Opinie

Save Yout Internet / autor: YouTube
Save Yout Internet / autor: YouTube

Histeryczny apel YouTube. Oni tak serio?

Maksymilian Wysocki

Maksymilian Wysocki

Dziennikarz, publicysta, ekspert w dziedzinie wizerunku i marketingu internetowego, redaktor zarządzający portalu wGospodarce.pl

  • Opublikowano: 26 listopada 2018, 23:10

    Aktualizacja: 26 listopada 2018, 23:34

  • Powiększ tekst

YouTube na swoich kanałach publikuje rozpaczliwy apel o walkę z nowym unijnym prawodawstwem. Twierdzi on, że nowa, unijna dyrektywa wykończy internetowych twórców i zdejmie z internetu miliony treści. Nic nie wspomina przy tym, że sam stosuje praktykę, która zabija internetową twórczość od dawna

Artykuł 13 jest częścią zaproponowanej przez Parlament Europejski dyrektywy dotyczącej praw autorskich, której celem jest znalezienie efektywnego sposobu ochrony twórczości i interesów właścicieli praw autorskich w sieci.

Popieramy cele artykułu 13, ale jego obecna wersja napisana przez Parlament Europejski może spowodować poważne, niezamierzone konsekwencje, które mogą zupełnie zmienić oblicze internetu – pisze w apelu YouTube. - Istnieje lepsze rozwiązanie – dodaje.

Niepożądane konsekwencje nowelizacji unijnego prawa, zdaniem firmy należącej do Google, mogą być kolosalne i zagrażają setkom tysięcy internetowych twórców. Nowa, unijna dyrektywa, może zmusić YouTube do zablokowania milionów już istniejących treści video na swojej platformie. Może też drastycznie zahamować powstawanie nowych treści. Może dotyczyć zarówno oficjalnych teledysków, jak i video edukacyjnych, parodii, czy miksów treści.

Jak podaje YouTube, nowela prawa może zablokować istniejący system „notice and takedown” – powiadamiania o nadużyciach związanych z prawami autorskimi oraz blokowania zgłaszanych do YouTube treści. Jak podaje firma, dotyczy to nie tylko samego YouTube’a, ale treści również na Facebooku, Reddit (a przez to można sądzić, że również na naszym Wykopie) oraz Snapchacie, gdyż czyni te firmy w pełni odpowiedzialnymi za naruszenie praw autorskich wgrywanych na nie przez użytkowników treści. To znaczy, że w razie niepewności co do zgłoszonego naruszenia praw autorskich (a niepewność co do praw autorskich danego utworu jako całości i jego części jest niekajo wpisana z definicję internetowych treści) wymusi na tych firmach blokowanie tychże treści.

W praktyce, każdy twórca treści video będzie musiał udowodnić niemal natychmiast, że posiada pełnię praw autorskich do całości oraz wybranych fragmentów materiału. Ale to już się dzieje na YouTube od dawna i winny temu jest… sam YouTube.

Krytycznie patrząc na alarm podnoszony przez YouTube, o tyle trąci on hipokryzją, że środowisko tworzące treści na YouTube bezskutecznie walczy od lat z nadużywaniem właśnie tego, już istniejącego, mechanizmu zgłaszania naruszeń treści autorstwa samego YouTube. System „notice and takedown” jest nieskuteczny - jakby to powiedzieli Amerykanie, „skorumpowany” [ang. corrupted, czyli uszkodzony - red.] - i wręcz powszechnie znany ze swojej szkodliwości. Słowem: jeśli nie podoba ci się jakaś treść na YouTube, wystarczy, że zgłosić naruszenie przez nią praw autorskich w już istniejącym mechanizmie, a twórca jest przeważnie skazany w takiej sytuacji na porażkę i skasowanie swojego dzieła – raz, że przez trudność odkręcenia niekorzystnego dla twórcy zablokowania danej treści, dwa przez fakt, że YouTube twierdził, że – mimo globalnego działania – w zakresie praw autorskich zobowiązuje go tylko prawo amerykańskie.

Digital Millennium Copyright Act (DMCA)

Nadużywanie wytrychu w postaci praw autorskich stało się zmorą wolności słowa i krytyki w internecie. Przodowały w tym amerykańskie wytwórnie filmowe, które w ten sposób od lat walczą z… krytyką własnych dzieł.

Ustawa Digital Millennium Copyright Act (DMCA) jest amerykańskim prawem autorskim z 1998 r., Które wdraża dwa traktaty z 1996 r. Światowej Organizacji Własności Intelektualnej (WIPO). Kryminalizuje produkcję i rozpowszechnianie technologii, urządzeń lub usług przeznaczonych do obchodzenia środków kontrolujących dostęp do dzieł chronionych prawem autorskim (powszechnie znane jako zarządzanie prawami cyfrowymi lub DRM).

Przegłosowana 12 października 1998 r. jednogłośnie w Senacie Stanów Zjednoczonych i podpisana przez prezydenta Billa Clintona w dniu 28 października 1998 r., Ustawa DMCA zmieniła art.17 kodeksu Stanów Zjednoczonych w celu rozszerzenia zasięgu praw autorskich, przy jednoczesnym ograniczeniu zakresu prawa autorskiego i odpowiedzialności dostawców usług internetowych za naruszenie praw autorskich przez ich użytkowników.

Fair (play) use

„Fair use” jest remedium na kagany DMCA. „Fair use”, czyli „dozwolony użytek” zapewnia możliwość legalnego, nielicencjonowanego cytowania lub włączania materiałów chronionych prawami autorskimi do dzieła innego autora w ramach czteroczynnikowego testu równoważącego (17 U.S. § 107). [Title 17 of the United States Code is the United States Code that outlines United States copyright law. It was codified into positive law on July 30, 1947. The latest version is from December 2016. – red.]

Niezależnie od postanowień sekcji 17 U.S.C. § 106 i 17 U.S.C. § 106A, dozwolony użytek dzieła chronionego prawem autorskim, w tym takie wykorzystanie przez powielanie w kopiach lub rejestrach fonograficznych lub w inny sposób określony w tej sekcji, w celach takich jak krytyka, komentowanie, raportowanie wiadomości, nauczanie (w tym wielokrotne kopie do użytku w klasie), stypendium lub badania, nie jest naruszeniem praw autorskich. Przy ustalaniu, czy wykorzystanie danego utworu w jakimś konkretnym przypadku jest dozwolonym użytkiem, czynniki, które należy uwzględnić, obejmują:

  • cel i charakter użytkowania, w tym, czy takie wykorzystanie ma charakter komercyjny lub ma na celu edukację niekomercyjną;

  • charakter dzieła chronionego prawem autorskim;

  • ilość i istotność części wykorzystanej w stosunku do dzieła chronionego prawem autorskim jako całości; i

  • wpływ wykorzystania na potencjalny rynek lub wartość dzieła chronionego prawami autorskimi.

Jeśli jesteś twórcą, powinieneś wiedzieć, że masz – ograniczone, ale jednak masz – prawo wykorzystania fragmentu czyjegoś utworu. Czy to gdy cytujesz czyjąś wypowiedź na blogu, czy gdy korzystasz z np. fragmentu materiału dziennikarskiego CNN we własnych filmach video. Także, gdy wykorzystujesz kawałek utworu muzycznego, by stworzyć jego parodię oraz gdy chcesz stworzyć materiał krytyczny wobec oryginalnego materiału. Według amerykańskiego prawodawstwa i orzecznictwa masz do tego święte prawo, bo amerykańskim świętym prawem jest wolność słowa. Dlatego obowiązuje zasada tzw. „fair use” – wykorzystania oryginału danego materiału, w sposób ograniczony i w granicach rozsądku, na tyle, ile potrzebne jest do twojej własnej wolności słowa i prawa do ekspresji, szczególnie do tworzenia materiałów dziennikarskich, edukacyjnych, krytyki i satyry. Te prawa są dla Amerykanów bardziej święte niż podobne prawa nawet na starym kontynencie, w Europie. Tyle teorii. W praktyce wystarczy wezwanie roszczeniowe, co do praw autorskich, by zablokować materiał w serwisie YouTube. Mało kto z internetowych twórców pójdzie przecież w tej sprawie do amerykańskiego sądu.

Dalsze tłumienie krytyki w internecie miało różne nazwy: ACTA, SOPA, PIPA, to tylko najgłośniejsze z nich. Nie ulega wątpliwości natomiast, że YouTube nie radził sobie ze zbalansowaniem racji i rozstrzyganiem własnymi siłami sporów wynikających z roszczeń co do praw autorskich dla zamieszczanych na nim materiałów, a stosowanie wobec nich zasady (podobno świętej) „fair use”. DMCA stało się prawdziwą zmorą twórców video na YouTube, gdyż trudno jednoznacznie i z miejsca orzec, czy zgłoszony materiał jest dobrze wyważony między DMCA a prawem do „wyważonego korzystania” („fair use”).

DMCA i youtube’owy mechanizm zgłoszeń nadużyć praw autorskich „notice and takedown” stał się także, a może przede wszystkim, bronią w nieuczciwej walce, lecz nie tylko wytwórni filmowych, czy telewizyjnych z internetowymi krytykami. W dalece niedoskonałym mechaniźmie „notice and takedown” oszuści znaleźli sposób na łatwy zarobek - twórca stawał się często zakładnikiem, otrzymując „ofertę” rezygnacji ze zgłoszenia, jeśli zapłaci haracz. Ale przede wszystkim „notice and takedown” stał się ostrą amunicją w walce między… samymi internetowymi twórcami – blogerami, czy raczej vlogerami (vloger, czyli video-bloger). Tajemnicą poliszynela jest, że sami masowo i nawzajem zgłaszają tym sposobem treści swoich blogowych konkurentów i konkurentek, powodując zdejmowanie kolejnych materiałów z youtube’owej społeczności. Konkurencja nie śpi i społeczność YouTube’a stała się zakładnikiem własnej chciwości i bezwzględności.

Dlatego trochę rozbawił mnie ten rozpaczliwy apel YouTube’a, bo w pierwszej kolejności powinien on uporządkować własne podwórko, czy to poprawiając własny mechanizm zgłoszeń nadużyć praw autorskich, czy zatrudniając większą liczbę lokalnych prawników, specjalistów w zakresie praw autorskich i prawa prasowego.

Z drugiej strony, skoro YouTube chce, by na świecie obowiązywało go tylko prawo amerykańskie, a Unia Europejska chce, by w zupełności odpowiadał za zamieszczane tam treści, to chyba nowe, unijne prawo powinno mu być na rękę, prawda?

Maksymilian Wysocki

Powiązane tematy

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych