Sztuka współczesna – szansa dla inwestorów?
Bez końca można mnożyć przykłady dzieł sztuki, których ceny osiągnęły w ostatnim czasie zawrotne poziomy. Takie wiadomości zawsze pobudzają wyobraźnię i mogą zachęcać do inwestowania na rynku sztuki. Czy faktycznie warto?
Rekordziści z Europy i Ameryki
Rynek sztuki wciąż się rozwija, czego dowodem jest ciągły wzrost sprzedaży m.in. sztuki współczesnej (powstałej po 1945 roku) w najważniejszych na świecie domach aukcyjnych: Christie’s i Sotheby’s. Dzieła te uzyskują coraz większy udział w rynku i biją też cenowe rekordy. Dla przykładu, rzeźba z brązu „L'Homme qui marche I” (1960) Alberto Giacomettiego znalazła nabywcę za 104,3 mln dol. (Sotheby’s, Londyn 2010), słynna „Puszka zupy Campbell z otwieraczem” ( 1962) Andy Warhola została wylicytowana za ponad 23 mln dol. (Christie’s w Nowym Jorku 2011), natomiast jego autoportret (1963) za 38,4 mln dol.
W zeszłym roku słynna abstrakcja Marka Rothko „Orange, red, yellow” (1961) w londyńskim Christie’s została sprzedana za 86,9 mln dol., poprzedni rekord artysty padł w 2007 r. - 72,8 mln dol. Wcześniej ten obraz należał do bankiera i kolekcjonera Davida Rockefellera, który w 1960 r. kupił ją jako pracę wówczas mało znanego twórcy za 10 tys. dolarów. Oczywiście takie historie mogą rozgrzać wyobraźnię inwestorów, którzy z miłą chęcią widzieliby się na miejscu Rockefellera.
Chiny w natarciu
Jednak nie tylko prace europejskich i amerykańskich artystów biją rekordy cenowe. Państwo Środka coraz częściej dokonuje ekspansji nie tylko ekonomicznej, ale również artystycznej. Znakiem czasów stała się obecność chińskich nazwisk na listach najdroższych na świecie dzieł sztuki. Dwa lata temu praca Qi Baishi została wylicytowana w China Guardian, w Beijing za 65 mln dol., ustanawiając w 2011 r. rekord sprzedaży sztuki współczesnej. Wśród 15 najbardziej pożądanych twórców w 2011 r. aż 10 było pochodzenia azjatyckiego, a na pierwszym miejscu znalazł się Dagian Zhang (łączny dochód ze sprzedaży to 500 mln dol.) oraz Qi Baishi (445 mln dol.).
Polacy na tle świata
Rodzimi artyści cenowo pozostają daleko za światową czołówką. Do najlepiej sprzedających się należą nieżyjący już Roman Opałka, którego słynny tryptyk obrazów liczonych osiągnął cenę 713 tys. funtów (Christie's, Londyn 2010) czy Wilhelm Sasnal, którego „Palące dziewczyny” wylicytowano za 465 tys. dol. (Phillips de Pury, Londyn 2008). Uwagę zagranicznych kolekcjonerów przyciąga też Piotr Uklański. Jego instalacja fotograficzna „Naziści” zmieniła właściciela za 568 tys. funtów (Phillips de Pury, Londyn 2006 r.).
Od ponad 20 lat na rynkach zachodnich obecna jest również Magdalena Abakanowicz, w 2006 r. „Tłum” – stojące postacie (22 figury) zostały na aukcji w Sotheby's, w Nowym Jorku sprzedane za ponad 400 tys. dolarów. Po głośnych wystawach w Museum of Modern Art (MoMA) i Centre Pompidou poszybowały w górę ceny rzeźb niedocenianej do tej pory Aliny Szapocznikow. W 2011 r. jej pracę w Pierre Berge & Associes, w Brukseli wylicytowano za 600 tys. euro.
Mimo że prace polskich artystów nie osiągają jeszcze takich pułapów cenowych, żeby znaleźć się w światowej czołówce, to z pewnością można na nich bardzo dobrze zarabiać. Ci, którzy w latach 70. wyłożyli po 100-300 dolarów na prace Jerzego Nowosielskiego, Tadeusza Kantora, Wojciecha Fangora czy Marii Jaremy, mają powody do satysfakcji, również finansowej. Ceny obrazów tych twórców osiągają na krajowych aukcjach poziomy kilkuset tysięcy złotych. Reliefy Henryka Stażewskiego w latach 90. kosztowały około 100 dolarów, teraz dochodzą do 100 tys. euro, oleje Tarasina przed 20 laty były do kupienia po kilka tysięcy, teraz dochodzą do 100 tys. złotych.
Kolekcjonerzy i inwestorzy
Takie informacje z rynku sztuki mogą zachęcić do tworzenia kolekcji również w celach inwestycyjnych. Znalezienie kolejnego artysty, który mógłby powtórzyć sukces Kantora, Fangora czy Nowosielskiego, jest oczywiście bardzo trudne, lecz nie niemożliwe. Mamy bowiem spore grono młodych zdolnych artystów, którzy już podbijają świat oraz prawdziwą rzeszę tych, którzy mogą pójść w ich ślady. Dla przykładu, niedawno świat obiegła informacja, że czterech polskich artystów weźmie udział w głównej wystawie 55. Biennale w Wenecji, zatytułowanej „Il Palazzo Enciclopedico”. Są nimi: Paweł Althamer, Mirosław Bałka, Jakub Julian Ziółkowski oraz Artur Żmijewski.
Co w związku z tym zrobić, żeby zacząć swoją przygodę z rynkiem sztuki? Możemy spróbować zgłębić jego tajniki na własną rękę lub skorzystać z pomocy eksperta, dzięki czemu nasze szanse na sukces znacznie wzrosną, a spadnie ryzyko kosztownej pomyłki. – Wealth Solutions pomaga inwestorom i kolekcjonerom w tworzeniu indywidualnych zestawów dzieł sztuki, które nie tylko odpowiadają ich preferencjom estetycznym, ale również mogą być dobrą inwestycją. Dzięki współpracy z Fine Art Brokers, jednego z czołowych pośredników na rynku sztuki, jesteśmy również w stanie pomóc w zdobyciu prawdziwych światowych gwiazd – mówi Karolina Nowak, Zarządzająca Inwestycjami na Rynku Sztuki.
Niezależnie od tego czy zdecydujemy się na pomoc przewodnika, czy zrobimy to na własną rękę, zdecydowanie warto wejść do świata sztuki. Najbogatsi ludzie na świecie od setek lat traktują sztukę nie tylko jako element wizerunku i stylu życia, lecz również jako sposób na budowę majątku odpornego na inflację i gospodarcze zawirowania.