Opinie

Zdjęcie: https://www.facebook.com/InstytutFilmowy/photos
Zdjęcie: https://www.facebook.com/InstytutFilmowy/photos

"Ida" wygrywa, Odorowicz przegrywa

Wojciech Surmacz

Wojciech Surmacz

Redaktor naczelny wGospodarce.pl i Gazety Bankowej

  • Opublikowano: 15 grudnia 2014, 00:11

    Aktualizacja: 15 grudnia 2014, 07:57

  • Powiększ tekst

Nagrody dla "Idy", trafiły się "carycy" polskiego kina, Agnieszce Odorowicz jak ślepej kurze ziarno. Zarządzany przez nią od blisko 10 lat Polski Instytut Sztuki Filmowej, właśnie przegrał w sądzie proces o dofinansowanie "Historii Roja". Ale media tej sromotnej porażki nie zauważają, wolą sukcesy "Idy". Odorowicz zresztą też, bo ma ich jak na lekarstwo.

W czasie gdy "Ida" w reżyserii Pawła Pawlikowskiego święci tryumfy na całym świecie warto zauważyć, że w cieple tych zwycięstw ogrzewa się postać, która właśnie poniosła chyba najbardziej bolesną porażkę w całej swojej karierze...

To już ostatni, dziesiąty rok rządów "carycy" Agnieszki Odorowicz w Polskim Instytucie Sztuki Filmowej (PISF). Po raz pierwszy dyrektorem PISF została 3 października 2005 roku. Na kilka tygodni przed dymisją rządu Marka Belki, powołał ją na to stanowisko Waldemar Dąbrowski, wówczas minister kultury. W dniu 16 lipca 2010 r., została ponownie powołana przez Bogdana Zdrojewskiego, ówczesnego ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego w rządzie Donalda Tuska.

Przez blisko 10 lat zarządzania polską kinematografią, Odorowicz nie udało się zrealizować żadnego, wielkiego projektu z całej gamy pomysłów, którymi zachwycała polskich filmowców i polityków. W 2007 roku kreśliła wizję budowy polskiego Hollywood czyli miasteczka filmowego nad Pilicą za ponad 0,5 mld zł. Dzięki Bogu nic z tego chorego projektu nie wyszło. Pięć lat później forsowała kolejną "genialną" koncepcję - budowę Polskiego Centrum Kinematografii. Tym razem w Warszawie. Koszt inwestycji - jakiś 1 mld zł. Zdrojewskiemu ten karkołomny pomysł się chyba nawet spodobał, ale nie miał odwagi, go pchać dalej.

Odorowicz nie może się też wykazać żadnym, spektakularnym sukcesem, jeśli chodzi o produkcję filmową. Przez blisko 10 lat finansowania polskiej kinematografii, PISF pod jej rządami nie wyprodukował ani jednego filmu fabularnego, który zostałby wyróżniony jakąś naprawdę prestiżową nagrodą filmową, jak Złota Palma czy Oscar.

Piętą achillesową "carycy" (tak ją nazywają filmowcy ze względu na wyjątkową próżność i niezwykle władczy ton podczas rozmów) są nierozliczone produkcje filmowe, które PISF finansował w całości lub tylko częściowo. Do niedawna jedną z takich produkcji PISF starał się rozliczyć przed sądem twierdząc, że producent musi zwrócić 2 mln zł dotacji. Chodzi o "Historię Roja". PISF niedawno przegrał ten proces.

Więcej o procesie "Historii Roja" czytaj tutaj: "Jerzy Zalewski wygrywa z PISF! Nie musi zwracać pieniędzy na "Historię Roja"

To chyba pierwsza tego typu sprawa w całej historii PISF, ale wiele wskazuje na to, że nie ostatnia...

Powiązane tematy

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych