Czytaj umowy nie tylko w banku, czyli do Da Grasso z lupą i kalkulatorem
Stara metoda ukrywania niekorzystnych faktów przez stosowanie „drobnego druku”, który klient powinien przeoczyć lub przestać zgłębiać po pierwszej linijce zawitała do menu pizzerii Da Grasso.
Było sympatycznie, dzieci uśmiechnięte, atmosfera luźna i wybór prosty. Mimo dość grubego menu decyzja została podjęta szybko, zamówienie przyjęte błyskawicznie i zrealizowane w mig. Pizza została pochłonięta ze smakiem i nagle - przy rachunku czar i urok chwili prysł. Okazało się, że cena pizzy w pizzerii Da Grasso rośnie pomiędzy zamówieniem - w trakcie spożycia - aż do chwili zapłaty… Temat nie dotyczy niebotycznych sum, przepraszam rozczarowanych – dziś nie demaskujemy naciągaczy pokroju Amber Gold. Ale chodzi o zasadę.
Przyczyną rozbieżności cen okazały się zmiany w składnikach pizzy. W innych pizzeriach wymiany dodatków nie podlegają specjalnej wycenie, jednak w tej sieci okazało się, że jest to cała procedura. Kelner oczywiście nawet nie wspomniał o wzroście ceny, ale taka chyba polityka tej firmy, skoro dopiero przy kasie palcem wskazano płacącemu drobnym maczkiem szeroką instrukcję co i za ile się wymienia. Trudno dyskutować. Klient nie doczytał, klient zapłaci.
Na paragonie trudno było odnaleźć ślad „wymiany”- jak gdyby nigdy nic, zjedzono to samo, tylko cena inna niż w menu. Uparty klient może otrzymać ksero paragonu pizzerii, na którym będzie prawdziwiej i szczegółowiej. To już chyba ciekawostka dla Urzędu Skarbowego?
Biorąc do ręki menu oraz rozmawiając z kelnerem nie pozostajemy w czujności charakteryzującej nasze kontakty choćby z bankami. Mimo, że de facto mamy do czynienia ze zwykła umową kupna-sprzedaży – nie szukamy kruczków. A już na pewno nie spodziewamy się, że jadłospis skonstruowany z natury przejrzyście, krótko i na temat będzie zawierał zapisy nie ustępujące zawiłością umowie kredytowej. Nie tylko nie wczytujemy się w długaśne przypisy drobniutkim druczkiem, ale nasz mózg nastawiony na poszukiwanie pożywienia i relaks, nawet nie zauważa ich istnienia. No i kłopot.
Pizzeria Da Grasso wbrew pozorom nie jest chińską siecią restauracji, a naszą rodzimą, własną, polską. Menu jednak skonstruowane po chińsku i czytelne jakby w tym właśnie języku je stworzono. Aby odcyfrować drobnym maczkiem usiany dół (tak 1/3) strony potrzebne są okulary. Nawet klientom o dobrym wzroku, poza okularami, przydałby się kalkulator oraz zacięcie księgowej, gdyż szeroka oferta pizzerii podana jest w sposób, który zaangażuje nasz czas i umysł, jak najlepsza łamigłówka. Tylko czy w tym rzecz, żeby zamiast cieszyć się posiłkiem, rozwiązywać te zagadki z Da Grasso. Tak czy siak – twój problem kliencie – tracisz czas i nastrój lub pieniądze…
Czy zwyczaje wprowadzane przez Da Grasso to zwiastun nowych czasów? Czy menu w knajpie zacznie niedługo przypominać ulotki lekarskie z serią „zabezpieczeń na wypadek gdyby”, a paragony będą miały aneksy ? Może sprawę powinien sprawdzić UOKIK (o te kilka złotych??? )…
W każdym razie szlag trafia relaks.