TYLKO U NAS
Co zostanie w naszych głowach
Kiedy to się wreszcie skończy, trzeba będzie odbudowywać swoją gospodarkę, albo budować ją na nowo.
Im dłużej trwa wyłączenie całych branż z normalnego funkcjonowania, tym szybciej i bardziej skutecznie rwą się łańcuchy dostaw, pada logistyka – tworzona przecież nie tylko przez duże firm, z olbrzymim kapitałem w zapasie, ale i przez małych lokalnych przedsiębiorców. Powrót do normalności wcale nie musi być prosty i szybki – trzeba mieć pieniądze na zakup towaru, zatrudnić pracowników, którzy przecież mogli w międzyczasie znaleźć sobie już inne zajęcie, znaleźć nowych dostawców, bo nasi wcześniejszy kooperanci zbankrutowali.
Biznes po epidemii będzie potrzebował potężnego zastrzyku gotówki, gdyż wszystkie zapasy poszły na przetrwanie. Banki będą musiały stanąć na wysokości zadania, bo przecież ryzyko kredytowania małego biznesu będzie olbrzymie. Tak naprawdę dopiero po ustaniu epidemii bezcenne okażą się gwarancje rządowe, które zniosą z banków dużą część niepewności.
Załóżmy jednak, że kwestie finansowe będą do rozwiązania, banki wykorzystają z korzyścią dla gospodarki instrumenty oferowane przez BGK czy NBP. Co natomiast pozostanie po kryzysie w naszych głowach? Czy strach przed wizytą w restauracjach, w zakładach usługowych, na koncertach, w teatrach będzie nam towarzyszył jeszcze długo? Zapewne tak, bo trauma związana z epidemią nie zniknie jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.
Życie po kryzysie będzie stopniowo wracało do normy, czas powrotu do normalności nie będzie krótki, zwłaszcza, że emocje w czasach pandemii zostały mocno rozhuśtane. Biznes musi przygotować się na długą drogę, gdzie nie tylko będzie liczył się potężny zastrzyk finansowy oferowany przez państwo, ale również znalezienie nowych dróg dotarcia do swoich odbiorców i klientów – mniej optymistycznych i bardziej ostrożnych niż w czasach prosperity.
Czytaj też: Siła wielkich inwestycji