Pracodawcy nadal nie wiedzą jak zatrzymać pracowników
Pracodawcy wciąż nie dopuszczają do siebie myśli, że w pracowników trzeba inwestować. Z najnowszych badań instytutu Randstad (Monitoring Rynku Pracy) wynika, że głównym powodem zmiany pracodawcy jest zbyt niskie wynagrodzenie i chęć rozwoju zawodowego – twierdzi tak 56 proc. ankietowanych.
Można pokusić się o twierdzenie, że zdecydowana większość spośród badanych, jako powód zmiany pracy, wskazuje właśnie pracodawcę. Do wspomnianego odsetka wymieniających wynagrodzenie i rozwój zawodowy można dodać 37 proc. tych, którzy jako powód zmiany pracodawcy, podają korzystniejszą formę nowego zatrudnienia, a 32 proc. niezadowolenie z poprzedniego pracodawcy.
Randstad podaje jednocześnie, że odsetek niezadowolonych spadł, gdyż na początku roku ten powód zmiany pracy deklarowało 40 proc. zatrudnionych. Trudno jednak nie oprzeć się wrażeniu, że spadek ten wcale nie musi oznaczać wzrost zadowolenia wśród pracowników, tym bardziej, że rośnie (to samo badanie – i to o 5 p.p. - liczba tych, którzy w ostatnich 6 miesiącach zmienili pracę). Ponadto spada liczba osób (to samo badanie), które pracują ponad 5 lat w tej samej firmie. Teraz jest to 36 proc., poprzednio było 39 proc. Zatem więcej osób zmienia pracę, to i odsetek niezadowolonych jest mniejszy.
Pracodawcy jak „mantrę” powtarzają, że rosną koszty pracy. I właśnie ten argument ma przekonywać do utrzymywania m.in. wynagrodzeń na obecnym poziomie, ma być dowodem na to, że brakuje środków na inwestycje w nowoczesne technologie. Ale jednocześnie narzekają na niską wydajność pracy i to nie tylko tę mierzoną wskaźnikami makroekonomicznymi, ale także z własnego podwórka. Sytuacja przypomina „kwadraturę koła”. Z jednej strony narzekanie na to, że trzeba wydać więcej, przez co zarabiam mniej, z drugiej strony nie mogę zarobić więcej, bo brakuje mi pracowników, a szczególnie tych wykwalifikowanych.
Jeśli chodzi o wynagrodzenia, sprawa wydaje się prosta. 56 proc. zmienia pracę, bo chce więcej zarabiać. Ten sygnał powinien być raczej zrozumiały dla przedsiębiorców, chcąc brać udział w nowych przedsięwzięciach, przetargach, kontraktach itp. trzeba liczyć się z tym, że potrzebni będą pracownicy, a oni będą chcieli odpowiedniej pensji za pracę. Inaczej - wydaje się – wygląda sprawa z wydajnością. Trzeba zwrócić uwagę na to, że nie zwiększy się wydajności pracy poprzez szybszą pracę. Pracownik nie będzie przecież szybciej „przykręcał śrubek”.
Z danych Randstad wynika, że 77 proc. ankietowanych skorzystało w swojej firmie z programów wspierających rozwój zawodowych, ale tylko 17 proc. z nich twierdzi, że u nich w firmie są takie programy, a ponad 1/3 podkreśla, że w ich firmach nie ma żadnej formy wspierania rozwoju zawodowego. 18 proc. badanych nie skorzystało z żadnej inicjatywy, choć miało taką możliwość i ta prawie jedna piąta, to jednak duży odsetek. Pojawia się jednak pytanie o to, na ile mogą się rozwinąć zawodowo jeśli „kuleje” inwestowanie w nowoczesne technologie – jak twierdzą przedstawiciele Konfederacji „Lewiatan” - bo często brakuje na to funduszy czyli nie ma pieniędzy, nie ma inwestycji. Dziwny to biznes, na rozwój którego brakuje środków.
Pracownik, który przez wiele lat obsługuje tę samą maszynę nie musi przechodzić szkolenia z jej obsługi. Niejednokrotnie to on szkoli innych, ale jego rozwój „stoi w miejscu”. I tutaj pojawia się inny wynik z badania Monitoringu Rynku Pracy otóż rośnie odsetek tych, którzy zmieniają pracę (30 proc.), bowiem już tak długo pracowali w poprzedniej pracy, że czas najwyższy ją zmienić. Prawie jedna trzecia wydaje się wysokim odsetkiem.
Dane te mogą wskazywać na to, że pracodawcy nie umieją zatrzymać pracowników, bo albo za mało płacą, albo nie oferują atrakcyjnych warunków, które zatrzymałyby pracowników w firmie. Prowadzenie biznesu to nie tylko poszukiwanie zbytu na swoje wyroby, to także długoterminowe planowanie. I pewnie „zapachnie” truizmem, ale rozwój to inwestowanie w wszystko, co wiąże się z firmą.