Niewolnik z wolnego wybiegu: Ile wolności naprawdę mamy
Od kilku miesięcy słyszymy wycieki informacji, dotyczących dłubania przy nowym podatku - podatku katastralnym. I niech mi ktoś jeszcze powie "25 lat wolności". Jakiej wolności? Jakiej się pytam, w jakim aspekcie jestem wolny?
Od "WŁASNEJ" ziemi muszę płacić podatek, od "własnego" mieszkania muszę płacić podatek
jak będą budować drogę, bo tak zdecydowało PAŃSTWO to mi zabiorą moją "własną" ziemię i dom, oddadzą pieniążki, żebym nie płakał, ale nie mogę zdecydować o niczym,
na "własnej" ziemi muszę prosić państwo o POZWOLENIE na budowę "własnego" domu,
żeby pojechać poza zagrodę (kraj) muszę poprosić państwo o POZWOLENIE, chyba że moje państwo z tym drugim się dogadało, że mogę i mi POZWOLIŁO, mogą mi je oczywiście w każdej chwili zabrać,
nawet żeby posadzić drzewo na "własnej" działce potrzebuję pozwolenie urzędnika,
jak spłodzę dziecko, to na wstępie mam PRAWA RODZICIELSKIE, ale państwo może mi je ZABRAĆ, jeśli tak zdecyduje,
państwo decyduje co mogę jeść, pić, palić a czego nie mogę, a jeśli już to w jakich normach, bo przecież bydło hodowlane musi być zdrowe i w normach zgodnych z tym, jak właściciel zarządził,
państwo każe mi się państwowo ubezpieczać, niezależnie czy chcę czy nie chcę,
państwo wmawia mi wolność słowa, ale jednocześnie narzuca DEFINICJĘ tej wolności, czyli wszystko OPRÓCZ rzeczy, których mówić nie mogę, bo są karalne, kogo mogę obrażać a kogo nie mogę,
dostaję prezent na urodziny, od którego muszę odprowadzić podatek i zgłosić właścicielowi, że coś dostałem na papierku
"Niewolnik z wolnego wybiegu", ostatnio znalazłem takie stwierdzenie i od tej pory je uwielbiam bo idealnie podsumowuje całokształt cywilizacji w jakiej żyjemy.