Opinie

http://pgearena.gdansk.pl/galeria
http://pgearena.gdansk.pl/galeria

Kosztowne hobby premiera Tuska?

Marcin Horała

Marcin Horała

prawnik, politolog, były radny miasta Gdyni, poseł na Sejm RP

  • Opublikowano: 10 stycznia 2013, 12:14

    Aktualizacja: 10 stycznia 2013, 12:17

  • Powiększ tekst

Pod rządami PO trybuna Lechii Gdańsk stała się miejscem spotkań śmietanki towarzyskiej, biznesowej a przede wszystkim politycznej Pomorza, ale i Polski. Sam stadion i klub są finansowane głównie przez spółki skarbu państwa, samorząd i podatników. Pomoc ta pozwala niwelować skutki wyjątkowo nieudolnego zarządzania klubem.

Kibic

Kilka miesięcy temu, w apogeum afery „Amber Gold”, głośna stała się prowokacja, w której dziennikarz podający się za pracownika kancelarii premiera, uzgadniał szczegóły dotyczące przebiegu sprawy z sędzią Ryszardem Milewskim. Premier Tusk stwierdził wówczas że zna sędziego jako osobę publiczną, natomiast nie było między nimi relacji towarzyskich. Wkrótce potem media obiegło nagranie, na którym premier wraz z sędzią kibicują na meczu Lechii Gdańsk. Panowie zdawali się być w jak najlepszej komitywie, a po strzeleniu gola przez Lechię przybili sobie „piątkę”.

Nie powinno to dziwić, bowiem pod rządami PO trybuna Lechii stała się miejscem spotkań śmietanki towarzyskiej, biznesowej a przede wszystkim politycznej Pomorza, ale i Polski. Tak to jest, że w Polsce nie od dziś najlepsze towarzystwo i najlepsze biznesy znaleźć można blisko władz (że do władzy garną się politycy wszystkich szczebli to oczywista oczywistość). A osoba mająca obecnie najwięcej realnej władzy, Donald Tusk, to znany od lat zagorzały kibic Lechii.

Historię kibicowskich fascynacji premiera bogato przedstawiały media, do czego okazją była wojna wydana „kibolom”. Młody Donald był aktywnym działaczem klubu kibica Lechii jeszcze w latach 70-tych. Prowadził doping, a nawet był autorem niektórych kibicowskich piosenek (za: „Mesjasz biało-zielony”, „Polska Dziennik Bałtycki” z dn. 13 maja 2011r.). Przy tej okazji słynny stał się też epizod ze starcia z kibicami Zawiszy Bydgoszcz, w którym w charakterze broni przyszły premier posłużył się gumowym wężem

Wprawdzie daleka droga wiedzie od udziału w kibolskich starciach do honorowej loży jednego z najnowocześniejszych polskich stadionów – ale w swoich kibicowskich sympatiach Donald Tusk pozostał stały. Taka stałość budzi szacunek, jednakże może on zostać zmniejszony świadomością, że za klubowe sympatie premiera płacimy my wszyscy.

Sponsor

W kontekście Lechii pierwszy raz państwowy sponsor pojawił się już na etapie budowy stadionu. Państwowa spółka Polska Grupa Energetyczna za to, że stadion PGE Arena nazywa się tak jak się nazywa zapłaci w przeciągu pięciu lat łącznie 35 milionów złotych. To jednak bardziej wątek dofinansowywania deficytowego Euro 2012 – pieniądze za wykup nazwy nie poszły do kasy spółki Lechia-Operator tylko zajmującej się jego budową spółki BIEG2012.

Nie znaczy to, że Lechia została pozostawiona bez publicznego wsparcia. Jednym z największych państwowych przedsiębiorstw jest Grupa Lotos. Prezes Lotosu Paweł Olechnowicz tak wypowiadał się do lokalnego dodatku „Gazety Wyborczej” o sponsorowaniu piłki nożnej: „Sponsoring piłki nie mieścił się w standardach naszej firmy. Sprawy sądowe, korupcja czy awantury na stadionach nie odpowiadały standardom akceptowanym przez Grupę Lotos” („Gazeta Wyborcza Trójmiasto” 17 grudnia 2010 roku).

Sam prezes na pytanie dziennikarza: „A premier Donald Tusk szepnął panu, ze warto wspomóc jego ukochaną Lechię?” zarzeka się „Absolutnie, żadnych rozmów nie było. Sądzę, że panu premierowi, choć czuje sympatię do Lechii, nawet przez usta by to nie przeszło”. By akapit dalej przytomnie zauważyć „Jesteśmy firmą państwową i w zakresie sponsoringu podlegamy rygorystycznej ocenie właściciela, czyli ministra skarbu państwa”. Aż chce się zakrzyknąć: jakie szczęście że minister skarbu państwa nie miał obiekcji wobec sponsorowania ulubionego klubu swojego zwierzchnika. Cóż za niebywały zbieg okoliczności.

Firma nie podaje oficjalnie wysokości środków przekazywanych Lechii powołując się na tajemnicę handlową, spekulacje prasowe mówią o kwocie zbliżonej do 6 milionów złotych rocznie stałej dotacji plus premie za wyniki. Jak powiedział lokalnej prasie prezes Lechii Maciej Turnowiecki: „Mogę powiedzieć, znając sytuację w innych klubach, że nie ma klubu w Polsce z tak lukratywnym kontraktem” („Polska Dziennik Bałtycki” 24 listopada 2010). Za te środki Lotos nie otrzymał prawa do pojawienia się w nazwie klubu, co w warunkach polskich jest standardem dla znacznie mniej hojnych sponsorów.

Spółka

Stadion PGE Arena w gdańskiej Letnicy powstał jako jeden z czterech głównych obiektów Euro 2012. Poza imprezą ma służyć gdańskiej Lechii. Zarządzaniem obiektem pierwotnie zajęła się spółka Lechia-Operator. Była to spółka-córka Lechii S.A, czyli klubu piłkarskiego najbardziej kojarzonego z drużyną piłkarską z ekstraklasy. W lipcu 2010 konsorcjum z Lechią-Operator na czele wygrało przetarg na 10-letnie zarządzanie PGE areną. Miała za to płacić miastu co miesiąc 2 miliony złotych oraz 5% osiągniętych przychodów.

Działalność Lechii-Operatora od początku była serią porażek. Spółka właściwie nigdy w swojej działalności nie regulowała na bieżąco zobowiązań. W niecały rok wygenerowała ponad 5 milionów złotych długu i nic nie wskazywało na to by miała być zyskowna. Problemem była chociażby niska frekwencja na meczach, a działania prowadzące do jej zwiększenia należałoby nazwać nieudolną propagandą sukcesu. Jeden z lokalnych dziennikarzy sportowych tak komentował sprawę: „Otóż w przerwie meczu spiker ogłasza ilu jest widzów […] Niestety ma to tyle wspólnego z prawdą, co stwierdzenie że w Biedronce można zapłacić kartą kredytową” („Polska Dziennik Bałtycki” 5 grudnia 2011) „Znalezienie w mieście informacji o meczu jest możliwe tak samo jak spotkanie niedźwiedzia polarnego w afrykańskim buszu […] „mogą być tego trzy przyczyny. Po pierwsze to, że nie założono jeszcze spółki Lechia Słup (mamy już przecież Lechię S.A, Lechię Operator, a mamy mieć Lechię Med i Lechię Deweloper), która będzie odpowiedzialna za informowanie o spotkaniu biało-zielonych w Gdańsku.” („Polska Dziennik Bałtycki” 12 grudnia 2011).

Podobnie dramatycznie wyglądała kwestia sprzedaży tzw. lóż VIP na stadionie. Jak donosiła „Gazeta Wyborcza Trójmiasto” z dn. 28 listopada 2011 w stałym użytkowaniu znajdowały się tylko cztery loże, należące do wspomnianego już PGE, Lotosu, samej Lechii oraz miasta Gdańsk. Oznacza to, iż de facto na rynku nie sprzedano żadnej loży. W tym samym czasie przykładowo na stadionie Cracovii sprzedane było 25 z 26 lóż, na Legii połowa z 40, zdecydowana większość lóż na stadionie Lecha itp. Podobnie kulała sprzedaż powierzchni komercyjnych, wynajem powierzchni reklamowej na stadionie czy organizacja innych niż mecze zyskownych imprez masowych.

Na ratunek spółce pospieszyło miasto Gdańsk, rządzone przez Platformę Obywatelską. Miejska spółka Gdańska Agencja Rozwoju Gospodarczego przejęła spółkę Lechia-Operator wraz z jej długami. Tym samym miejscy podatnicy wzięli na siebie obowiązek spłaty zobowiązań powstałych poprzez nieudolne zarządzanie obiektem przez spółkę-córkę ulubionego klubu premiera – oraz pokrywania dalszego deficytu gdyby okazało się, że stadion mierzony był bardziej na propagandowe ambicje niż biznesową rzeczywistość.

Klub specjalnego znaczenia

Tak to na różne sposoby pieniądze płyną i pewnie będą płynąć do Lechii. Z różnych źródeł i na różne sposoby, ale dwie cechy mają wspólne: źródło publiczne (spółki skarbu państwa, samorząd) i polityczną zależność ofiarodawcy od rządzącego ugrupowania i jej lidera.

Jedno wydaje się pewne: dopóki pierwszy kibic rządzi w Polsce klub może się nie obawiać skutków nietrafionych inwestycji czy biznesowej nieudolności zarządzających. Skarb państwa ma jeszcze wiele spółek a i rządzony przez PO samorząd zawsze coś może z budżetu wyskrobać.

Powiązane tematy

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych