Koniec legendy „Rzeczpospolitej” i „Wyborczej”
Nie wystarczy mieć gazety w internecie czy smartfonie. Drastyczny spadek sprzedaży dwóch czołowych, opiniotwórczych dzienników to nauczka dla wydawców, którzy powinni jak mantrę powtarzać sobie stare prawdy mediów: bądź pierwszy z newsem, ale nie za wszelką cenę i szanuj dobrych dziennikarzy. A przede wszystkim – nie kłam!
No i stało się. Po raz pierwszy w historii nakład potężnej jeszcze w końcu lat 90. i niegdyś najbardziej opiniotwórczej polskiej gazety – „Rzeczpospolitej” spadł poniżej 100 tysięcy egzemplarzy a być może tylko kwestią miesięcy jest, jak „Gazeta Wyborcza” będzie się rozchodzić w mniej niż 200 tysiącach.
Stopniowe staczanie się „Rzepy” w przepaść obserwuję od lat. To jest naprawę straszne, jak łatwo można zniszczyć doskonałą markę i dorobek kilku pokoleń żurnalistów złymi decyzjami właścicielskimi, brakiem pomysłu na gazetę z konkretnymi treściami i podmienianiem doświadczonych dziennikarzy na stażystów. Przypadek „Wyborczej”, przez wielu słusznie zwanej „Wybiórczą” jest inny. Nie wiem, jakie plany miał Adam Michnik przy jej powoływaniu i czy już wówczas wiedział, dokąd płynie ten okręt. „Gazeta Wyborcza” została stworzona po przemianach 1989 r. przez młody i nie zdemoralizowany w większości jeszcze układami zespół dziennikarzy i w pełni zasłużyła na znaczek „Solidarności” na winiecie. Ludzie czytali ją wszędzie: w domach, w pracy, na przystankach itd. Niechlubnie zasłużyła też na odebranie znaczka „S”, gdy coraz silniej zamknęła swoje redakcyjne łamy na prezentacje innych poglądów niż uznane przez określone, hermetyczne środowisko, prześmiewane na forach internetowych jako „koszerne”. Zawiodła czytelników stając się propagandową tubą jednej partii: Unii Demokratycznej oraz jej kontynuatorek – Unii Wolności i Platformy Obywatelskiej.
Nie są to jedyne przyczyny schyłku „Rzepy” i „Wyborczej”. Oba tytuły miały pecha, bo na kryzys ich wiarygodności nałożył się kryzys prasy drukowanej. Wartość rynku prasowego w naszym kraju w ciągu pięciu lat spadnie o 11 proc. - twierdzi w swoim raporcie firma audytorska i konsultingowa PwC. Rzecz jasna to przez internet i nowoczesne nośniki przekazu informacji, typu tablety czy smartfony. Nowy kierunek rozwoju gazet wyznacza Rob Grimshaw, szef FT.com:
- Dziś struktura przychodów naszej firmy składa się w połowie z wpływów ze sprzedaży treści. W ubiegłym roku liczba płacących użytkowników wzrosła o 30 proc., do 260 tysięcy. Aż 20 proc. nowych prenumeratorów dołącza za pośrednictwem urządzeń mobilnych – jak iPad czy iPhone
– mówi Rob Grimshaw.
Z raportu Dziennika Gazety Prawnej wynika, że roczne wydatki na dostęp do treści w sieci wynoszą już w Polsce ok. 2,4 mld. dolarów, a w 2017 r. przekroczą 3 miliardy. Pesymiści twierdzą, że drukowane dzienniki i tygodniki przetrwają najwyżej 10 lat. Będzie podobnie jak w USA. Nie wszystkim wydawcom udaje się łatwo uciec do sieci. Płatna zawartość serwisu internetowego „The Wall Street Journal” zdała egzamin, ale projekt internetowej gazety na tablety poniósł klęskę. Na e-gazetcie „The Daily” klan Murdochów stracił 60 mln dolarów. W Polsce Grzegorz Hajdarowicz, właściciel „Rzeczpospolitej” deklaruje, że stawia na iPady i płatny dostęp do wirtualnie tworzonych treści. Czy zdąży na nich zarobić, zanim padnie papierowa „Rzepa”?
Druga przyczyna kryzysu obu tytułów to brak szacunku wydawców do dziennikarzy. Tak to jest, gdy wydawcą jednej z nich jest zdeklarowany polityk jednej, postkomunistycznej opcji, a drugiej dziwna persona, której nigdy dotąd nie wyszedł żaden medialny biznes i z pisaniem nie miała wiele wspólnego. Dobrych dziennikarzy zastępuje się tańszymi, ledwie opierzonymi stażystami oraz lojalnymi i upolitycznionymi redaktorami-wyrobnikami, z których co drugi jako żywo przypomina peerelowskiego politruka. Korektę odesłano do lamusa. Agora, wydawca „GW”, podała w komunikacie, że na wynagrodzenia i świadczenia dla pracowników na koniec czerwca br. wydała 293,6 mln zł - 22,1 mln zł mniej, niż rok wcześniej. Jej właściciele chyba nie dostrzegają, że w tej wrażliwej branży, jaką są media, polityka nadmiernego oszczędzania na ludziach wytwarzających treści prowadzi donikąd. Mizerna sytuacja niegdyś potężnej „Rzepy” i „GW” powinna dać do myślenia także odnoszącym dziś sukcesy wydawcom prasy nazywanej prawicową, aby nie zeszli na manowce jednostronnego prezentowania treści. Nic nie jest bowiem dane na zawsze.
-----------------------------------------------------------------------
-----------------------------------------------------------------------
Tych, którzy nie zdążyli nabyć wcześniejszych numerów miesięcznika"W Sieci Historii" i "Na Poważnie"zapraszamy do odwiedzenia naszego wSklepiku.pl!