Antyrodzinny cynizm
To jak to jest, mamy nadmiar dochodów podatkowych czy kryzys finansów publicznych?
Zanim prezydent zdążył podpisać ustawę „Rodzina 500 plus”, znacząco zmniejszającą obciążenia podatkowe dzieci w rodzinach, opozycja cynicznie przedstawiła projekt obniżający dochody z podatku PIT. A przecież głównym jej argumentem było wczesniej, że Polski na obniżkę opodatkowania dzieci nie stać. Obecnie w przeciwieństwie do zaprezentowanej już walki finansowej grup antyrodzinnych będziemy świadkami festiwalu populistycznych propozycji obniżek dochodów jak i podwyższania wydatków, tylko po to aby doprowadzić do chaosu w finansach publicznych. I w jego efekcie w przyszłości odebrać rodzinie uzyskane należnie świadczenia.
Polska, zgodnie z szacunkami Asset Wealth Index Report, aby dogonić kraje wysokorozwinięte potrzebuje nakładów na środki trwałe w wysokości 5 bln złotych (ok. 300% PKB). Ponadto potrzebuje zbudowania instytucji gospodarczych nakierowanych na rozwój w kraju. Niestety, w drodze transformacji wyprzedaliśmy za bezcen nasze organizacje gospodarcze. Koncerny zagraniczne przejęły rynek zbytu i inwestują tylko w te dziedziny które mają niższe koszty produkcji w ramach ich operacji.
Przykładowo polikwidowali wysokopłatne stanowiska związane z badaniami naukowymi i rozwojem, jak i nowymi technologiami. Na to się nakłada dostosowane do nich otoczenie prawno-organizacyjne. Wszystkie regulacje i normy są dostosowane do tamtejszych gospodarek, znacznie bardziej od naszej rozwiniętych, co sprawia że stajemy się niekonkurencyjni, gdy chodzi o eksport na rynki trzecie.
Z dochodów podatkowych bilionowych nakładów się nie sfinansuje, gdyż podwyższenie podatków tylko przyspieszyłoby procesy migracyjne. A wydatki z kredytu, aby były spłacalne, muszą być inwestycjami przyczyniającymi się do powiększenia bazy podatkowej, a z drugiej strony musiałyby być dozwolone prawnie. A jak wiadomo UE penalizuje państwa za deficyt budżetowy, utrwalając podział na kraje wysokorozwinięte i peryferyjne.
Państwo wyprzedało nasz majątek, prywatyzując go, a do tego zaciągnęło ogromne długi za granicą. Okazuje, że obcy kapitał dysponuje ogromnym majątkiem. Wynoszącym ponad 2 bln zł, czyli ponad 130 proc. naszego PKB. Od tego są płacone odsetki, dywidendy, wzrost cen akcji i nieruchomości. Według różnych modeli ekonometrycznych około 30 proc. PKB jest przeznaczone na opłatę kapitału dla właścicieli. Im bardziej sprywatyzowaliśmy i sprzedajemy majątek za granicę i czy bardziej się tam zadłużamy, tym większa część PKB jest przeznaczana na transfery za granicę.
Nikt nie inwestuje w obcym kraju za darmo. Inwestuje tylko wtedy, kiedy ma się zwrot z inwestycji większy, niż gdzie indziej. Dlatego nie dziwmy się, że obecnie mamy nadwyżkę handlową, która będzie się stale powiększać – transfery zysków z Polski przybierają formę konieczności przekazywania części wypracowanego PKB.
W polskim budżecie po okresie niezbilansowanych wydatków który zakończy się najprawdopodobniej przejęciem majątku emerytów w postaci OFE, będzie brakowało pieniędzy na wszystko, w sytuacji kiedy zgadzamy się, aby w Polsce panowała filozofia rodziny utracjusza. Który sprzedał fabrykę, zastawił mieszkanie, wyniósł meble z domu, zastawił u lichwiarzy przyszłe dochody rodziny, a my się cieszymy z tego, że chwilowo nie ma awantury, a z tego co mu wyciągniemy z portfela, gdy śpi „po pijaku” to starcza nam na chleb aby przeżyć. Debata o 150-miliardowym „skoku” na OFE pokazała, że się w ogóle nie martwimy, czy mamy majątek odłożony na przyszłe emerytury, czy też żyjemy na kredyt.
Dlatego w ciągu najbliższych lat mamy dwie opcje do wyboru. Albo podniesiemy się z kolan, poprzemy kompetentnych liderów gospodarczych, którzy wydobędą nas z zapaści, albo znikniemy jako znaczący naród w Europie.
Jedna forma upadku to scenariusz grecki, druga to rosyjski. Jeżeli zachowamy złotówkę to w przyszłości okaże się, że nasza waluta gwałtownie poleci w dół. Obecnie jesteśmy uzależnieni od transferów zagranicznych, nie związanych z naszym eksportem. W nowej perspektywie finansowej, kiedy Polska zostanie już z młodzieży wydrenowana, zostaną one zredukowane, a efekt może być dwojaki. Taki jak w Rosji: brak transferów, złotówka spada, a przedsiębiorstwa i budżety zadłużone w obcej walucie bankrutują. Lub zagranica która w Polsce zainwestowała 2 bln zł stwierdzi, że nie chce stracić na spadku złotego, ponieważ po spadku będzie on o wiele mniej warty, więc niezależnie od tego, jaka partia będzie rządzić wprowadzą nam euro.
I wtedy okaże się, że będziemy przeżywali kryzys analogiczny do tego w Grecji: dochody budżetowe będą topniały, zadłużenie będzie rosło i będziemy musieli przeprowadzić tzw. dewaluację wewnętrzną. To znaczy cały czas obniżać płace, świadczenia emerytalno-rentowe i patrzeć jak dług w relacji do naszych dochodów stale rośnie.