Opinie

fot. www.freeimages.com
fot. www.freeimages.com

Koszty nieuczciwości sądowych

Cezary Mech

Cezary Mech

Dr Cezary Mech, prezes Agencji Ratingu Społecznego, absolwent IESE, były zastępca szefa Kancelarii Sejmu, prezes UNFE, podsekretarz stanu w Ministerstwie Finansów

  • Opublikowano: 14 marca 2016, 18:51

  • Powiększ tekst

W sytuacji, gdy sędziowie są nieuczciwi, sądy jawią się jako kolejny organ władzy, do którego nominacje odbywają się w trybie niejawnym i sekciarskim

Poniedziałkowe czytanie mszalne (Dn 13, 41-62) o skorumpowanych sędziach skłoniło mnie do rozważań w dziedzinie w której nie jestem kompetentny. Dotychczas traktowałem zamieszanie wokół TK jako silnie koordynowane przez dwie strony, w którym kierownictwo TK uzyskiwało wsparcie polityczne z zagranicy, która uważa że forma prawna jest jednym z istotnych środków kontroli nad naszym krajem.

Merytorycznie podzielałem opinię wyrażoną we wpisie mecenasa Pawła Pelca (http://www.stefczyk.info/blogi/okiem-prawnika/o-sporze-ws-trybunalu-konstytucyjnego,16371932657) z której to interpretacji wynikało jasno że o organizacji pracy TK decyduje ustawa i TK musi założyć domniemanie jej konstytucyjność zanim zabierze się do jej oceny.

Cenię sobie opinię i uczciwość prof. Adama Strzembosza, który nie zgadza się z takim stanowiskiem uważając dosadnie, że przecież: „trudno sobie wyobrazić, by ustawa, która podlega weryfikacji przez Trybunał, równocześnie była podstawą orzekania przez ten Trybunał. Na zwykły chłopski rozum to byłoby coś wewnętrznie sprzecznego i nielogicznego. Już samo pomyślenie, że ktoś siedzi na gałęzi, co do której się wypowie, czy ją przetnie, czy nie, to zupełny nonsens”. Niemniej przecież na tym polega dylemat i konflikt interesów, aby TK nie decydował w swojej własnej sprawie, przecież gdyby tak miało być z założenia, to kwestię dotyczącą organizacji TK Konstytucja nie zostawiałaby Parlamentowi, lecz samemu Trybunałowi.

Dylemat sędziów TK jest dylematem konfliktu interesów prywatnych z publicznymi znanym od tysięcy lat, gdyż nawet w przypowieści o nieuczciwym zarządcy (Łk 16,1-9) jest on ukazany. Okazuje słabość natury ludzkiej, jak i pokusę decydenta, aby zarządzając dobrami innych podejmować decyzję w swoim własnym interesie, a nie w interesie suwerena. Przecież całe nieszczęście ostatniego ćwierćwiecza polegało na tym, że zostaliśmy pozbawieni naszych majątków i suwerenności, gdyż decydentom publicznym bardziej opłacało się służyć innym niż własnym obywatelom. Polska w efekcie przez lata działała jak utracjusz, a więc ktoś, kto jest na tyle nierozumny, by nie zadbać o własną przyszłość i beztrosko wyzbywa się własnego majątku, a inni to wykorzystują.

Przez 25 lat zagraniczni inwestorzy dorobili się w Polsce majątku wartości ponad 2 bln. zł, co stanowi około 113 proc. polskiego PKB. Oddając tak duży majątek w zagraniczne ręce zrezygnowaliśmy ze znaczących wpływów w PKB, koszty jego obsługi stale rosną i wynoszą obecnie 95 mld zł. Pozaciągaliśmy zagranicą pożyczki na 1,2 bln. zł. Kolejne rządy III RP zachowywały się, jak typowy utracjusz, który zastawia resztki majątku w lombardzie, ale do końca dba o wizerunek, rozdaje jakieś jałmużny, dlatego nikt nie dostrzega lub nie chce dostrzec jak bardzo jest źle.

Przykładowo 22 grudnia 2000 roku Leszek Balcerowicz po byciu wicepremierem został wybrany przez Sejm na prezesa Narodowego Banku Polskiego. Sytuacja o tyle kuriozalna że nastąpiła po tym jak Unia Wolności, którą wtedy kierował, wystąpiła z koalicji z AWS, a kierująca wtedy NBP prezes Hanna Gronkiewicz-Walc ustąpiła ze stanowiska, uzyskując ofertę bycia wiceprezesem EBOR-u (nikt nie pyta się dzisiaj za jakie to „zasługi” i obecnie rząd zgłasza aktualnego prezesa NBP na tożsame stanowisko). Nie zrozumie się tej sytuacji bez spojrzenia na to jako efekt dewastującej kraj polityki pieniężnej, którą wtedy prowadzono.

