Opinie

Amerykańskie sankcje na przykładzie Olega D.

Marek Budzisz

Marek Budzisz

analityk, publicysta tygodnika "Sieci" i "Gazety Bankowej", znawca Rosji

  • Opublikowano: 11 sierpnia 2018, 17:59

  • 9
  • Powiększ tekst

W kwietniu sankcjami amerykańskiego ministerstwa finansów objęty został Oleg Dieripaska jeden z rosyjskich oligarchów, właściciel koncernu RusAl, jednego z największych światowych producentów aluminium. Od tego czasu minęły cztery miesiące i co zrozumiałe, uwaga opinii publicznej skoncentrowana jest już na innych kwestiach i innych bohaterach dnia. A szkoda, bo opis tego, co dzieje się z firmami Deripaski stanowić może najlepszą ilustrację tego, w jaki sposób działa amerykański mechanizm sankcji.

Przypomnijmy sankcje przewidują zakaz zawierania kontraktów handlowych z rosyjską firmą począwszy od 1 listopada tego roku. A to oznacza, że firma, której kontrakty kończą się tradycyjnie w październiku a nowe zawierane są nie później niźli w listopadzie od tego momentu rozpocznie produkcję, przynajmniej w znacznej części, „na magazyn”. Jak duża będzie skala tego zjawiska nie do końca wiadomo, ale eksperci Agencji FITCH zwrócili uwagę, że w przypadku firmy, która 2017 roku wyeksportowała 3,7 mln ton aluminium, 80 % swojej produkcji nie będzie łatwo znaleźć alternatywnych rynków. Z pewnością zmuszona zostanie do zamknięcia Nadwoickiego Kombinatu, który produkuje wyłącznie na rynek Stanów Zjednoczonych. W czerwcu przedstawiciele kombinatu informowali, że już drugi miesiąc produkują „na magazyn”, ale to i tak niczego nie zmienia, bo zalega w nim już 2 tys. ton, podczas gdy miesięczne zdolności produkcyjne wynoszą tysiąc ton. W lipcu rozpoczęto w nim „przerwę techniczną związaną z remontami” a 350 robotników poszło na przymusowy urlop.

Fitch pokusił się w opublikowanym 8 sierpnia raporcie o prognozę rozwoju sytuacji na rynku w zależności od dwóch możliwych scenariuszy rozwoju sytuacji. Bo trzeba pamiętać, że Deripaska rozmawia z Amerykanami o możliwości wyjścia z tej pułapki, czyli o warunkach zdjęcia sankcji. Otóż zdaniem analityków Agencji, jeśli sankcje zostaną utrzymane, to w najbliższym roku na światowym rynku da się odczuć deficyt aluminium na poziomie ok. 600 tys. ton, który w najbliższych latach będzie narastać. Oczywiście ceny poszybują i z pewnością przekroczą, ich zdaniem 3 tys. dolarów za tonę. Jeżeli jednak sankcje zostaną zdjęte, to wówczas po dość krótkim okresie turbulencji rynek się ustabilizuje a ceny oscylowały będą w pasmie zbliżonym do 2,1 tys. dolarów.

Rusal, który jest, co prawda drugim na świecie producentem, dostarcza jednak tylko ok. 10 % światowej podaży, co stanowi zbyt małą ilość, aby wymusić cofnięcie przez Waszyngton restrykcji, zwłaszcza, że niewątpliwie zarobią na nich producenci amerykańscy, kanadyjscy i australijscy a z krajów rozwijających się Brazylijczycy i Chińczycy.

Obecnie trwają trudne rozmowy Deripaski i jego prawników z Amerykanami. Ich cel jest oczywisty – doprowadzić do zawieszenia, a jeszcze lepiej anulowania sankcji.

Pierwsza tura rozmów, po 27 kwietnia, doprowadziła do tego, że Deripaska przestał wchodzić w skład Rady Dyrektorów koncernu. Z zarządu wycofani zostali też wszyscy mianowani przez niego dyrektorzy (8). Dał on też zobowiązanie na piśmie, że nie będzie dążył, wykorzystując swą kapitałową przewagę w firmie – matce, do ponownego wyboru swych dyrektorów, zaś reprezentujący mniejszościowych akcjonariuszy spółki – matki, dyrektor niezależny został delegowany do zarządu Rusal. Ale to nie wystarczyło. Deripaska zobowiązał się, że sprzeda część posiadanych przez siebie pakietów akcji w spółce – matce, po to, aby uzyskać zgodę na konwersję akcji Rusalu będących w ręku szwajcarskiego koncernu Glencore, na akcje En+, czyli spółki matki. Ten ruch dodatkowo ma zmniejszyć kontrolę Deripaski nad strukturą. Ale to nie wszystko, amerykańska agencja nadzorująca zagraniczne aktywa znajdujące się w USA (OFAS) będzie miała możliwość powołania dwóch niezależnych rewidentów, którzy po sprawdzeniu czy rzeczywiście Deripaska wypełnił warunki umowy odblokują procedurę zawieszenia sankcji. Ale jednym z dodatkowych warunków, które Amerykanie postawili rosyjskiemu oligarsze jest też to, że akcje firmy matki będące w ręku rosyjskiego państwowego banku WTB (9,26 %) na walnych zgromadzeniach będą w dyspozycji niezależnego reprezentanta, również zatwierdzonego przez OFAS.

Pierwotnie amerykańskie ultimatum zakładało, że do 6 sierpnia inwestorzy, o ile nie chcą zostać objęci sankcjami, będą musieli sprzedać akcje Rusalu i En+, ale również obligacje i inne papiery wartościowe wyemitowane przez obydwie struktury. Jednak w związku z trwającymi rokowaniami, termin ten został przesunięty do 23 października, co nie znaczy, że „grillowanie” rosyjskiego oligarchy się zakończyło. Wręcz przeciwnie trwa nadal, a w jednym z niedawnych wystąpień publicznych Deripaska nazwał warunki stawiane mu przez amerykańską administrację „grabieżczymi”. Ale wydaje się, że nie ma wyboru. Przede wszystkim z tego powodu, że proponowany mu przez państwowe rosyjskie instytucje finansowe pakiety pomocowe były tak drogie, że Deripaska nie przyjął „pomocnej dłoni”. Tym bardziej, że zastrzyk finansowy niewiele w jego sytuacji mógł zdziałać, kiedy nie ma gdzie sprzedać produkcji. Rząd rosyjski, co prawda przyjął plan wspierania konsumpcji wyrobów z aluminium na rodzimym rynku, ale w obecnej sytuacji jest on po pierwsze niewystarczający, bo mówi się w nim o zwiększeniu rodzimej konsumpcji do poziomu 1 mln to, a przypomnijmy, że Rusal produkuje 3,8 mln, z czego 80 % eksportuje, a po drugie mocno spóźniony. A na dodatek, już zaczęła buntować się rosyjska branża piwna. Rząd w ramach wspierania aluminiowego potentata chce zakazać sprzedaży piwa w butelkach typu Pet, a to w Rosji 40 % rynku.

W takiej sytuacji rozpoczęła się druga tura rozmów Deripaski z Amerykanami. Z przecieków wiadomo, że rosyjski oligarcha zgodził się na sprzedaż swoich pakietów w spółce – matce tak, aby jego udział w kapitale firmy nie przekraczał 50 %. Ponoć nabywcami mają być Chińczycy. Ale najwyraźniej nie doszło do porozumienia, bo rozmowy nadal trwają. Sukces waszyngtońskich urzędników oznaczał będzie, że rosyjski oligarcha, nawet, jeśli zachowa w swych rękach największy pakiet akcji to może stać się, co najwyżej inwestorem portfelowym, bez wpływu na zarządzanie firmą. A to będzie oznaczało, że o stanie posiadania najbogatszych Rosjan decydują nie na Kremlu, ale w Waszyngtonie, co więcej, kontrola nad sporą częścią rosyjskiej gospodarki dostanie się obce ręce.

Powiązane tematy

Komentarze