Produkcja ucieka z Chin. Czy Polska jest w stanie to wykorzystać?
Chiny powoli tracą konkurencyjność, którą przez lata zawdzięczały m.in. niskim kosztom pracy i milionom dostępnych na rynku pracowników. Zachodnie firmy coraz częściej decydują się na zmianę lokalizacji fabryk. Na zmianach mogłaby skorzystać również Polska, ale na razie udaje się to tylko w mocno ograniczonym stopniu.
Stopniowe odwracanie się trendu ma kilka przyczyn. Główną z nich jest stały wzrost kosztów pracy, spowodowany m.in. zmniejszeniem liczby młodych pracowników, co wyraźnie widać w prowincjach w głębi Chin. W konsekwencji w Chongqing, czyli regionie leżącym prawie 2000 km od wschodniego wybrzeża, wynagrodzenia wzrosły przez ostatnie pięć lat o przeszło 100 proc. W Szanghaju tymczasem wzrost wyniósł niecałe 80 proc.
„Przewaga Chin w zakresie produkcji, którą zawdzięczają niskim kosztom pracy, skończy się szybciej niż zakładaliśmy. Przewiduję, że dojdzie do tego w ciągu pięciu najbliższych lat. Płace rosną coraz szybciej, a sporo firm już teraz szuka odpowiedniego miejsca do przeprowadzki. Zyskać mogą na tym np. Filipiny, Indonezja i Wietnam”
– tłumaczył w niedawnym wywiadzie dla agencji Bloomberg Shen Jianguang, główny ekonomista Mizuho Securities Asia.
Presja płacowa w Chinach będzie najprawdopodobniej stale rosnąć. Jak wynika z oficjalnych statystyk, napływ nowej siły roboczej zmniejszy się w ciągu dwóch następnych lat aż o 20 mln (do 505 mln osób). Jedną z przyczyn tego zjawiska jest prowadzona od dziesięcioleci tzw. polityka jednego dziecka.
Wuj Sam wraca do Teksasu
Wśród firm decydujących się lub rozważających porzucenie Chin przeważa biznes amerykański. Decyzję o przeniesieniu części produkcji do samych Stanów podjęły w ostatnim czasie tak znane firmy, jak np. Apple, Motorola i Whirlpool. Znaczenie odzyskuje również Europa, będąca jednym z głównych rynków zbytu dla dużych koncernów. Szczególnie widoczne jest to w branży spożywczej i motoryzacyjnej.
Co ciekawe, mniej przedsiębiorstw wybiera inne państwa azjatyckie. Szczególnie widoczne stało się to po kwietniowej katastrofie budowlanej w Dhaki (Bangladesz), gdzie zginęło ponad 1000 pracowników fabryki odzieżowej. Wizerunek produkujących w tym regionie firm został mocno nadszarpnięty.
Na opłacalność powrotu do USA wpływają jednak przede wszystkim znacznie malejące w ostatnich latach koszty energii. To efekt łupkowej rewolucji, dzięki której Stany mogą się pochwalić jednymi z najtańszych na świecie cen gazu. W połączeniu z wysokimi kosztami transportu towarów z Azji i ich większą wadliwością czynnik wysokich kosztów pracy w USA przestaje mieć znaczenie decydujące.
W przyciąganiu produkcji dominuje wschodnia część kraju, m.in. Wyoming, Południowa Dakota, Nevada, Utah i Teksas. Powód jest stosunkowo prosty – stany te charakteryzują się najkorzystniejszymi zasadami opodatkowania działalności gospodarczej (wg rankingu pn. „2014 State Business Tax Climate Index”, opracowanego przez Tax Foundation).
Nad Wisłą bez zmian?
Według danych Eurostatu przeciętne godzinowe koszty pracy w strefie euro wynoszą obecnie ok. 28 euro. W „nowych” państwach członkowskich Unii Europejskiej koszty są zdecydowanie niższe. Przodują pod tym względem Bułgaria (3,7 euro za godzinę pracy), Rumunia (4,4 euro), Litwa (5,8 euro), Łotwa (6 euro) i Polska (7,4 euro). Dla porównania, w Niemczech godzina pracy kosztuje średnio aż 30,4 euro, a w Belgii – 37,2 euro.
Niskie koszty pracy od lat pozostają, obok stosunkowo wysokiego kapitału społecznego (m.in. dostęp do wykwalifikowanych kadr), głównym elementem przyciągającym nad Wisłę potencjalnych inwestorów. Możliwości rozwoju ograniczają z drugiej strony m.in. liczne bariery prawno-administracyjne. Jak wynika z „Czarnej Listy Barier 2013”, opublikowanej przez Konfederację Lewiatan, takich ograniczeń dla prowadzenia biznesu jest 417. Niestety, liczba ta nie maleje, a wręcz przeciwnie – względem poprzedniego roku zwiększyła się o 49.
Niekorzystne warunki dla biznesu potwierdzają również rankingi światowych organizacji. W „Paying Taxes 2013”, klasyfikującym przyjazność systemów podatkowych, Polska uplasowała się na odległym, 114. miejscu. Przed nią znalazły się m.in. Kambodża, Etiopia oraz Afganistan.
W dłuższej perspektywie pozycję gospodarczą Polski mogłoby prawdopodobnie poprawić rozpoczęcie eksploatacji złóż łupkowych. Obecnie bowiem ceny gazu, istotnego m.in. dla branży chemicznej, należą – wskutek niekorzystnej umowy z Gazpromem – do najwyższych w Europie. Rozpoczęcie wydobycia łupków stoi pod znakiem zapytania. Rząd Donalda Tuska, mimo zapowiedzi sprzed kilku lat, nadal nie wprowadził jasnych zasad prawnych, dotyczących m.in. opodatkowania, co w oczywisty sposób zniechęca do inwestycji.
Produkcja w Polsce? Tak, ale…
Wyniki polskiego przemysłu za ostatnie miesiące pokazują, że gospodarka może wyjść z obecnej stagnacji. Według najnowszych danych GUS, we wrześniu – po wielu miesiącach, kiedy wskaźniki były słabe – produkcja przemysłowa wzrosła o 6,2 proc. rok do roku. Analitycy oczekiwali wzrostu na poziomie 7 proc., ale i tak w większości działów gospodarki odnotowano poprawę.
Najlepszymi wynikami mogą pochwalić się firmy zajmujące się produkcją samochodów, przyczep, naczep oraz części do nich (wzrost o 14,1 proc.), wyrobów z drewna, korka, słomy i wikliny (+13,7 proc.) oraz wyrobów farmaceutycznych (+13,7 proc.).
To właśnie branża motoryzacyjna jest od dawna jedną z głównych sił napędowych polskiej gospodarki. W pierwszym półroczu 2013 r. wyeksportowała w sumie towary o wartości 9,2 mld euro. Jak wskazują analitycy z Automotive Suppliers, ostatnie dane zwiastują co najmniej stabilizację, a może i dalszą poprawę.
Jedną z firm, która dobrze radzi sobie w trudnych warunkach i potrafi wykorzystać trend „ucieczki z Chin”, jest KUFIETA – założone przed prawie trzydziestoma laty przedsiębiorstwo rodzinne z Wodzisławia Śląskiego. Firma specjalizuje się głównie w przetwórstwie tworzyw sztucznych i produkcji akcesoriów samochodowych.
„Od dobrych kilku lat zdecydowanie stawiamy na innowacje i rozbudowę parku maszynowego. Bez tego ciężko byłoby nam konkurować z eksporterami z Chin. Przyjęta strategia przynosi pozytywne efekty. Obecnie nasze produkty mają odbiorców już w kilkunastu państwach Europy”
– mówi CEO firmy, Sebastian Kufieta.
Poza dobrymi wynikami, przedsiębiorstwo z Wodzisławia Śląskiego wyróżnia na tle konkurencji jeszcze jeden ważny szczegół. Jego produkty powstają od początku do końca w Polsce – od analizy wymagań klientów aż po produkcję seryjną. Firmie zaufali m.in. potentaci motoryzacyjnej branży: BMW, DAF, KIA i Hyundai. W efekcie na Górnym Śląsku powstają gotowe, dedykowane tym markom akcesoria.
„Dzięki kompleksowości oferty, którą osiągnęliśmy m.in. po rozbudowie działu projektowania nowych wyrobów, wyraźnie wzmocniliśmy swoją pozycję względem kontrahentów. Myślę, że w tym kierunku powinna iść także cała polska gospodarka. Budowa samodzielności, rozwój i przemyślane, użyteczne innowacje. Z nastawieniem na produkcję gotowych wyrobów, polski przemysł będzie mógł pociągnąć za sobą np. firmy z sektora usług i przyczynić się do ogólnego wzrostu dobrobytu”
– wyjaśnia Kufieta.
To, czy Polska będzie w stanie wykorzystać zmiany na globalnych rynkach zależy – zdaniem Kufiety – nie tylko od poziomu inwestycji prowadzonych przez firmy zagraniczne, ale głównie od pozycji i siły rodzimych przedsiębiorstw. Jak wskazuje, w perspektywie następnych dziesięcioleci to właśnie od polskich firm zależeć będzie, czy Polska dołączy do grupy najlepiej rozwiniętych krajów czy też pogrąży się w marazmie.
O skali wpływu przemysłu i produkcji na całą gospodarkę świadczą szacunki dotyczące tworzenia nowych miejsc pracy. Każde nowoutworzone miejsce pracy w przemyśle generuje mniej więcej trzy etaty w pozostałych sektorach. Od stopnia rozwoju przemysłu będzie więc uzależniona bezpośrednio także sytuacja w usługach i pozostałych częściach polskiej gospodarki.
------------------------------------------------------------------
------------------------------------------------------------------
Uwaga!
Tylko u nas, wSklepiku.pl, możesz nabyć bardzo atrakcyjne gadżety portalu!