Czy chiński Smok ma piętę Achillesa?
Przedruk z serwisu Stefczyk.info
Jak to się stało, że dziesięć lat temu „Rodzina na swoim”, którego to programu nazwę sam wymyśliłem, zamiast sfinansować mieszkania dla młodzieży z wyżu solidarnościowego, w trakcie prawicowej implementacji, dofinansował produkty bankowe, spekulację walutową i na cenach mieszkań?
W dzisiejszym Financial Timesie w artykule Gideona Rachmana „Revisionist powers are driving the world’s crises” poruszone są konsekwencje upadku dominacji amerykańskiej na świecie. Zadawane jest pytanie czy obecne kryzysy na świecie: na Ukrainie, na Morzu Południowochińskim i Iraku mają wspólny mianownik. Odpowiedz twierdząca wywodzi się ze zmiany geopolitycznej która po upadku ZSRR polegała na światowej dominacji USA, a która obecnie wchodzi w okres bipolarności w polityce światowej („decline in American power would provoke challenges to the US-led world order”). Wprawdzie obecnie jak to podkreśla cytowany prof. John Ikenberry z Princton University militarnie nadal dominuje USA (“military capabilities aggregated within this US-led alliance system outweigh anything that China or Russia might generate for decades to come”), ale proces erozji wydaje się nieuchronny. A to dlatego że wschodzące potęgi których fundamentem jest przewaga demograficzna stają się powoli beneficjentami obecnego zarówno system ekonomicznego jak i politycznego. Politycznie mają prawo weta w ONZ („Russia and China are big powers with vetoes at the UN. Their interests are protected by the current system because – “they are geopolitical insiders”), a ekonomicznie po załamaniu prób narzuceniu im zakazu emisji CO2 w celu oziębiania klimatu i aprecjacji waluty, są beneficjentami wolności handlu i przepływu technologii (“Openness gives them access to trade, investment, and technology from other societies”). W związku z powyższym upadek cywilizacji Zachodu wydaje się z jednej strony przesądzony, a z drugiej okres przejściowy może być i dłuższy i pozornie nie wiązać się z zakwestionowaniem systemu globalnego jak i Amerykańskiej pozycji („Russia nor China has yet made a definitive break with the US-dominated global system”). Konkluzje artykułu potwierdzają wcześniej sygnalizowane na blogu spostrzeżenia, że historia nowożytna datująca się konfliktem Sparty i Aten powtarza się na naszych oczach, niezależnie czy ją nazwiemy „światem o sumie zero” czy „powrotem do geopolityki : „But whatever the terminology, it looks like a dangerous trend that is gathering momentum.”
Konflikt na Ukrainie jak i powstanie Kalifatu Iraku i Lewantu (dzisiejszy FT: „Caliphate declaration looks like turning point for Isis – and for al-Qaeda”) to niewątpliwie czas ofiarowany Chińczykom, którzy póki nie osiągną dominacji gospodarczej będą starali się schodzić z „linii ciosu USA” („China adopts a lower profile on global issues outside its region”). A przecież to państwo ma olbrzymie słabości które stara się tuszować. Z jednej strony olbrzymie zagrożenie dla bogactw Rosji na Syberii i obawy jej sąsiadów, w tym schyłkowego tygrysa jakim stała się demograficznie starzejąca się Japonia, efekty demograficzno-etyczne polityki jednego dziecka, jak i prześladowania katolików na niebywałą skalę, które musi osłabiać kręgosłup moralny tego społeczeństwa. Ponadto mimo sukcesów gospodarczych, moim zdaniem, Chiny obecnie stoją w przededniu poważnego kryzysu gospodarczego. Gdyż na skutek silnych powiązań handlowych z zagranicą wystąpił u nich spadek nadwyżki handlowej z 8,8 proc. PKB w 2007 r. do 2,6 proc. w 2011 r. a ratując się przed konsekwencjami kryzysu światowego zwiększyły one udział inwestycji w PKB o 6 pkt. procentowych. W efekcie nastąpił wzrost zadłużenia wewnętrznego Chin z poziomu całkowitego 125 proc. PKB do ponad 200 proc., przy czym przyrost nie dotyczył długu państwa, lecz instytucji prywatnych i władz lokalnych. Około jedna trzecia inwestycji to były inwestycje budowlane, a budownictwo, pośrednictwo w obrocie, oraz przemysł wykończeniowy stanowią 23 proc. udziału w PKB (wzrost o 13 pkt. proc. od 2006 r.) co jest wielkością większą niż w USA, Hiszpanii i Irlandii w okresie spekulacyjnego boomu budowlanego. W konsekwencji w tym segmencie nastąpiło znaczące przeinwestowanie, skutkujące tym że nagromadziło się już 10,2 mln niesprzedanych mieszkań co stanowi 15 proc. zbudowanych w ciągu ostatnich pięciu lat, a ich przeciętna cena w kwietniu wzrosła o zaledwie 0,1 proc. Nadmiar lokali stanowiący jeden rok sprzedaży w Pekinie i do 6-8 lat na prowincji wymusi spadek cen w drugorzędnych lokalizacjach o 40 proc., a budownictwa o 50 proc., prowadząc do spowolnienie wzrostu całej gospodarki, oraz wystąpienia zjawisk deflacyjnych. Przy produkcji cementu w Chinach w latach 2011-2012 na skalę całej produkcji USA w XX wieku, taka restrukturyzacja musi odbić się również na koniunkturze światowej. Towarzyszący temu procesowi spadek cen nieruchomości zmniejszy stan majątkowy Chińczyków, ograniczając ich zakupy, gdyż z racji ograniczonych możliwości odkładania środków, aż dwie trzecie swojego majątku mają w posiadanych mieszkaniach (dwa razy więcej niż Amerykanie przed kryzysem). Spadek cen nieruchomości zawsze oznacza kryzys w bankowości, gdy 26 proc. aktywów banków notowanych w Hong Kongu jest bezpośrednio powiązana z tym sektorem. Zwolnienie koniunktury i kłopoty firm to nie tylko zmniejszenie dochodów podatkowych osiąganych przez budżet, ale również problemy władz lokalnych w których aż 40 proc. dochodów stanowiły przychody ze sprzedaży ziemi deweloperom. Opublikowane w ostatnich dniach dane za okres do maja potwierdzają te obawy, gdyż ukazują one spadek sprzedaży mieszkań o 9,9 proc. do poziomu $245 mld, oraz spadek nowo rozpoczętych budów aż o 22,1 proc. Wprawdzie w porównaniu z poprzednim rokiem produkcja przemysłowa nadal rozwija się w tempie 8,7 proc., ale już produkcja energii wykazała wzrost zaledwie o 4,4 proc.
W całym silnie nagłaśnianym rozgardiaszu w kraju nikt nie zauważa że Polska dziesięć lat temu była również obiektem spekulacji na rynku mieszkaniowym. W efekcie których ceny mieszkań wzrosły dwukrotnie, setki tysięcy młodych Polaków kupiło je za cenę wyższą niż obecnie są warte, ponosząc straty na spekulacjach frankowych, a 2,5 mln z tych dla których mieszkania okazały się za drogie, nie wierząc że miejsca pracy powstaną w Polsce wyemigrowało. Program gospodarczy który Gazeta Wyborcza złośliwie nazwała „Dzieci i pracy” nie został zrealizowany, a „Rodzina na swoim” zamiast sfinansować mieszkania dla młodzieży z wyżu solidarnościowego dofinansował produkty bankowe i spekulację na cenach mieszkań. Bez zdiagnozowania przyczyn dlaczego tak się stało i dlaczego w okresie w którym wykuwał się dobrobyt Chin Polska doznała cywilizacyjnego upadku nie skalę klęski wojennej, nie podniesiemy się z niego, lecz staniemy się najpierw Europejczykami, a później Niemcami.