Katalońskie lobby biznesowe apeluje: despacito!
Katalonia ogłosi w poniedziałek niepodległość – tak przynajmniej twierdzą niektórzy katalońscy deputowani. Tym samym przedstawicieli biznesu tej „perły hiszpańskiej gospodarki” obleciał blady strach. Już teraz wpływowe katalońskie lobby biznesowe Cercle d’Economia wzywa przywódców obu stron do rozpoczęcia pojednawczych rozmów.
Taka deklaracja pogrążyłaby kraj w niezwykle skomplikowanej sytuacji, która mogłaby mieć nieznane, bardzo poważne konsekwencje” - napisało lobby w oświadczeniu.
Jak poważnym? Pisaliśmy o tym już w poniedziałek. Zachęcamy do przeczytania tej bardziej szczegółowej analizy.
Kataloński biznes dobrze wie, że katalońska gospodarka silna jest tylko dzięki funkcjonowaniu jej jako części większego organizmu politycznego i gospodarczego (jakimi są Hiszpania oraz Unia Europejska).
W momencie secesji Katalonia wypadłaby nie tylko z systemu gospodarki hiszpańskiej, ale też - zgodnie z prawem międzynarodowym - nie byłaby częścią Unii Europejskiej. Musiałaby składać od początku wniosek akcesyjny i przechodzić całą, mozolną procedurę w kierunku uzyskania członkostwa w UE.
Jako osobny podmiot prawa międzynarodowego dostałaby w prezencie pożegnalnym także długi do spłacenia, których obecnie głównym wierzycielem jest jednocześnie jej największy partner handlowy – Hiszpania. Trzyma ona obecnie 60% katalońskiego długu. W efekcie secesji Hiszpania, choćby w odwecie, mogłaby zażądać spłaty tego długu z dnia na dzień. Wtedy ten parowóz gospodarczy hiszpańskiej gospodarki stanąłby z dnia na dzień - zalany wodospadem zadłużenia. Nagle też pojawiłyby się nowe granice i cła. Katalonia wypadłaby też ze strefy Schengen. Katalonia nie mogłaby się wcześniej na to przygotować, ponieważ do momentu secesji nie będzie posiadać podmiotowości prawnej w prawie międzynarodowym, a po secesji będzie zupełnie nowym bytem państwowym, a więc i nowym podmiotem prawa międzynarodowego.
Tymczasem wspomniane lobby biznesowe - Cercle d’Economia - potępiło w środę przemoc z niedzieli, oceniając, że w jej wyniku pogorszyły się relacje między Madrytem a Barceloną. W niedzielę ok. 900 osób zostało rannych w wyniku starć z policją, która usiłowała uniemożliwić głosowanie w referendum, blokując dostęp do lokali wyborczych, konfiskując urny i karty wyborcze. Doszło też do konfrontacji między funkcjonariuszami katalońskiej policji a skierowaną do tego regionu przez Madryt Gwardią Cywilną.
Czy możliwe jest uspokojenie nastrojów? Wezwanie do mediacji mogłoby się udać, gdyby znalazłby się odpowiedni mediator. Prawdopodobnie lobby biznesowe nim nie będzie, choć obecnie nie ma nikogo innego na horyzoncie.
Niektórzy obserwatorzy wskazują, że pośrednio winę za tę palącą się już beczkę prochu ponosi król Filip VI, który mógł ugasić lont wcześniej, występując w roli mediatora. Ten jednak, kiedy był naprawdę potrzebny, wybrał najpierw wycofanie się w cień, a dopiero wczoraj, we wtorek, wystąpuł publicznie,lecz zamiast uspokajać zganił przywódców Katalonii za naruszanie zasad demokracji i dzielenie społeczeństwa w regionie oraz w całym kraju - czyli za zorganizowanie demokratycznego referendum. W telewizyjnym wystąpieniu monarcha podkreślił, że państwo musi zapewnić ład konstytucyjny i rządy prawa w Katalonii - czyli coraz bardziej prawdopodobne jest rozwiązanie siłowe.
Czy widmo bankructwa ugasi nastroje? Można już zaryzykować stwierdzenie, że teraz już może być to trudne, bo Katalończycy zostali obrażeni w ostatnim czasie co najmniej podwójnie i teraz już chodzi o godność i honor - a my wiemy jak daleko potrafi posunąć się obywatel w obronie tych wartości, szczególnie gdy władza jest narzucona siłą. Z drugiej strony nie można porównywać obecnego hiszpańskiego kryzysu z naszymi drastycznymi doświadczeniami - to zupełnie inna liga doświadczania.
Chyba więc nie wszystko stracone. Secesja Katalonii, to w końcu widmo katastrofy dla obu gospodarek - nie tylko katalońskiej, ale też dla hiszpańskiej. Dzieci uczymy, że tylko współczucie może ocalić świat przed wojną. Jako dorośli przekonujemy sie, że handel działa równie dobrze. Bo to nawet nie to, że pieniądze lubią spokój, bo pieniądze lubią duże rynki. Samotna Katalonia dużym rynkiem nie będzie, a zanim na duży rynek wejdzie, utonie w długach.
A duży rynek hiszpański taki, jakim jest obecnie i symbioza z rynkiem katalońskim są dla obu stron sporu jedynym gwarantem przetrwania obu gospodarek.
Właśnie dlatego, oraz wobec powyższego, faktycznie, lobby biznesowe powinno przynajmniej spróbować przejąć rolę mediatora i nawoływać dalej do uspokojenia nastrojów, czyli despacito.