Opinie

www.sxc.hu
www.sxc.hu

RPP – król jest nagi

Kazimierz Dadak

Kazimierz Dadak

Professor of Finance and Economics Hollins University

  • Opublikowano: 4 czerwca 2013, 09:59

    Aktualizacja: 4 czerwca 2013, 19:01

  • Powiększ tekst

Podczas konferencji prasowej po marcowym posiedzeniu RPP, prezes Belka mówiąc w imieniu całej Rady podkreślił, że niespodziewana obniżka stopy procentowej o 0,5% to takie „dopełnienie serii obniżek”, „postawienie kropeczki nad ‘i’” kończące serię obniżek do, wówczas, rekordowo niskiego poziomu 3,25%. Jeśli kiedyś ktoś będzie robił ranking „wpadek” banku centralnego, to ta wypowiedź będzie jednym z kandydatów do pierwszego miejsca, ponieważ już dwa miesiące później RPP dokonała kolejnej obniżki i dalsze są tylko kwestią najbliższego czasu.

Świadczą o tym nie tylko wypowiedzi niektórych członków Rady, ale wręcz domaga się tego Międzynarodowy Fundusz Walutowy. Jego misja, która niedawno zakończyła wizytę w Warszawie w wydanej po niej opinii napisała:

„usilnie nakłaniamy [urge] Radę Polityki Pieniężnej do bezzwłocznego [without delay] kontynuowania polityki obniżania stopy procentowej [monetary easing]”.

Tak bezpośrednia interwencja w suwerenne decyzje banku centralnego jest nadzwyczaj rzadkim przypadkiem. Zdarzenie to jest wynikiem od lat prowadzonej błędnej polityki pieniężnej, o czym już pisano na tych łamach (“Prowadzoną od lat politykę NBP należy uznać za niezgodną z polską racją stanu”, 6 grudnia, 2012). RPP od lat utrzymuje stopę procentową na poziomie dużo powyżej optymalnego, czyli takiego, który zapewnia pełne zatrudnienie wszystkich czynników produkcji i, tym samym, maksymalizację tempa wzrostu PKB i stopy życiowej społeczeństwa.

Mamy do czynienia z ogromnymi możliwościami obniżki stopy procentowej. W chwili obecnej stopa referencyjna w Polsce wynosi 3,0%, w strefie euro 0,5%, zaś amerykański Fed od lat utrzymuje krótkoterminową stopę procentową na poziomie 0-0,25% (wszystko w skali rocznej). Absurdalny poziom rodzimej stopy procentowej wychodzi na jaw, gdy rzucimy okiem na tempo wzrostu PKB (Tabela 1).

Porównanie Polski do wysoko rozwiniętych krajów (USA i Szwecja, inny członek Unii, który zachował własną walutę), a które z natury rzeczy muszą rozwijać się wolno, jak i do Korei, przedstawiciela „tygrysów” nie wypada dla nas korzystnie. W roku 2012 zanotowaliśmy tempo wzrostu niższe niż USA i takie samo jak Korea, ale w najbliższych dwóch latach będziemy się rozwijać znacznie wolniej niż wspomniane kraje, z wyjątkiem strefy euro.

Ten stan rzeczy nie budzi zdziwienia, jeśli weźmiemy pod uwagę politykę pieniężną.  Nadmiernie wysoka realna stopa procentowa (czyli płacone oprocentowanie minus inflacja) hamuje wzrost inwestycji i sztucznie zmniejsza wydatki na konsumpcję dobór trwałego użytku (np. meble, samochody, itp.), ponieważ podwyższa koszt uzyskania kredytu. Zbyt wolne tempo inwestycji i konsumpcji oczywiście ujemnie odbija się na produkcji dóbr i usług, a tym samym na wysokości zatrudnienia. Co więcej, wysoka stopa procentowa w sytuacji wolnego przepływu kapitałów, powoduje napływ „gorącego pieniądza”, a to z kolei sztucznie podwyższa kurs wymienny polskiej waluty i, tym samym, hamuje eksport. Wykres 1 obrazuje realną długoterminową stopę procentową w szeregu krajów. Wynika z niego niezbicie, że polityka pieniężna w Polsce była szalenie restryktywna, realna stopa procentowa, z wyjątkiem 2009 r. znacznie przekraczała te notowane w innych krajach. Należy zwrócić uwagę na to, że w ostatnich dwóch latach realna stopa procentowa w USA była ujemna, czyli nominalne oprocentowanie (to jakie płacimy w banku za pożyczane pieniądze) było niższe od inflacji. Mówiąc inaczej, po uwzględnieniu inflacji kredytobiorca zwracał mniej niż pożyczał! Między innymi tu leży tajemnica stosunkowo dobrego tempa wzrostu w USA w porównaniu ze strefą euro i Polską, regionami których banki centralne nie zajmują się niczym innym niż walka z „zagrożeniem inflacyjnym”.

Dane statystyczne dla Polski jednoznacznie potwierdzają zgubny wpływ nadmiernie wysokiej realnej stopy procentowej na naszą gospodarkę. Od lat udział inwestycji w rodzimym PKB jest niski. Niewiele odbiega on na plus od poziomu notowanego w wysoko rozwiniętych krajach (USA, strefa euro) i jest bez porównania niższy niż np. wśród Azjatyckich Tygrysów, włącznie z Koreą Południową i Tajwanem, krajami dużo wyżej rozwiniętymi niż Polska. Z tego powodu stopa bezrobocia nad Wisłą jest niebywale wysoka, na przestrzeni ostatnich 15-tu lat, z wyjątkiem 2009 roku, była znacznie wyższa niż w USA. Podobnie, do chwili wybuchu obecnego kryzysu utrzymywała się na znacznie wyższym poziomie niż w Eurolandzie. Biorąc pod uwagę rozmiar emigracji zarobkowej, są to wyniki budzące najwyższy niepokój.

Podobnie mają się sprawy w zakresie obrotów międzynarodowych. Od niepamiętnych czasów notujemy deficyt w handlu międzynarodowym. Na przestrzeni ostatnich 5-ciu lat polski deficyt na rachunku obrotów bieżących (obroty towarami i usługami) przewyższał deficyty amerykańskie (liczone jako % PKB). Zjawisko to w oczywisty sposób dowodzi tego, że kurs złotego jest zawyżony i główną przyczynę tego zjawiska należy upatrywać w nadmiernie wysokiej stopie procentowej.

Niesłychanie wysokie deficyty w obrotach międzynarodowych stanowią ogromny powód do obaw, ponieważ oznaczają radykalny wzrost zadłużenia zagranicznego. Gdyby to zadłużenie było wynikiem dużego importu środków produkcji, to fakt ten nie stanowiłby ogromnego zagrożenia, ponieważ dawałby nadzieję na wzrost konkurencyjności gospodarki i odwrócenie sytuacji w nieodległej przyszłości. Niestety nie ma na to żadnych szans. Jak wspomnieliśmy powyżej, udział inwestycji w polskim PKB jest niski i o żadnym skoku technologicznym nie ma mowy. Polska produkuje mało towarów, które wymagają zastosowania najnowszych technologii (hi-tech) i absolutnie nie zanosi się tu na jakąś poprawę.

Deficyt w handlu międzynarodowym jest szczególnie niepokojącym zjawiskiem, ponieważ wszystkie kraje które zanotowały gwałtowny wzrost gospodarczy i skok cywilizacyjny dokonały tego właśnie poprzez radykalną poprawę na tym odcinku – eksport był głównym motorem ich rozwoju. Wśród fachowców jest to fakt tak dobrze znany, że najwyższe zdumnienie budzi to, że nie zaprząta on uwagi nie tylko członków RPP, ale i rządu.

Zarówno teoretycy jak i praktycy ekonomii podkreślają wagę „wiarygodności” banku centralnego. Kierownicy tych instytucji są postrzegani jako osoby znakomicie poinformowane o sytuacji gospodarczej i ich opinie mają ogromne znaczenie dla wszystkich podmiotów gospodarczych. Cały świat wstrzymuje oddech przed obradami amerykańskiego Fed. Oczywiście decyzje NBP nie mają takiego znaczenia dla gospodarki światowej jak te podejmowane przez Fed, niemniej są one kluczowe dla rozwoju sytuacji nad Wisłą. Trudno byłoby dojść do wniosku, że decyzje RPP w ostatnich miesiącach zwiększyły wiarygodność tego gremium. Niestety rozwój sytuacji wydaje się w pełni potwierdzać diagnozę postawioną swego czasu na tych łamach: „Tak jak podczas zabawy w ciuciubabkę osoba z zawiązanymi oczyma porusza się w kierunku z którego dochodzi jakiś dźwięk, tak RPP ustanawia stopy procentowe. W zależności od tego z której strony dobiegają szmery, to stopa procentowa idzie albo w górę, albo w dół. Nie ma w tej radosnej działalności nawet śladu rzetelnej analizy przyczyn inflacji w Polsce, ani właściwego rozeznania sytuacji gospodarczej w Polsce i w świecie, a sprawa dobrobytu Polaków nie odgrywa żadnej roli (“RPP ‘zaskoczyła’, czyli zabawy w ciuciubabkę ciąg dalszy”, 11 marca, 2013).

Konstytucja RP nadała NBP status instytucji zupełnie niezależnej od wszelkiej innej władzy, włącznie z Sejmem, czyli reprezentacją całego narodu. Fakt ten był wynikiem nadania podobnego statusu Europejskim Bankowi Centralnemu (EBC). Powołanie do życia Unii Europejskiej, włącznie z ustanowieniem wspólnej waluty i EBC było wspaniałą okazją do, przynajmniej częściowego, ziszczenia marzeń każdej elity – utworzenia władzy zupełnie niezależnej od szarego obywatela. Już Platon jasno opowiadał się za takim rozwiązaniem („Państwo”). To nieustane dążenie elit zaowocowało utworzeniem zupełnie bezzębnego Parlamentu Europejskiego, a cała rzeczywistą władzę przekazano „ekspertom” z Komisji Europejskiej i EBC. Czas najwyższy powiedzieć otwarcie – król jest nagi! Elity, zarówno europejskie jak i rodzime, z NBP na czele, zawodzą na całej linii. Społeczeństwa Europy muszą odzyskać podmiotowość, inaczej w nieskończoność będzie trwać stagnacja gospodarcza, a bezrobocie będzie sięgać niebywałych rozmiarów.

 

 

 

------------------------------------------------------------------------------------

-------------------------------------------------------------------------------------

Do nabycia wSklepiku.pl:

"Finanse przedsiębiorstw i finanse publiczne"

Powiązane tematy

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych