W kraju kosztowna „pomoc” NBP „na cichacza”.
W polityce tak wiele się dzieje że trudno za tym nadążyć. Dzisiejszy próbny alarm wojenny nieźle nastraszył warszawiaków którzy klęli „partie wojny” – cokolwiek miałoby to znaczyć – ile wlezie. W wyborach prezydenckich też dzieją się cuda nad cudami. Doszło już do tego że Gazeta Wyborcza donosi do Dudy, że Ojciec Tadeusz Rydzyk za słabo świętował na antenie wygraną przyszłego prezydenta: „Wieczór wyborczy w Radiu Maryja. Dwa zdania o Dudzie”. Podczas gdy z tekstu wynikało że usprawiedliwiał się dlaczego z opóźnieniem w Trwam została puszczona transmisja z obchodów „miesięcznicy” („- Kiedyś żeśmy przestali nadawać te msze dziesiątego z archikatedry, chociaż jesteśmy za patriotyzmem, za Polską. Dlaczego? Bo nie mamy pieniędzy. Pięć lat żeśmy nadawali i nic”), o tym że nie było jej w ogóle programie i że w dniu następnym gorąco witał rodziców kandydata już nie zamieściła.
W tym samym czasie w Moskwie niezauważenie przeszła kolejna tura negocjacji Merkel-Putin. Przy czym treść negocjacji została przysłonięta przez prowokacyjne wystąpienie prezydenta Putina, który „poszedł po bandzie” usprawiedliwiając pakt Ribbentrop - Mołotow i wspólną Stalina z Hitlerem agresję na Polskę w 1939 (w trakcie konferencji prasowej jeden dziennikarzy również przypomniał że niedawno rosyjski minister kultury uznał pakt Ribbentrop - Mołotow za „wybitne osiągnięcie radzieckiej dyplomacji”.) Wg zaproponowanej wykładni w 1938 r. powinniśmy powinnyśmy pozwolić Wermachtowi zająć Zaolzie, a w następnym roku wymienić polskie Zaolzie za „niemiecki” Gdańsk, a wtedy problemu nazizmu by nie było. Koniec świata logiki i uczciwości, kiedy to można świętować obalenie i nazizmu i komunizmu, a Polskę która jako pierwsza temu się przeciwstawiła i z tego tytułu poniósła 6cio milionowe straty nazwać ofiarą swojej własnej polityki, lub że „dostała krążek zwrotny”. Przymilanie się do Niemiec było wyjątkowo niesmaczne gdyż prezydent Putin uznał nawet że ZSRR nie toczył wojny z Niemcami, lecz z faszystami i że to Niemcy byli pierwszymi ofiarami hitleryzmu: „- Nasz kraj walczył nie z Niemcami, lecz z nazistowskimi Niemcami. Z Niemcami, które były pierwszą ofiarą reżimu nazistowskiego, nie walczyliśmy nigdy.”
O ile nie wiadomo jakie były ustalenia w Moskwie to wiemy że na tyle poważne, że wiceprezydent John Kerry już ląduje w Soczi aby rozmawiać o Ukrainie, Iranie, Syrii i Libii – kontrolowane przecieki w Wall Street Journal są zawsze precyzyjniejsze. Jutro leci do Turcji aby ta kupiła Patrioty od USA, mimo iż nie wiążą się z transferem technologii i użyczyła terytorium jako bazy dla ataków dronami na Państwo Islamskie. A w czwartek na spotkanie z szejkami Zatoki Perskiej, aby finansowali wojnę na Bliskim Wschodzie i siedzieli cicho, nie krytykowali publicznie porozumienia z Iranem skierowanego przeciw PI: „Obama wants: Saudi Arabia and other Gulf States to keep criticism of the potential Iran deal to themselves.” Taka polityka napuszczania wszystkich przeciwko wszystkim dobrze nie może się skończyć, o ile co gorsza nie zwiastuje gorących negocjacji przedwojennych.
W finansach w Polsce też się dzieje i to nic dobrego, ostatnio minister finansów Mateusz Szczurek tryumfalnie ogłosił że Polska „dołączyła do elitarnego grona państw emitującego obligacje skarbowe z ujemną rentownością.” Oznacza to że będzie musiała spłacić o 3,7 mln franków mniej niż obecnie uzyskała. Emisja trzyletnich obligacji dotyczyła 580 mln franków szwajcarskich i mimo iż ujemna rentowność wynosi 0,213% to jak zauważył Joel Lewin w Financial Times’ie została ona „rozchwycona” przez inwestorów (w tym z Niemiec 34% i Szwajcarii 19%) gdyż dawała „znaczącą premię” względem poziomu płaconego przez bank centralny, który utrzymuje negatywne oprocentowanie na poziomie -0,75%. Przy czym wątpliwym nie jest przepłacanie za pożyczone pieniądze, ale fakt że skarb państwa nie uczy się na błędach popełnionych przez „frankowiczów” i naraża podatników na straty związane z ryzykiem kursowym. Stopy procentowe w Polsce są dodatnie więc zgodnie z prawem parytetu stóp procentowych istnieje znaczące ryzyko wzmocnienia kursu franka i poniesienia strat w momencie spłacania pożyczki. Mimo iż Polscy obywatele mają olbrzymie zobowiązania walutowe, okazuje się że ministerstwo finansów dodaje nam następne.
Niedawno informowałem o tym że w polskim systemie bankowym z powodu nieefektywności działania państwa zmaterializowało się ryzyko walutowe na skalę 56 mld zł. W Polsce nie tylko nadzór bankowy w Polsce dopuścił do wystąpienia ekspozycji walutowych względem sektora niefinansowego na skalę 270 mld zł, w tym 146 mld w kredytowaniu mieszkalnictwa we frankach szwajcarskich, ale również Skarb Państwa jest zadłużony w walutach zagranicznych które stanowią aż 34,6% całości zobowiązań. Właśnie skala potencjalnych strat osób zadłużonych w walutach zagranicznych, jak i kredytujących ich banków, doprowadziła do protestów publicznych.
W jej efekcie okazało się że to NBP postanowił pomóc bankom i „frankowiczom”. Pozwolił aby kurs złotego z poziomu 4,33 zł wzmocnił się do poziomu 4 złotych za euro, a więc o ponad 8%. W taki oto sposób NBP „pomógł” bankom i „frankowiczom” załagodzić problemy ze spłatą kredytów walutowych rozładowując narastający kryzys. Przeprowadzona dyskretnie operacja napędza jednak operacje spekulacyjne typu „carry trade”, gdyż opłaca się spekulantom pożyczać za granicą na niski procent i lokować w Polsce na wyższy, jednocześnie zyskiwać na kursie wymiany. Traci na tym polski producent gdyż eksport towarów staje się nieopłacalny, a zyskuje importer, a skutkiem jest emigracja Polaków z kraju. Miliardy tracą polscy podatnicy, gdyż to co jest zyskiem dla spekulantów staje się kosztem dla obywateli. Doprawdy w dzisiejszych czasach nie wiadomo czy martwić się światową polityką czy też przyziemną ekonomią.