Zlew umarł, komuna żyje
Nie do końca pojmuję radości wielu komentatorów z symbolicznego wszak zejścia ugrupowań takich jak ZLew czy Razem, mających być jakimiś złogami postkomuny. Przecież postkomuna żyje, ma się dobrze i weszła do Sejmu.
Weszła - pod szyldem PO.
Trzeba tutaj rozróżnić jedną sprawę, podzielić ją na trzy kwestie. Kwestia pierwsza - skończmy z identyfikacją komuny/postkomuny li tylko jako krwi dawnej SLD (obecnie ZLewu). Wszak to PO już w roku 2007 przejęła ludzi, interesy i ogólnie - pochodnię, sztandar obrony interesów dawnego "elektoratu partyjno-mundurowego", rozmaitych "działaczy" PZPRu i innych narośli. Zresztą - to właśnie ów zwrot z partii IV RP do partii obrony dawnych układów i ogólnego, wyrosłego z PRL neofeudalizmu zagwarantował wtedy Platformie sukces.
Kwestia druga - przyczyną klęski tak ZLewu jak i Razem nie jest podział tych ugrupowań, ale sam fakt tego o czym piszę powyżej - te ugrupowania już dawno utraciły zdolność (w porządku - Razem nawet nie zdołała jej uzyskać) do obrony interesów PeeReLczyków. Znów - PO okazało się być tym koniem, na którego stawiali i wciąż stawiają. Żadne nowe twarze po lewej stronie tego nie zmienią.
Kwestia trzecia - rozróżnijmy postkomunę, lewactwo i lewicą. Postkomuna z XIX-wiecznymi ideami lewicowymi nie ma i nigdy nie miała nic wspólnego. To gang. Mafia, która przez 50 lat miała do dyspozycji aparat sporego kraju w Europie (naszego kraju) do realizacji swoich interesów i pomnażania bogactwa. Sytuacja o której Al Capone mógł pomarzyć, i aż dziwne, że Gomułka czy Jaruzelski nie przeszli do historii jako zmyślni gangsterzy zamiast śmiesznego grubaska z Chicago. Lewactwo to pewna emanacja postkomuny, często powiązana z nią (w naszym kraju) biologicznie, będąca tatusiowymi synalkami i córeczkami dawnych PZPRowskich bonzów, korzystającą z obudowanego dla siebie systemu i walczących już nie o prawa robotników (umówmy się - tych z fałszywą, para-arystokratyczną wyższością ta "nowa klasa" ma gdzieś) tylko o prawa sami Państwo wiedzą kogo. Nie będę już tych tęczowych wybrańców wymieniał.
Prawdziwa lewica, taka ideowa, uczciwa, godna rozmowy, dyskusji, podawania ręki, często w tej chwili znajduje się albo w niszowych klubikach, niedużych forach internetowych, prowadzi biedujące czasopisma, mało tego - niejednokrotnie odkopuje PPSowskie korzenie i uznając je staje się światopoglądowymi prawicowcami, lewicowość rezerwując dla sfer ekonomicznych. Ta lewica, taka prawdziwa, godna szacunku, jestem gotów się zakładać - głosowała na PiS, bo to w partii Beaty Szydło i Jarosława Kaczyńskiego widzi ludzi na tyle ideowych i uczciwych, iż gotowa jest im zaufać.
Tak więc w sytuacji gdy ZLew czy Razem nie weszły do Sejmu, nie otwierałbym szampana ani nie ogłaszał jakiegoś ideowego przełomu. Postkomuna i jej neofeudalne wypustki do Sejmu weszły, weszły ich interesy, układy i desperacka obrona chorego systemu. Weszły pod szyldem PO. Oto prawdziwa postkomuna, oto prawdziwi spadkobiercy PZPRu. Przepływ ich sympatii miał miejsce dawno - w 2007 roku. Wtedy też miał miejsce koniec jawnie postkomunistycznych formacji pokroju SLD - to co mamy teraz to tylko ostatni akt długiej agonii.
Dlatego przed PiS trudne zadanie, ale - z taką większością - jednak z czasem i sukces. Tymczasem komuna wciąż żyje. Bo komuna to nie szyld. To, niestety, ludzie.