Otóż z jednej strony przeprowadzono szaleńczą, egoistyczną prywatyzację, a z drugiej nie sterylizowano napływających dewiz, lecz wzmacniano nimi kurs złotówki, importem zwalczając inflację. W chwili kiedy zabrakło aktywów do łatwej wyprzedaży nadeszła tzw. choroba holenderska i groziło załamanie kursu złotego. Wtedy przeprowadzono powyższe zmiany, „wybłagano” Sorosa, aby złotówki nie zaatakował, a w to miejsce wprowadzono „kosmiczne” stopy procentowe, które 31 sierpnia 2000 roku wynosiły 19%. Napływ dewiz prywatyzacyjnych zastąpiono napływem spekulacyjnego kapitału dłużnego, inwestorzy zagraniczni uzyskali nadzwyczajne zyski.

Nikt nigdy nie rozliczył winowajców za poprzednią wyniszczającą gospodarkę politykę, a ci którzy chwalili medialnie całe przedsięwzięcie, uzyskali intratne nominacje. Tylko Polska gospodarka poniosła straty majątkowe, otarła się o recesję, a proces aprecjacyjny złotego wydrenował zyski NBP. Dlatego w sytuacji wyzbycia się majątku wyjątkowo groźnym wydaje się oddanie władzy sądowniczej w ręce inwestorów zagranicznych, którzy mogliby arbitralnie wpływać na to w jakiej skali obywatele mają się opodatkowywać na rzecz obsługi ich inwestycji.

Dzisiejsze czytanie z Księgi proroka Daniela wyraźnie ukazuje jak kluczowe jest dbanie o to, aby powoływać na stanowiska ludzi uczciwych, a nie koniecznie „swoich ludzi” – tzn. tych którzy będą podejmowali decyzje zgodnie z „naszym” stanowiskiem. Gdyż w tym momencie „wchodzimy do tej samej rzeki” uważając że decyzje sądów nie są niezależne, lecz upolitycznione w swoich wyrokach, a one zależą od tego z jakim ośrodkiem jest powiązani konkretni sędziowie. Przecież takie podejście nie gwarantuje sprawiedliwości sędziów, a co gorsza usprawiedliwia ich działanie ze względu na ich interes prywatny, a także odpowiada za niesprawiedliwe wyroki w przypadku osądów trzecich dyktowanych tylko interesem sędziów. Dzisiejsze czytanie to tylko drastyczny przykład hołubienia egoizmu sędziów i przestroga co do oceny tego typu zachowań.

Z tej perspektywy zapowiadana przez obecny rząd tzw. dobra zmiana zarysowuje dostatecznie jasną perspektywę dla Polski i kompletnie nie wyciąga spójnych wniosków z obecnego konfliktu wokół TK. Wydaje się, że w filozofii działania gubi się sprawa fundamentalna dla przyszłości Polski, czyli naprawdę dobra zmiana w podejściu do poddawania Polski wyrokom sądów zagranicznych. W sytuacji kiedy z jednej strony widzimy że system sądowniczy w Polsce wymaga znaczącej sanacji, sądy zagraniczne są znacząco upolitycznione i jesteśmy ofiarami ich nieobiektywnych orzeczeń.

W sytuacji kiedy orzeczenie arbitrażowe w sprawie PZU kosztowało nas w dobie kryzysu konieczności opłacenia rekompensaty za zaangażowanie kapitałowe inwestora zagranicznego w wysokości 30% rocznie, państwo polskie obecnie jest sądzone przez trybunał arbitrażowy w Hadze (klauzula tajności) za wyrok Sądu Najwyższego(!) z powództwa amerykańskiego funduszu Manchester Securities w sytuacji gdy on dokonał spekulacyjnej pożyczki na 25%: „Manchester Securities nie zgadza się z wyrokiem Sądu Najwyższego; wyrok ten narusza prawa Manchester Securities jako inwestora zagranicznego, wywłaszcza Manchester Securities z posiadanych inwestycji i stanowi naruszenie zobowiązań Rzeczypospolitej Polskiej wynikających z umowy o wzajemnej ochronie inwestycji zawartej ze Stanami Zjednoczonymi.”

Niepomny na te ostrzeżenia w obecnej debacie dotyczącej przyjęcia Transatlantyckiego Partnerstwa w dziedzinie Handlu i Inwestycji (TTIP) wicepremier Mateusz Morawiecki lekkomyślnie bezwarunkowo ogłasza się sojusznikiem USA twierdząc że: "Polska jest zorientowana na handel, wierzymy w liberalne zasady handlu, więc 'miękkie' TTIP nie jest dla nas opcją". Podczas gdy wiadomo że wysokość ceł w handlu z USA to przeważnie 3,5%, a kluczowym zagrożeniem jest oddanie się pod jurysdykcję zagranicznych sądów arbitrażowych (Mechanizm ISDS - w sytuacji, gdy negocjacje są tajne i gdy Polska co do wyboru sędziów warunków nie stawia), które będą mogły zasądzać miliardowe odszkodowania na rzecz inwestorów zagranicznych, jako rekompensaty za działania konstytucyjnych władz naszego kraju!

Powiązane tematy

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych