Niepodległa Katalonia będzie bankrutem
Niedzielne referendum – jak ogłosił rząd Katalonii – zakończyło się zwycięstwem zwolenników autonomii tego regionu Hiszpanii. Mówi się, że wkrótce parlament Katalonii ogłosi niepodległość. Jeśli to zrobi, bogatej Katalonii grozi bankructwo.
Secesja Katalonii z Hiszpanii nie oznacza wyłącznie zerwania więzi, jakie ten region łączą z Madrytem. Konsekwencje są znacznie głębsze.
Katalonia występując z Hiszpanii jednocześnie wystąpiłaby z Unii Europejskiej - mówi prof. Robert Grzeszczak z Instytutu Prawa Międzynarodowego Uniwersytetu Warszawskiego.
O takim scenariuszu mówiło się, kiedy nad niepodległością głosowała Szkocja. Tam jednak zwyciężyli zwolennicy unii z resztą Zjednoczonego Królestwa. Katalończycy – jak twierdzą przedstawiciele lokalnego rządu – wybrali niepodległość. Jeśli zdecydują się iść dalej tą drogą, konsekwencje obejmą cały kraj.
Chaos spowodowany odłączeniem się Katalonii byłby ogromny. Należałoby przeliczyć wszelkie wpłaty i wypłaty Hiszpanii do i z budżetu europejskiego i przygotować nowy, skorygowany, budżet Unii Europejskiej. Osłabiłoby to pozycję Hiszpanii, ale i słaba byłaby pozycja negocjacyjna samej Katalonii - dodaje prof. Grzeszczak.
Chodzi o pozycję negocjacyjną Katalonii w sytuacji, gdyby po secesji z Hiszpanii zdecydowała się ubiegać o członkostwo w Unii Europejskiej. Te starania mogłyby potrwać lata.
Chcąc zostać jej członkiem musiałaby przejść całą tą drogę od początku. Musiałaby zaczynać od złożenia wniosku akcesyjnego – wyjaśnia Grzeszczak.
Na pewno nie byłoby łatwo, bo procedurę przystąpienia do UE mogłaby zablokować Hiszpania, która – choć okrojona – pozostałaby członkiem Wspólnoty. Obecnie relacje między Madrytem a Barceloną nie są najlepsze, a na pewno pogorszyłyby się, gdyby doszło do secesji i rozliczeń finansowych.
Obecne zadłużenie Katalonii (marzec 2017 r.) wynosi 75,4 mld euro. To 35,4 proc. lokalnego PKB. To całkiem niezła pozycja startowa – pozornie Faktycznie jednak zdolność kredytowa Katalonii wg agencji ratingowej Fitch jest na poziomie śmieciowym. Region nie zbankrutował, bo papiery znajdują się w 60 proc. w posiadaniu rządu centralnego w Madrycie. Po ogłoszeniu niepodległości zarówno Hiszpanie, jak i inni właściciele długów regionu mogliby zażądać zwrotu pieniędzy ze względu choćby na zmianę statusu regionu.
Jednak mało prawdopodobne jest, aby Madryt zgodził się na secesję Barcelony bez podziału długu publicznego. Ten hiszpański wynosił na koniec 2016 r. 99,75 proc. PKB całego kraju (razem z Katalonią) i miał wartość 1,11 bln euro. Jeśli przyjąć założenie, że na pożegnanie Katalonia dostanie swoją część długu liczoną wg PKB, to ten prezent może mieć wartość blisko 210 mld euro. A więc prawie dokładnie tyle, ile wynosi PKB Katalonii (stanowi 18,9 proc. PKB całej Hiszpanii). Jeśli do tego dołożyć owe 75,4 mld euro zadłużenia lokalnego, to mamy już 135 proc. PKB regionu. To wprawdzie mniej niż Grecja – w 2016 r. dług stanowił 179 proc. PKB, ale już więcej niż Włochy (132,6 proc. PKB). Ito przy znacznie gorszych niż tamte kraje perspektywach na kolejne lata.
Katalonia obecnie wydaje się potęgą przemysłową – 210 mld euro PKB, wartość eksportu w 2016 r. wynosiła 65,2 mld euro, co stanowiło ponad ¼ całego hiszpańskiego eksportu. Działa tam 600 tys. firm.
Tyle że te rezultaty są tak dobre, bo Katalonia jest częścią Hiszpanii. O ile roczny eksport Katalonii do innych części kraju to 39 mld euro, to import wynosi 27 mld euro. Owe 12 mld euro nadwyżki może zniknąć, kiedy pomiędzy nowym państwem a Hiszpanią pojawi się granica celna. Towary katalońskie będą traktowane na takich samych zasadach jak inne z tzw. krajów trzecich spoza UE – i będzie to dotyczyć i Hiszpanii, i innych krajów członkowskich. Nowe państwo nie będzie miało na początku żadnych umów handlowych z nikim, a nawiązanie tej współpracy może się wiązać ze znacznie gorszymi warunkami niż obecnie, jako że te negocjowane były przez Hiszpanię, kraj większy niż Katalonia, i o silniejszej gospodarce. A więc nie tylko UE zamknie się za kurtyną celną przez Katalończykami, ale i inne państwa – choćby te z Afryki Północnej – będą traktować produkcję Barcelony zupełnie inaczej. Na dodatek nikt nie będzie czekał, aż Katalonia zbuduje swoje kontakty handlowe i w miejsce tamtejszych firm będą wchodzić konkurenci czy to z innych części Hiszpanii, czy też z Unii Europejskiej i będą wypychać katalońskie towary i usługi z rynku.
To wszystko może oznaczać, że katalońska gospodarka po secesji podupadnie. Hiszpański minister finansów Luis de Guindos ostrzegał Katalończyków, że jeśli opuszczą oni Hiszpanię, mogą stracić nawet 30% PKB, a bezrobocie w regionie wzrośnie dwukrotnie. I to tylko na początku. A trzeba pamiętać, że zadłużenie Katalończyków na początku drogi może przekraczać 130 proc. PKB.
Na dodatek Katalonia nie ma własnej waluty. Owszem, możliwe jest używanie przez nią euro – niektóre kraje funkcjonują, używając waluty emitowanej przez inne państwa, np. USA czy euro – ale to wymaga co najmniej miliczącej zgody Europejskiego Banku Centralnego. Politycy UE są przeciwko secesji Katalonii, a to może usztywnić stanowisko EBC i utrudnić nowemu państwo wykorzystywanie europejskiej waluty. Konieczność przejścia na własny pieniądz może oznaczać ogromną utratę jego wartości. Na dłuższą metę taka deprecjacja waluty byłaby korzystna, bo zwiększyłaby konkurencyjność katalońskiej gospodarki, ale oznaczałaby również zbiednienie całej ludności.
A więc Katalonia w niepodległość weszłaby jako potencjalny bankrut, z ryzykiem załamania wartości pieniądza w razie wprowadzenia własnej waluty. Za to mieszkańcy Barcelony mogliby wreszcie zamknąć swoje miasto przed turystami, których tak nie cierpią. Prawdopodobnie możnaby wtedy powiedzieć: „opracja się udała, ale pacjent zmarł”.