Nie równajmy w dół
Nie lubię komentować tego, co dzieje się w wielkim świecie. Po pierwsze, dlatego, że „geniuszy” od komentowania jest dziś na pęczki. A po drugie, publiczne dyskursy zwykle kończą się werbalną bijatyką a ja boksem się brzydzę.
Nie mogę jednak zrozumieć ostatniej decyzji premiera Mateusza Morawieckiego, który ogłosił, że trzeba ograniczyć najważniejszym urzędnikom w Polsce nagrody i premie, zmniejszyć liczbę wiceministrów. Wszystko po to, żeby pokazać jak to jest oszczędny, jak dba o pieniądze podatników w biednym państwie na dorobku. Tymczasem już dzisiaj z poszczególnych resortów słychać głosy, że redukcja wiceministrów doprowadzi do paraliżu a przynajmniej do spowolnienia procesów wprowadzania istotnych dla kraju i dla gospodarki programów.
To prawda, że prawem szefa rządu, podobnie jak szefa korporacji, jest dobór pracowników, którzy gwarantują, że kierowana przez niego maszyna będzie działała jak najlepiej. Niech zastępuje gorszych lepszymi, mądrzejszymi, sprawniejszym. Tylko nich nie robi tego na „uraaa”, bo o ile, korporacja takie zmiany może wytrzymać, to państwo niekoniecznie. Zastanawia mnie też dlaczego premier Morawiecki nie bronił Beaty Szydło, którą opozycja potępiła za to, że przyjęła 65 tys. zł nagrody za swoją dwuletnią pracę. Po pierwsze, takie pieniądze w biznesie, a zwłaszcza w sektorze bankowym, to „drobne”. Po drugie, żaden menadżer nie tyrałby tak jak była szefowa polskiego rządu za 16,5 tys. zł brutto miesięcznie.
Owszem, Morawiecki jako premier też ma tyle samo. Ale widocznie jako byłego wiceprezesa banku BZWBK, stać go na prace dla idei. Większość ludzi chce jednak, żeby wynagrodzenie, które dostają było adekwatne do wkładu pracy i odpowiedzialności. Poza tym nic tak nie utrwala niedostatku jak wbijanie ludziom do głowy, że uczciwiej jest zarabiać mniej i więcej pracować. Nawet byle jak, ale więcej…
Polski rząd od kilku lat konsekwentnie zapowiada brak akceptacji za pracę bez umów czy zaniżanie wynagrodzeń. I do tej pory realizował to np. podnosząc płacę minimalną, tzw. „godzinówkę” czy pracując nad zmianami w kodeksie pracy. Czy teraz ma nastąpić zmiana kursu? Ktoś powie: „ no, przecież zarabiającego 25-3,5 tys. zł Kowalskiego decyzje premiera nie dotyczą. Pewnie nie, ale przykład zawsze idzie z góry. A wynagrodzenia najważniejszych osób w Polsce są dziadowskie. A ja nie zgadzam się na dziadostwo. Nie chcę, żeby jak w PRL „wszystkim było mało za to równo”.