnym. Wtedy Marek Belka kupi je. Wprawdzie nie od ministra finansów, którego sam przy okazji wynegocjował, ale od Banku Gospodarstwa Krajowego, którego przecież minister finansów kontroluje.
Niezależnie od tego czy PO wygra wybory za rok czy nie, kolejny rząd będzie musiał się zmierzyć z dotychczasowym dorobkiem tej partii. Będzie miał kolosalne zadłużenie – głównie za granicą, bo obligacje w OFE już skasował, będzie miał już bardzo wysokie podatki, których podnoszenie będzie nieefektywne, będzie miał społeczeństwo z niewielkimi oszczędnościami emerytalnymi, za to państwo z olbrzymimi zobowiązaniami emerytalnymi i będzie miał już prawdopodobnie popsuty pieniądz i inflację. Co jeszcze zostanie, żeby jeszcze trochę można było działać zgodnie z logiką tu i teraz. Można będzie zagarnąć resztkę oszczędności z OFE, ale to będzie już tylko na waciki. Będzie można obłożyć majątek podatkiem – podatek katastralny. Można sprzedać kilka firm Rosjanom – oni zapłacą wiele w zamian za odzyskanie wpływów w tej części świata. Ale co później?