Opinie

Na jeden temat przy piątku: Co się dzieje w Państwie Duńskim

Krystyna Szurowska

Krystyna Szurowska

ekonomistka i publicystka

  • Opublikowano: 18 października 2013, 12:31

    Aktualizacja: 18 października 2013, 16:10

  • Powiększ tekst

Do niedawna wszystko było w porządku. Nikt nie narzekał. Troskliwe państwo dbało o los obywatela, przy okazji okradając go ze zdecydowanej większości owoców pracy jego (efektywnie ok 70%). Zasiłki dostawały matki, żony i kochanki, w socjalnych mieszkaniach zagnieździł się element, a w każdym programie telewizyjnym zagościła poprawność polityczna.

Dania stanowi łącznik między Europą Centralną, a Skandynawią. Umiejscowiona nad niemieckim landem Schleswig-Holstein, ze szwedzkim Malmö drogą E20 połączona. Po Drugiej Wojnie Światowej, podobnie jak większość krajów Starego Kontynentu poszła w socjalizm. Cudowny walfare state zapewniający każdemu nierobowi obiad, ciepłą herbatę, kolorowy telewizor, sweter na zimę i wychowanie dla dzieci w praktyce okazał się być krainą demoralizacji. Kogoś to dziwi? Demoralizacja to jedyny możliwy efekt polityki, gdzie nikt nie musi myśleć o przyszłości, gdzie nikt nie musi zapewnić sobie bytu, gdzie każdemu rozdaje się wedle wyimaginowanych potrzeb (jako podła kapitalistka uważam, że tylko potrzeby, które zaspakajamy swoimi pieniędzmi są realne – to wynika z prostej prawdy, iż najbardziej „łapczywie” wydajemy cudze pieniądze na swoje potrzeby), gdzie nie ma konkurencji pomiędzy jednostkami, gdzie nikomu nie zależy na tym, aby być lepszym człowiekiem, bo i tak dostanie?

40% dorosłych - bo w wieku, w którym w zdrowym porządku świata przeciętny człowiek rozwija karierę, Duńczyków żyje z państwa. 1/3 z tych 40% to więźniowie, czyli ponad 13% społeczeństwa. Statystyka dotycząca przestępstw jest jednoznaczna – w latach 1935 – 1960 liczba przestępstw była stała i wynosiła ok 100 000 rocznie, od 1960 do lat 90. wzrosła do 500 000. Liczba przestępstw związanych z przemocą w 1960 wynosiła 2 000 rocznie, w latach 90. 15 tysięcy. Troskliwy walfare state zapewnił dobrobyt i nikt nie musi kraść, nie to co w podłym kapitalizmie?

Z racji wysoko posuniętej demoralizacji społeczeństwa, ekonomicznie plan się rozjeżdża. Już sam fakt, że tylko 60% ludzi w wieku dynamicznym zawodowo pracuje, powoduje manko w kasie, ponieważ muszą zarobić na wszystkich emerytów, dzieci w wieku szkolnym i przedszkolnym oraz na 40% dorosłych, którzy do pracy się nie kwapią. A do tego wszystkiego dochodzi jeszcze jeden problem. Spośród tych 60% mających zajęcie, 35% pracuje w sektorze państwowym. Oznacza to, że tylko 39% dorosłych musi zarobić na całe społeczeństwo, na niedorajdy, na emerytów, na rachityków, na dzieci edukację, na samotne matki, na bezrobotnych też samotnych, na pijaków, meneli, na urzędasów, na bandytów, na polityków, na biura poselskie, na sprzątaczki w instytucjach rządowych i na luksusowe call girl dla starych trepów z wojska. A co, jak się zbuntują?

W tym szaleństwie Dania jednak zachowała odrobinę polotu. Reżim daje namiastkę swobód obywatelskich, które dla wielu z nas, żyjących w niewoli są nie do pomyślenia. Na półwyspie Jutlandzkim w zasadzie nie istnieje przymus edukacyjny. Prawo stanowi, iż małoletni mają obowiązek się uczenia, jednak nie jest określone czego, gdzie i w jakich godzinach. Homeschooling, czyli nauczanie w domu, przez rodziców lub wyznaczonych przez nich edukatorów, jest traktowane na równi z nauczaniem w szkole i nikt nie potrzebuje niczyjej zgody, aby najzwyczajniej w świecie nie posyłać latorośli do placówki edukacyjnej. Rodzice mogą sami zdecydować, czego będzie się uczyć ich dziecko, z kim będzie przebywać i o której wstawać. Co ciekawe, za każdym razem, kiedy poruszam ten temat, rozmówca jest przerażony odpowiedzialnością indywidualną – jak to nie ma państwa, które zmusi? A co jeśli ktoś nauczy dzieci głupot? To pokazuje, jak na własne życzenie staliśmy się niewolnikami systemu. Nie wyobrażamy sobie, że moglibyśmy sami za siebie, za własne życie, za własne dzieci, za własne pieniądze być odpowiedzialni.

Od kwietnia, po abdykacji Królowej Beatrix na holenderskim tronie zasiada młody, jak na monarchę Król Willem-Alexander. Do tej pory nie udzielał się na rynku krajowym – musiał się wdrożyć i przedstawić wszystkie poza granicami walfare state'u (albo nie mógł już patrzeć na tę degrengoladę). Zdecydował się jednak na publiczne wystąpienie i bezwstydnie przy wszystkich powiedział, że to koniec XX wiecznego socjalizmu, że ludzie muszą wziąć na siebie odpowiedzialność, że muszą sobie na własną rękę organizować support finansowy i społeczny.

„Konieczną zmianę na 'społeczeństwo zaangażowane' [przeciwieństwo państwa opiekuńczego] szczególnie wyraźnie widać w obszarze ubezpieczeń społecznych i długoterminowej opieki zdrowotnej, klasyczne państwo opiekuńcze, znane z drugiej połowy XX wieku dostarczyło nam dowodów, że właśnie w tych kwestiach jest niestabilne” orzekł najmłodszy monarcha w Europie. „Konieczne reformy będą czasochłonne oraz będą wymagać wytrwałości. Będą one bazować na stworzeniu warunków do tworzenia miejsc pracy oraz dążyć do przywrócenia zaufania w społeczeństwie”

Wypowiedź Króla Willema to kolejna oznaka kapitalistycznej odwilży w Europie. Już od jakiegoś czasu można zaobserwować zmęczenie demoralizującym walfare state, który jest dehumanizujący, na co wskazuje logika, a wraz z nią statystyka. Być może będzie mojemu pokoleniu jeszcze dane żyć w chociaż namiastce prawdziwej wolności?

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Powiązane tematy

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych