Demografia, głupcze!
Władze Chin, tak jak i Holandii w XVII wieku w dobie spekulacyjnego załamania starały się podtrzymywać ceny giełdowe. Nieskutecznie
Zgodnie z wtorkową opinią Standard&Poor’s sytuacja zadłużonych przedsiębiorstw pogarsza się w tempie najszybszym od czasu kryzysu 2009 r. Jednocześnie według Roberta J. Shillera, amerykańskiego ekonomisty z Yale University, gdy się uwzględni cyklicznie skorygowany P/E, to Wall Street jest zdecydowanie bardziej przewartościowana niż w przedkryzysowych okresach zarówno roku 1929, jak i 2000.
Dlatego początek roku 2016 zapowiada nadejście kryzysu. Na Wall Street indeks S&P500 w porównaniu z zeszłorocznym maksimum spadł już o 10 proc., a indeks Russell 2000, obejmujący mniejsze i bardziej czułe na koniunkturę akcje jest niżej o ponad 20 proc.! Ponadto Hang Seng spadł w tym roku już o 9,2%, Topix o 6,5%, Taiex o 6,6%, a syntetyczny MSCI Asia-Pacific osiągnął najgorszy wynik od roku 2000...
Mało kto zwraca uwagę na to że ostatni kryzys finansowy 2008-2009 charakteryzował się spadkiem kursów akcji o 62 proc., a więc porównywalnym do prawie 90-proc. spadku podczas Wielkiego Kryzysu w latach 30. XX wieku, jak i nieporównywalnym z kryzysem na giełdzie w Holandii w 1637 r., kiedy to wartość cebulek tulipanów spadła aż 600 razy.
Wprawdzie nadejście kryzysu historycznie rynek kapitałowy trafnie przewidywał w ponad połowie przypadków, to jednak na horyzoncie 2016 r. wątpliwości jest wyjątkowo dużo.
Jak wskazuje dziennik „Wall Street Journal” rok 2016 będzie kolejnym, gdy zostaną poddane w wątpliwość panujące od kilkunastu lat założenia gospodarcze. Należą do nich: ceny nieruchomości nie spadają, kraje eurostrefy nie bankrutują, Arabia Saudyjska nie pozwoli na załamanie cen ropy naftowej, a rozwój Chin będzie zwiększał zapotrzebowanie na surowce w sytuacji, kiedy konsumpcja w tym kraju aluminium, miedzi, nikli i cynku stanowi ok. połowy światowej produkcji.
Handel światowy, który w przeszłości rozwijał się przeciętnie o 1 pkt proc. szybciej od wzrostu gospodarczego, obecnie nie nadąża za jego dynamiką, ukazując gospodarcze zamykanie się państw. Spadek opłacalności przewozów jest tego ewidentnym wyznacznikiem. Poziom Baltic Dry Indeks mierzący ceny transportu spadł od lata zeszłego roku aż o 60 proc., a od 2010 roku już dziesięciokrotnie i wykazuje poziom najniższy od czasu jego powstania w 1985 r.
W sytuacji kiedy handel światowy traci swoją dynamikę, Chiny będące globalną fabryką wszystkiego cierpią dodatkowo na wzroście. Ponadto dysproporcje majątkowe stają się tam wyjątkowo drastyczne: jeden procent najbogatszych Chińczyków posiada jedną trzecią całego majątku, a jedna czwarta najuboższych zaledwie 1 procent całości. Grozi to eksplozją buntu społecznego, gdyby doszło do niekontrolowalnego kryzysu gospodarczego.
Mając przewartościowaną walutę Pekin cierpi na „dylemat więźnia”. Jeśli osłabi juana, to stracą na dobrobycie wszystkie te podmioty w Chinach, które zadłużyły się w obcej walucie, a deprecjacja grozi ponadto odcięciem dostępu do rynków eksportowych, zwłaszcza w USA, w retorsji za rozpętanie „wojny walutowej”. W efekcie tracą na wartości przedsiębiorstwa chińskie na giełdzie, gdy wartość rynku akcji w Chinach to już prawie 8 bln dol., blisko połowa giełdy w Nowym Jorku (18,49 bln dol.), a tegoroczny spadek zmniejszył wartość dla akcjonariuszy o ponad 20 proc. Jednocześnie nasila się odpływ kapitału, który w grudniu osiągnął rekordowy poziom 108 mld dol. Przy czym akceptowanie procesów deflacyjnych w tym kraju grozi stagnacją typu japońskiego, która na wyspach trwa już ponad 20 lat. Mimo drukowania pieniędzy, zadłużenia Japonii w 245 proc. PKB inflacja jest na poziomie 0,3 proc., a w ciągu 20 lat płace spadły z przeciętnego miesięcznego poziomu 315 tys. jenów do poziomu 289 tys. Kryzysowi towarzyszy załamanie demograficzne w efekcie którego liczba dwudziestolatków spadła z poziomu 1,9 mln w 1996 r. do 1,2 mln w roku 2015.
Odpowiedzią monetarną na ostatni kryzys były bilionowe interwencje przeprowadzone przez banki centralne, które podtrzymały ceny aktywów jak i doprowadziły do wzrostu zadłużenia w gospodarkach wschodzących. Przy obecnym ich zlewarowaniu takich możliwości antykryzysowych już nie ma.
Dlatego mimo optymistycznych przesłanek wzrostu stóp procentowych przez Fed, nadchodzą nawet z USA niepokojące sygnały. Chodzi m.in. szacunki mówiące o spadku tempa wzrostu w USA w ostatnim kwartale do poziomu zaledwie 0,5 proc., jak i recesji w sektorze przemysłowym. W Wenezueli załamanie w Brazylii nasila się kryzys, inflacja przekroczyła poziom dziesięcioprocentowy (10,67 proc.).
Jedynie demograficznie żywotne Indie idą przeciw tamu nurtowi: użytkowników internetu jest tam 400 mln, a do 2020 r. ma wzrosnąć o kolejne 200 milionów. Co charakterystyczne w przewidywaniach produkcyjnych do 2020 r., w kontekście polskich problemów z dekarbonizacją i kryzysem w sektorze węgla kamiennego, to fakt, że Indie nic sobie nie robią z konieczności oziębiania klimatu i planują dwukrotny wzrost wydobycia węgla kamiennego do poziomu 1 mld 200 mln ton!