Opinie

www.sxc.hu
www.sxc.hu

Amerykańska giełda bije rekordy, jak długo?

Kazimierz Dadak

Kazimierz Dadak

Professor of Finance and Economics Hollins University

  • Opublikowano: 28 grudnia 2013, 13:11

  • Powiększ tekst

Fed „drukuje pieniądze” i dzięki temu ceny na giełdach przekroczyły poziom sprzed roku 2008, rekiny finansowe z Wall Street robią fortuny, zaś realna gospodarka kuleje. Jednym słowem, twierdzą niektórzy, Ben Bernanke kładzie podwaliny pod kolejną bańkę spekulacyjną. Jest to piosenka o bardzo chwytliwej melodii, ale niemająca wiele wspólnego z rzeczywistością.

Czynnikiem mającym przemożny wpływ na wysokość notowań giełdowych są oczekiwane zyski przedsiębiorstw. Szacowanie długoterminowych przyszłych zysków jest sprawą nadzwyczaj skomplikowaną, stąd też analitycy zwracają wielką uwagę na bieżące trendy w tym zakresie. Związek pomiędzy wysokością zysków i wartością rynku mierzonego indeksem S&P 500 pomiędzy I kwartałem 2005 a III kwartałem 2013 obrazuje Wykres 1. Na lewej osi widzimy poziom naszego indeksu giełdowego (w punktach), zaś na prawej wartość zysków (w miliardach dolarów).

tytuł

Nie trzeba dokonywać żadnych ekonometrycznych testów, aby stwierdzić, że rzeczywistość potwierdza wspomniany związek, giełda zawaliła się gdy kryzys finansowy spowodował spadek zysków firm. Jednak spadek rentowności działalności gospodarczej był krótkotrwały. Przy licznych okazjach wskazywaliśmy na zbawienne skutki pobudzania gospodarki poprzez utrzymanie wydatków państwa na wysokim poziomie (i tym samym notowanie wysokiego deficytu budżetowego), jak i radykalne obniżenie stopy procentowej, a nawet posunięcie się do niekonwencjonalnych operacji w zakresie polityki pieniężnej (np. zakupu obligacji rządowych i prywatnych na wielką skalę). Zakres kryzysu z roku 2008 w pełni uzasadniał podjęcie tak daleko idących kroków.

Wyjątkowa sytuacja wymagała niespotykanych środków zaradczych. Można tylko wyrazić najwyższy podziw dla odwagi Bena Bernanke, który podjął ogromne ryzyko. Trzeba jednak pamiętać, że załamanie się systemu finansowego w 2008 r. przypominało krach z roku 1929. Zanim Bernanke został mianowany prezesem Fed, ten znakomity ekonomista prowadził badania naukowe na temat przebiegu Wielkiego Kryzysu i jak mało kto był przygotowany do stawienia czoła stojącemu przed nim wyzwaniu. Doskonale rozumiał, że kryzys gospodarczy będący wynikiem zapaści banków może być nadzwyczaj ciężki i długotrwały. Przykład strefy euro, gdzie dominuje niemiecki punkt widzenia na politykę gospodarczą rozumianą tylko i wyłącznie jako walka z zagrożeniem inflacyjnym dobitnie dowodzi, że taka groźba była w pełni realna. Strefa euro jeszcze nie osiągnęła poziomu PKB z 2007 r. zaś USA już go dawno przekroczyły.

Załamanie się rynku nieruchomości i bankructwo Lehman Brothers spowodowało spadek wydatków na konsumpcję. Wydatki na ten cel stanowią około 70% amerykańskiego PKB, zatem doszło też do zmniejszenia poziomu produkcji, co z kolei spowodowało wzrost bezrobocia. Wysoki poziom bezrobocia powoduje spadek płac, lub ich stagnację, a to może prowadzić do spadku kosztów produkcji. Żeby ten korzystny rozwój sytuacji mógł nastąpić konieczne było utrzymanie popytu całkowitego na w miarę niezmienionym poziomie. Ten cel został osiągnięty dzięki utrzymaniu wydatków rządowych na poziomie sprzed krachu oraz wydłużeniu okresu wypłacania zasiłków dla bezrobotnych. Tym sposobem produkcja dóbr i usług nie uległa załamaniu.

Zahamowanie spadku w zakresie konsumpcji w połączeniu ze zniżką kosztów produkcji i zwiększeniem wydajności pracy miało zbawienne skutki dla dochodów firm. Całkowite zyski sprzed krachu (prawie $1,2 biliona z III kwartału 2007 r.) zostały przekroczone już w IV kwartale 2009 r. (Wykres 1). Nikogo zatem nie powinien dziwić fakt, że od marca 2009 r. ceny na giełdach szły ostro w górę.

Wartość indeksu S&P 500 można przeliczyć na miliardy dolarów i dzięki temu da się obliczyć wskaźnik cena do zysku (P/E ratio). Jest to niedokładny miernik tego, czy ceny akcji na giełdach są wygórowane, czy nie, niemniej daje on pewne pojęcie o interesującej nas sprawie. W chwili obecnej wynosi on około 19, co jest poniżej wieloletniej średniej. Co więcej, prognozy tyczące się tempa wzrostu PKB i tym samym zysków firm są optymistyczne. Stąd też pogłoski jakoby Amerykę czekał kolejny krach na giełdzie są daleko przesadzone. Można się pokusić o noworoczną prognozę – hossa jeszcze potrwa.

Powiązane tematy

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych