Opinie

Fot. Freeimages
Fot. Freeimages

Czy chiński Smok ma piętę Achillesa?

Cezary Mech

Cezary Mech

Dr Cezary Mech, prezes Agencji Ratingu Społecznego, absolwent IESE, były zastępca szefa Kancelarii Sejmu, prezes UNFE, podsekretarz stanu w Ministerstwie Finansów

  • Opublikowano: 1 lipca 2014, 15:47

  • Powiększ tekst

Przedruk z serwisu Stefczyk.info

Jak to się stało, że dziesięć lat temu „Rodzina na swoim”, którego to programu nazwę sam wymyśliłem, zamiast sfinansować mieszkania dla młodzieży z wyżu solidarnościowego, w trakcie prawicowej implementacji, dofinansował produkty bankowe, spekulację walutową i na cenach mieszkań?

W dzisiejszym Financial Timesie w artykule Gideona Rachmana „Revisionist powers are driving the world’s crises” poruszone są konsekwencje upadku dominacji amerykańskiej na świecie. Zadawane jest pytanie czy obecne kryzysy na świecie: na Ukrainie, na Morzu Południowochińskim i Iraku mają wspólny mianownik. Odpowiedz twierdząca wywodzi się ze zmiany geopolitycznej która po upadku ZSRR polegała na światowej dominacji USA, a która obecnie wchodzi w okres bipolarności w polityce światowej („decline in American power would provoke challenges to the US-led world order”). Wprawdzie obecnie jak to podkreśla cytowany prof. John Ikenberry z Princton University militarnie nadal dominuje USA (“military capabilities aggregated within this US-led alliance system outweigh anything that China or Russia might generate for decades to come”), ale proces erozji wydaje się nieuchronny. A to dlatego że wschodzące potęgi których fundamentem jest przewaga demograficzna stają się powoli beneficjentami obecnego zarówno system ekonomicznego jak i politycznego. Politycznie mają prawo weta w ONZ („Russia and China are big powers with vetoes at the UN. Their interests are protected by the current system because – “they are geopolitical insiders”), a ekonomicznie po załamaniu prób narzuceniu im zakazu emisji CO2 w celu oziębiania klimatu i aprecjacji waluty, są beneficjentami wolności handlu i przepływu technologii (“Openness gives them access to trade, investment, and technology from other societies”). W związku z powyższym upadek cywilizacji Zachodu wydaje się z jednej strony przesądzony, a z drugiej okres przejściowy może być i dłuższy i pozornie nie wiązać się z zakwestionowaniem systemu globalnego jak i Amerykańskiej pozycji („Russia nor China has yet made a definitive break with the US-dominated global system”). Konkluzje artykułu potwierdzają wcześniej sygnalizowane na blogu spostrzeżenia, że historia nowożytna datująca się konfliktem Sparty i Aten powtarza się na naszych oczach, niezależnie czy ją nazwiemy „światem o sumie zero” czy „powrotem do geopolityki : „But whatever the terminology, it looks like a dangerous trend that is gathering momentum.”

Konflikt na Ukrainie jak i powstanie Kalifatu Iraku i Lewantu (dzisiejszy FT: „Caliphate declaration looks like turning point for Isis – and for al-Qaeda”) to niewątpliwie czas ofiarowany Chińczykom, którzy póki nie osiągną dominacji gospodarczej będą starali się schodzić z „linii ciosu USA” („China adopts a lower profile on global issues outside its region”). A przecież to państwo ma olbrzymie słabości które stara się tuszować. Z jednej strony olbrzymie zagrożenie dla bogactw Rosji na Syberii i obawy jej sąsiadów, w tym schyłkowego tygrysa jakim stała się demograficznie starzejąca się Japonia, efekty demograficzno-etyczne polityki jednego dziecka, jak i prześladowania katolików na niebywałą skalę, które musi osłabiać kręgosłup moralny tego społeczeństwa. Ponadto mimo sukcesów gospodarczych, moim zdaniem, Chiny obecnie stoją w przededniu poważnego kryzysu gospodarczego. Gdyż na skutek silnych powiązań handlowych z zagranicą wystąpił u nich spadek nadwyżki handlowej z 8,8 proc. PKB w 2007 r. do 2,6 proc. w 2011 r. a ratując się przed konsekwencjami kryzysu światowego zwiększyły one udział inwestycji w PKB o 6 pkt. procentowych. W efekcie nastąpił wzrost zadłużenia wewnętrznego Chin z poziomu całkowitego 125 proc. PKB do ponad 200 proc., przy czym przyrost nie dotyczył długu państwa, lecz instytucji prywatnych i władz lokalnych. Około jedna trzecia inwestycji to były inwestycje budowlane, a budownictwo, pośrednictwo w obrocie, oraz przemysł wykończeniowy stanowią 23 proc. udziału w PKB (wzrost o 13 pkt. proc. od 2006 r.) co jest wielkością większą niż w USA, Hiszpanii i Irlandii w okresie spekulacyjnego boomu budowlanego. W konsekwencji w tym segmencie nastąpiło znaczące przeinwestowanie, skutkujące tym że nagromadziło się już 10,2 mln niesprzedanych mieszkań co stanowi 15 proc. zbudowanych w ciągu ostatnich pięciu lat, a ich przeciętna cena w kwietniu wzrosła o zaledwie 0,1 proc. Nadmiar lokali stanowiący jeden rok sprzedaży w Pekinie i do 6-8 lat na prowincji wymusi spadek cen w drugorzędnych lokalizacjach o 40 proc., a budownictwa o 50 proc., prowadząc do spowolnienie wzrostu całej gospodarki, oraz wystąpienia zjawisk deflacyjnych. Przy produkcji cementu w Chinach w latach 2011-2012 na skalę całej produkcji USA w XX wieku, taka restrukturyzacja musi odbić się również na koniunkturze światowej. Towarzyszący temu procesowi spadek cen nieruchomości zmniejszy stan majątkowy Chińczyków, ograniczając ich zakupy, gdyż z racji ograniczonych możliwości odkładania środków, aż dwie trzecie swojego majątku mają w posiadanych mieszkaniach (dwa razy więcej niż Amerykanie przed kryzysem). Spadek cen nieruchomości zawsze oznacza kryzys w bankowości, gdy 26 proc. aktywów banków notowanych w Hong Kongu jest bezpośrednio powiązana z tym sektorem. Zwolnienie koniunktury i kłopoty firm to nie tylko zmniejszenie dochodów podatkowych osiąganych przez budżet, ale również problemy władz lokalnych w których aż 40 proc. dochodów stanowiły przychody ze sprzedaży ziemi deweloperom. Opublikowane w ostatnich dniach dane za okres do maja potwierdzają te obawy, gdyż ukazują one spadek sprzedaży mieszkań o 9,9 proc. do poziomu $245 mld, oraz spadek nowo rozpoczętych budów aż o 22,1 proc. Wprawdzie w porównaniu z poprzednim rokiem produkcja przemysłowa nadal rozwija się w tempie 8,7 proc., ale już produkcja energii wykazała wzrost zaledwie o 4,4 proc.

W całym silnie nagłaśnianym rozgardiaszu w kraju nikt nie zauważa że Polska dziesięć lat temu była również obiektem spekulacji na rynku mieszkaniowym. W efekcie których ceny mieszkań wzrosły dwukrotnie, setki tysięcy młodych Polaków kupiło je za cenę wyższą niż obecnie są warte, ponosząc straty na spekulacjach frankowych, a 2,5 mln z tych dla których mieszkania okazały się za drogie, nie wierząc że miejsca pracy powstaną w Polsce wyemigrowało. Program gospodarczy który Gazeta Wyborcza złośliwie nazwała „Dzieci i pracy” nie został zrealizowany, a „Rodzina na swoim” zamiast sfinansować mieszkania dla młodzieży z wyżu solidarnościowego dofinansował produkty bankowe i spekulację na cenach mieszkań. Bez zdiagnozowania przyczyn dlaczego tak się stało i dlaczego w okresie w którym wykuwał się dobrobyt Chin Polska doznała cywilizacyjnego upadku nie skalę klęski wojennej, nie podniesiemy się z niego, lecz staniemy się najpierw Europejczykami, a później Niemcami.

Powiązane tematy

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych