Opinie

Imigranci w greckim obozie Idomeni żądają otwarcia granicy między Grecją a Macedonią, by mogli dostać się do Niemiec, fot. PAP/ EPA/KOSTAS TSIRONIS
Imigranci w greckim obozie Idomeni żądają otwarcia granicy między Grecją a Macedonią, by mogli dostać się do Niemiec, fot. PAP/ EPA/KOSTAS TSIRONIS

Kryzys imigracyjny mocno wpływa na gospodarki państw UE

Arkady Saulski

Arkady Saulski

dziennikarz Gazety Bankowej, członek zespołu redakcyjnego wGospodarce.pl, w 2019 roku otrzymał Nagrodę im. Władysława Grabskiego przyznawaną przez Narodowy Bank Polski najlepszym dziennikarzom ekonomicznym w kraju

  • Opublikowano: 9 kwietnia 2016, 09:22

    Aktualizacja: 11 kwietnia 2016, 08:09

  • Powiększ tekst

Liczba islamskich imigrantów szturmujących granice UE w ostatnich miesiącach zmniejszyła się. Jednak gdy politycy zasiedli do rozmów z Turcją w kwestii uszczelnienia "wschodniej flanki", eksperci nie mają wątpliwości, że za zmniejszeniem liczby imigrantów stoi tylko i wyłącznie pogoda - niekorzystna dla przepływu nowych fal ludzi.

Obecnie mamy do czynienia ze wzmożeniem kontroli na granicy grecko-macedońskiej, co realnie oznacza "zaduszenie" Grecji kolejnymi falami imigrantów. Jednak nie tylko Macedonia podejmuje stosowne kroki. "Państwa położone na zachodniobałkańskiej trasie migracyjnej – Macedonia, Serbia, Słowenia i Chorwacja – pod przewodnictwem Austrii, obawiając się zgromadzenia większej liczby migrantów na ich terytorium w związku z ograniczeniami wprowadzanymi przez państwa przyjmujące migrantów (Austria, Szwecja), podjęły wspólne działania na rzecz ograniczenia przepływu migrantów i ich selekcji już na granicy z Grecją" - czytamy w analizie Ośrodka Studiów Wschodnich.

Niemieckie korzyści

W samej Grecji według danych UNHCR przebywa ok. 30 tys. osób, 10 tys. zaś znajduje się na granicy z Macedonią. Grecja, która przed kryzysem imigracyjnym przechodziła przez poważny kryzys ekonomiczny, teraz obawia się aktów agresji ze strony przebywających na jej terenie obcokrajowców.

Tymczasem uszczelnienie macedońskiej granicy jest niezwykle korzystne dla Niemiec.

29 lutego zarejestrowano 437 osób na granicy niemiecko-austriackiej (tydzień wcześniej – około 2 tysiące). W lutym zarejestrowano w RFN 38 570 osób (w styczniu – 92 tys.). Zmniejszenie liczby uchodźców przybywających do Niemiec umożliwia przygotowanie infrastruktury koniecznej do przyjęcia kontyngentów Syryjczyków z Turcji, co jest zasadniczym elementem planu Merkel.

Jest ono również szczególnie istotne z punktu widzenia wyborów landowych. Z powodu utrzymującego się rozczarowania polityką migracyjną kanclerz (59 proc. Niemców jest z niej niezadowolonych, jak pokazał sondaż Deutschlandtrend dla telewizji ARD z 29 lutego), Merkel próbuje przejść do politycznej ofensywy, o czym świadczy przyjęcie przez Bundestag pakietu zaostrzającego prawo azylowe (Asylpakiet II; m.in. ograniczenie możliwości łączenia rodzin), umowa z Marokiem i Algierią o readmisji, aktywność medialna Merkel oraz nacisk na zwołanie szczytu UE–Turcja.

Również wzmożona presja na Grecję wywołana uszczelnieniem granicy macedońsko-greckiej jest korzystna dla Berlina, który od kilku miesięcy bezskutecznie domagał się od Grecji skutecznej ochrony granic zewnętrznych UE – m.in. budowy hotspotów i rejestracji wszystkich uchodźców przybywających do Grecji.

Węgierskie koszty

Tymczasem w ubiegłym roku zasadniczy koszt całego kryzysu imigracyjnego spadł na Węgrów. Według wyliczeń węgierskiego ministerstwa administracji publicznej i sprawiedliwości państwo to wydało 200 milionów euro na zabezpieczenie granic, a także weryfikację wjeżdżających do UE imigrantów.

Rétvári Bence z resortu administracji dodał wtedy, że UE nie udzieliła Węgrom jakiegokolwiek wsparcia - zarówno finansowego, jak i politycznego.

Brytyjskie firmy też tracą

Z kolei według badań Supply Chain Security Risk Index, publikowanych przez amerykańską spółkę BSI, kryzys imigracyjny (ze szczególnym uwzględnieniem tragicznej sytuacji we francuskim Calais) kosztował gospodarkę Zjednoczonego Królestwa 942 mln euro. Co więcej - kryzys podniósł koszty transportu w całej Europie, wskutek sytuacji na granicach Węgier, Austrii, Grecji i Macedonii, jak również przez napady na ciągniki we wspomnianym, francuskim Calais.

A według specjalistów to dopiero preludium prawdziwego kryzysu, jaki czeka Europę po upływie zimy. Wszystko wskazuje na to, że ruch imigrantów może znowu się powiększyć, co gorsza, zdaniem części komentatorów, nowa fala imigrantów może przejść też przez Polskę (krocząc tzw. "tatarskim szlakiem").

Co gorsza - wydarzenia w Brukseli (i w ubiegłym roku - w Paryżu) pokazały, iż kolejne koszty finansowe Unia Europejska poniesie wskutek wydatków na operacje antyterrorystyczne i ochronę obiektów publicznych.

Szwedzkie zyski i konflikty

W Szwecji, która przyjęła i wciąż przyjmuje spore grupy islamskich imigrantów, widać ożywienie w jednych branżach i straty w innych.

Świętują, na przykład, hotelarze, którzy udostępniają swoje lokale dla islamskich imigrantów. Szwedzka branża turystyczna może mieć kłopot w nadchodzącym sezonie letnim. Problemem nie jest brak zainteresowania, a brak miejsc możliwych do zaoferowania turystom, bo te zostały zajęte przez szwedzką Agencję ds. Migracji, która przekształciła hotele na ośrodki dla uchodźców – podała rp.pl, powołując się na szwedzki dziennik "Svenska Dagbladet". „W niektórych miejscowościach nie ma żadnych wolnych łóżek” - mówi Lena Larsson z organizacji Smaland Tourism.

Narzekają przedstawiciele branży turystycznej - brak miejsc w hotelach i kontrowersje wokół migracji odstraszają potencjalnych turystów, przez co traci branża i samorządy. Szacuje się, że w Szwecji znajduje się ok. 370 ośrodków dla uchodźców. Większość z nich to byłe hotele i hotele.

Polski rozsądek

Z kolei w Polsce nie odczuwamy jeszcze gospodarczych efektów kryzysu imigracyjnego, choć krajowi przewoźnicy narzekają na straty spowodowane napadami imigrantów we francuskim Calais, atakujących zmierzające ku Wielkiej Brytanii TIRy.

Sama opinia publiczna w naszym kraju, według sondażu CBOS, jest krytyczna wobec idei przyjmowania imigrantów.

53 proc. ankietowanych uważa, że Polska nie powinna przyjmować uchodźców z krajów objętych konfliktami zbrojnymi. Według 40 proc. powinno się im udzielić schronienia - ale tylko do czasu, kiedy będą mogli wrócić do swych krajów. Zdaniem 4 proc. Polska powinna nie tylko przyjmować uchodźców, ale także pozwolić im się osiedlać na stałe. Opinii nie ma 4 proc. (CBOS podkreśla, że suma 101 proc. to efekt zaokrągleń liczb).

Wciąż trudno jednoznacznie oszacować jak gospodarka europejska zareaguje na kryzys imigracyjny w długim okresie. Warto jednak obserwować sytuację w zachodniej Europie. Choćby po to by uniknąć onsekwencji tamtejszej polityki otwartych drzwi.

Powiązane tematy

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych