Opinie

Fot. mat. prasowe/PGNiG
Fot. mat. prasowe/PGNiG

I bez wspólnej grupy kapitałowej spółki Skarbu Państwa mogą działać synergicznie

Maria Szurowska

Maria Szurowska

Dziennikarka "Gazety Bankowej"

  • Opublikowano: 13 kwietnia 2016, 16:29

    Aktualizacja: 13 kwietnia 2016, 16:43

  • Powiększ tekst

Rozpoczęcie współpracy na dużą skalę pomiędzy PGNiG a Grupą Azoty to nie tylko nowa filozofia budowania relacji między podmiotami państwowymi. To także dowód na to, że minister Jackiewicz do realizacji swoich planów nie potrzebuje betonować rynku.

W środę 13 kwietnia prezesi zarządów Polskiego Górnictwa Naftowego i Gazownictwa – Piotr Woźniak – oraz Grupy Azoty – Mariusz Bober – podpisali umowę na dostawę gazu. Lider światowego rynku chemicznego jest największym konsumentem tego surowca w naszym kraju, z kolei PGNiG to największy podmiot rynku gazowego. Współpraca tych dwóch spółek teoretycznie jest więc czymś naturalnym.

Do tej pory nie miała ona jednak miejsca. Na przykład Grupa Azoty Puławy do końca 2014 roku zaopatrywała się w gaz u Vattenfall, później u RWE Supply & Trading.

Obecny kontrakt między PGNiG a a Grupą Azoty podpisany został na okres trzech lat, a więc do 2019 roku, i obejmuje kompleksowo całą grupę kapitałową Azotów. Jego wartość spółki szacują na 3,3 mld zł, a wolumen dostaw na 4,5 mld m3.

Ten ruch to oczywiście składowa realizacji strategii ministra Skarbu Państwa Dawida Jackiewicza do szukania punktów synergii między spółkami SP. Na tym przykładzie widać, że idea ta nie jest pozbawiona sensu.

W wyniku kooperacji Azoty zyskują długofalową gwarancję dostaw po ustalonej cenie, a PGNiG stabilne źródło przychodów. I wszystko świetnie, o ile trzymamy się pewnych zasad – przede wszystkim tych rynkowych. Azoty mając na względzie swój własny bilans, nie mogą zaopatrywać się u dostawcy, który oferuje im niekorzystne warunki. Musi więc istnieć czynnik, który mobilizuje dostawcę do rynkowej oferty.

A zagrożenie, że ten czynnik zostanie wyeliminowany, istnieje. Mam tu na myśli plan stworzenia gigantycznej grupy kapitałowej, złożonej ze wszystkich, czy też z większości spółek pozostających pod kontrolą Skarbu Państwa. W sytuacji, w której Azoty i PGNiG byłyby w pewnym sensie jednym podmiotem, konsument gazu nie miałby większych szansy rozejrzeć się za tańszą ofertą, a dostawca nie widziałby powodu, aby starać się o większą konkurencyjność swojego podmiotu.

Minister Jackiewicz na razie nie podaje szczegółów swojego pomysłu na konsolidację spółek kontrolowanych przez państwo, jednak każda trwała integracja na rynku wiąże się z ograniczeniem konkurencji. Po to właśnie, aby nie dopuścić do zabetonowania rynku, istnieją urzędy antymonopolowe. Szef resortu Skarbu Państwa niby wyraża zrozumienie dla tych argumentów, jednak nie robią one na nim aż takiego wrażenia, jak wizja ścisłej kooperacji między „podległymi” mu spółkami i maksymalizacja efektu synergii.

Szukanie punktów wspólnych i możliwości współpracy między spółkami kontrolowanymi przez państwo nie jest świetnym pomysłem, tylko normą w prężnie działających gospodarkach, i tak zdecydowanie powinniśmy działać. Tworzenie jednak z nich jednej grupy kapitałowej to wylewanie dziecka z kąpielą. Efekt synergii można osiągnąć dostępnymi narzędziami, nie betonując przy tym rynku. Ucieleśnieniem tego jest kontrakt podpisany przez Azoty i PGNiG.

A jeśli widzimy możliwości współpracy bardziej ścisłej, potencjał na wspólne inwestycje, czy te same cele do wypełnienia w danych obszarach, to możemy zawiązać konsorcjum. Tak jak robią to spółki w pełni komercyjne.

Zatem, panie ministrze, podpisujmy umowy, twórzmy konsorcja i współpracujmy ze sobą, ale w ramach wyznaczonych przez urząd antymonopolowy. To naprawdę ważna dla zdrowego funkcjonowania rynku instytucja.

Powiązane tematy

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych