Wstydliwy kompromis Ernesta Skalskiego i resortowe dzieci
Niespiesznie piję kawę i w przedświątecznej atmosferze oddaje się drobnym radościom wertowania ostatnio zdobytych książek. Na tapecie m.in. listy Broniewskiego do Ireny Helman, biografie Tuwima i Brzechwy pióra Mariusza Urbanka, Orwella "W hołdzie Katalonii" (nareszcie!). No i jeszcze jedna książka: "Resortowe dzieci. Media", z którą nasze milusińskie elity dziennikarskiego światka mają ten problem, że przemilczeć jej nie sposób.
O książce będę jeszcze pisał więcej tu i ówdzie, a póki co smaczny cytat plus bardzo ważny kontekst. Parafrazując bowiem Lenina: "Kontekst decyduje o wszystkim".
W 1989 r. pisał Ernest Skalski w "Gazecie Wyborczej" o tym, co zaproponować nomenklaturze PRL w ramach transformacji ustrojowej: "To musi być oferta dla całego aparatu (...). Trzeba tym ludziom otworzyć możność ubiegania się o przejmowanie na własność części majątku, którym obecnie zarządzają, jeśli dają nie gorsze od innych gwarancje jego wykorzystania. Na pewno zaś należy im obiecać co najmniej roczne wypowiedzenie z zachowaniem realnej wartości zarobków, zachowanie przywilejów niechby drażniących, wszechstronną pomoc przy podejmowaniu nowego zajęcia czy samodzielnej działalności gospodarczej. Ewentualnie wcześniejsze, odpowiednio korzystniejsze emerytury. Oraz - co ważne - żadnych osobistych rozliczeń z tytułu ich wcześniejszej działalności"...
"Gazeta Wyborcza", "Wielki Kompromis", 31 lipca 1989, ss. 3-4
Pisał to syn Jerzego Wiklera, działacza KPP, sekretarza Zarządu Polityczno-Wychowawczego KG MO (od grudnia 1944) a później szefa wydziału personalnego KW MO Kraków. "W tej samej komendzie szefowała wydziałowi śledczemu Zofia Nimen [matka E. Skalskiego], która w KPP działała od 1930".
Wyciąganie rodzinnych spraw? Czy może ukazywanie zaplecza społecznego opiniotwórczych elit III RP? Możemy - słusznie - mówić o wielu systemowych i bardzo już współczesnych kwestiach związanych z kulejącym charakterem naszego życia społeczno-gospodarczego. Ale tamte sprawy wciąż są wymowne. Tym bardziej, że od zawsze traktowane były trochę jak strasznie "czarnym ludem". Tak się jednak składa, że dopiero teraz, gdy "dyktaturę opiniotwórczości" "GW" szlag trafia, możemy lepiej poznać właśnie takie (przed)założenia i ich motywacje, związane z przemianami ustrojowymi. Bynajmniej nie bezinteresowanie głoszono "wielki kompromis" - za to zawsze z moralizatorskim zadęciem a czasem też przy użyciu retoryki o "chrześcijańskim przebaczeniu". Nie wypadało mówić o realnych źródłach takiej postawy, bo to było "nieeleganckie". Eleganckie było zamienianie Polski w prywatny folwark m.in. przez resortowe dzieci, krewnych i znajomych. Ponadto ofiarom zostawiano obowiązek przebaczenia, a dla byłych beneficjentów PRL były korzyści z niego płynące...
Pomyślałem po lekturze tego fragmentu i uzupełnień okołobiograficznych, że III RP to Specjalna Strefa Ekonomiczna nie tylko dla globalnego kapitału, ale także dla krewnych i znajomych pana Skalskiego. I to by wiele wyjaśniało. Niestety. Dodajmy jeszcze do tego, że to "GW" w latach 90. słynęła z akcji przeciw "roszczeniowcom", popegeerowcom, itp. zakałom, którym nie chce się zrozumieć, że kapitalizm wymaga poświęceń. Ale kto się miał poświęcać i w imię czyjego dobra, cytat powyższy pokazuje dobitnie.