Wywiad gospodarczy

Jan Maria Tomaszewski: Mam marzenie, by w telewizji – w budynku TVP w Warszawie powstała scena. Prawdziwy teatr telewizji / autor: Andrzej Wiktor
Jan Maria Tomaszewski: Mam marzenie, by w telewizji – w budynku TVP w Warszawie powstała scena. Prawdziwy teatr telewizji / autor: Andrzej Wiktor

TYLKO U NAS

Jan M. Tomaszewski: I nie pytajcie, czy to się opłaca…

Gazeta Bankowa

Gazeta Bankowa

Najstarszy magazyn ekonomiczny w Polsce.

  • Opublikowano: 4 kwietnia 2020, 20:04

    Aktualizacja: 4 kwietnia 2020, 21:25

  • Powiększ tekst

Z Janem Marią Tomaszewskim o powrocie Teatru Telewizji, twórcach, sztuce i mecenasach kultury oraz o miejscach i środowisku, którego w polskim krajobrazie wciąż szukamy, na łamach nowego wydania „Gazety Bankowej” rozmawia Maciej Wośko.

Jak pana tytułować?

Jan Maria Tomaszewski: Jan Tomaszewski, doradca Zarządu TVP ds. Teatru.

Niektórzy wolą mówić o panu „kuzyn”…

W języku polskim używamy raczej sformułowania brat cioteczny. Kuzyn jest słowem z języka niemieckiego i nie lubię tego określenia. No, ale jestem… bratem ciotecznym Jarosława Kaczyńskiego. I co? Jeśli to w jakimś stopniu może pomóc artystom, to ja chcę im pomóc.

I stąd się pan wziął w telewizji?

Dla ludzi, którzy ukończyli Akademię Sztuk Pięknych, nie ma pracy w fabrykach. To naturalne, że trafiamy do miejsc, w których robi się kulturę i sztukę. To jest dla nas naturalne środowisko. Dlaczego kierowca prowadzi samochód? Bo ma prawo jazdy… Nikogo nie powinno to dziwić.

Internetowe i medialne ataki na pana to brak wdzięczności za pomoc środowisku artystycznemu i celebrytom?

Artyści nie są celebrytami, a celebryci nie są artystami. Ktoś, kto zostaje celebrytą w dzisiejszym znaczeniu tego słowa, zaczyna myśleć o czymś innym, na co innego zwraca uwagę… i z pewnością nie jest to sztuka. Raczej polityka. A gdy twórca zaczyna uprawiać politykę, to tak, jakby polityk zapragnął pewnego dnia występować na deskach teatru albo w balecie. Teoretycznie może, ale każdy widzi, że coś tu nie gra… Dlatego prześmieszne jest, gdy twórcy zaczynają uprawiać politykę. Nie kwestionuję, rzecz jasna, prawa do przekonań, sympatii politycznych. To normalne, każdy z nas je ma. Ale przecież to nie jest domena twórców, by uprawiać bieżącą politykę. Mogę się spotykać, współpracować, działać, przyjaźnić się z twórcami o różnych poglądach – to nie przeszkadza nikomu, jeśli zajmujemy się sztuką, a nie polityką.

Można uprawiać sztukę ponad politycznymi podziałami?

A zna pan człowieka, który nazywał się Leonardo da Vinci? A nazwiska tych, którzy na przełomie XV i XVI w. uprawiali politykę we Włoszech, odpowiadali za kulturę, tworzyli świat polityczny w Europie? Nie ma to znaczenia. Sztuka przetrwała. Przetrwała pamięć o twórcy. To jest odpowiedź na pytanie o politykę i sztukę. To ludzie kultury prowadzą świat do przodu. Twórcy, którzy żyją w swojej przestrzeni miejsca i czasu. Pan Bóg dał im talent, dar, o który trzeba dbać. I trzeba im w tym pomóc. Dbać o talent, o twórcę, o sztukę. Często wracam do słów Winstona Churchilla, który miał powiedzieć podczas posiedzenia gabinetu brytyjskiego w czasie wojny, poświęconego obcięciu funduszy na kulturę, że jeśli nie będziemy wspierać sztuki, to nie ma sensu prowadzić wojny.

To brzmi dziś bardzo politycznie…

Niech brzmi jak chce. Chcę, żeby sztuka była obecna w moim, w naszym życiu. Wracam pamięcią do domu rodzinnego i mojego świętej pamięci ojca, który był artystą, profesorem ASP, nauczycielem Xymeny Zaniewskiej – wspaniałej scenografki. Pamiętam z domu, z dzieciństwa, z młodości spotkania z niezwykłymi ludźmi sztuki, o których mówię „dęby polskiej kultury”: Janem Szancerem, Szymonem Kobylińskim, Franciszkiem Starowieyskim „Bykiem”, Alfonsem Karnym. Dziś bardzo mi ich brakuje, a telewizja daje mi szansę, by próbować odtworzyć, stworzyć ten klimat, który oni budowali wokół siebie, wokół sztuki. Bardzo bym chciał, by wokół Teatru Telewizji zaczęło się tworzyć, żeby powstało i żeby trwało takie właśnie środowisko. Taki klimat. Tacy ludzie. Taka sztuka.

Tego teatru nie było wiele lat. Teatr z telewizji właściwie zniknął i zastąpiły go seriale. Liczy się przecież oglądalność.

Nie pamiętam już, kiedy Teatr Telewizji wypadł z ramówki. No, kilka spektakli w roku powstawało. Dziś robimy 28–35 premier rocznie. A pamiętam czasy, gdy premiera Teatru Telewizji była co poniedziałek. Nie było komputerów, technologii cyfrowej, techniki, która tak bardzo pomaga telewizji. Dziś pytają mnie, czy damy radę zrobić jedną premierę co miesiąc. Oczywiście, skoro 40 lat temu mogli, to my nie poradzimy sobie dziś? Wyniki oglądalności stały się w telewizji takim zaklęciem, sposobem na utrącenie każdego pomysłu. Taka praca przypomina często jazdę z zaciągniętym hamulcem. A trzeba umieć czasem ten hamulec zwolnić, żeby powstało coś ważnego, wysokiego.

Teatr Telewizji pełni funkcję listka figowego w ramówce TVP? Jest misja, to jest teatr…

Ale nie ma w tym nic złego. To jest misja, bo o ile mieszkaniec Warszawy może pójść do teatru w każdej chwili, o tyle mieszkaniec Różana czy Gostynina ma dostęp do teatru właśnie dzięki telewizji. Nawet 200–300 tys. widzów to jest widownia, dla której warto i trzeba grać. Bo teatr to nie serial. Ma swoje prawa, swoją magię. Za kurtyną w teatrze kryje się pewna tajemnica, której nie ma w filmie. Nie ma tej serialowej dosłowności. Nie jestem socjologiem ani teoretykiem teatru, ale wiem, że dla tej tajemnicy i klimatu zasiadamy na widowni. To kontakt ze sztuką, która nigdy już się nie powtórzy, ze słowem, które już nigdy nie zostanie wypowiedziane i zagrane tak samo. To żywa struktura. I pokazanie tego jest misją telewizji. Pozwolić widzom w całej Polsce, na całym świecie uczestniczyć w tej tajemnicy.

I udało się reaktywować, a właściwie należałoby powiedzieć: reanimować, Teatr Telewizji. Brakuje jeszcze „Kobry”, czyli Teatru Sensacji.

Potrzebujemy jeszcze trochę miejsca: pasma, trochę pieniędzy i woli. Gdy te rzeczy się spotkają, odpalimy Teatr Sensacji.

To może, idąc za ciosem, Teatr Komedii?

Kabaret. Ale nie taki, w którym występujący tak dobrze się bawią w swoim towarzystwie, że widzowie im tylko przeszkadzają. Mówię o kabarecie bawiącym się słowem, grającym z intelektem. Chciałbym taki zobaczyć. Myślę też o teatrze dla dzieci. Gdy zrobiliśmy w TVP ABC cykl „W krainie baśni”, okazało się, że można wyciągnąć dzieci sprzed japońskich kreskówek i nauczyć teatru. Tyle że trzeba pamiętać, iż dzieci nie da się oszukać. Musi być królowa, książę, smok, a król musi mieć koronę. I dzieci wspaniale na teatr reagują, co widzieliśmy też w czasie Festiwalu Dwa Teatry. Taki teatr chciałbym jeszcze zrobić. A w kolejce są kolejne pomysły. Z Pawłem Królikowskim planowaliśmy stworzenie w telewizji teatru muzycznego. Niestety Paweł odszedł, nie ma też Jerzego Gruzy i już wiem, jak bardzo będzie nam ich brakowało.

Ale teatr trwa…

Mam marzenie, by w telewizji – w budynku TVP w Warszawie – powstała scena. Prawdziwy Teatr Telewizji. Na tej scenie widzowie mogliby zobaczyć aktorów, których na co dzień spotykają na ekranie. Można to obudować repertuarem, różnymi formami, znaleźć przestrzeń dla żywego teatru, z publicznością w Warszawie i na antenie – w całej Polsce.

Jan Maria Tomaszewski i Maciej Wośko / autor: Andrzej Wiktor
Jan Maria Tomaszewski i Maciej Wośko / autor: Andrzej Wiktor

No i tu pojawia się pytanie dla „Gazety Bankowej” dość naturalne: jak to sfinansować?

Trzeba pamiętać, jak była finansowana kultura, sztuka przez całe wieki. Mecenasami byli ówcześni możni – monarchowie, królowie, książęta, Kościół, dwory i rody szlacheckie. Dziś w ich miejscu są i powinny się znaleźć przedsiębiorstwa, biznes, w tym spółki Skarbu Państwa. I mówię o tym w znaczeniu powinności, wręcz obowiązku. To powinno być zaszczytem. Ministerstwo Kultury, instytucje publiczne, budżet – to tylko elementy całego systemu. Systemu, którego wciąż nam brakuje. Tak jak brakuje nam profesjonalnej diagnozy potrzeb – takiego przeglądu stanu kultury, polskiej sztuki.

To rola resortu kultury.

Tak, ale także państwowych mecenasów nieograniczających się tylko do sponsorowania, dawania pieniędzy. Bank może stworzyć nie tylko własną kolekcję dzieł sztuki, lecz również otworzyć galerię. Miejsce, które będzie nadawało wartość sztuce. Tego wciąż brakuje. Miejsc i środowiska, „dębów polskiej kultury”.

Pytanie, czy jest widz i klient zainteresowany tym, by bank prowadził galerię? To kwestia działania bez szkody dla przedsiębiorstwa, a w sztuce to niezwykle trudne.

No tak… To zostańmy z tymi portalami, na których będziemy roztrząsać, czy aktorka pokazała majtki… To jest alternatywa? Musi powstać elita, która będzie potrafiła wartościować, podpowiadać, wskazywać, w co warto zainwestować, co jest dobre, warte zainteresowania.

I tą elitą powinny być spółki Skarbu Państwa?

Powinny, choć dziś często słyszymy, że im się to „nie spina”, nie opłaca. I w efekcie kulturalny spacer po Warszawie można ograniczyć do Starego Miasta, Zamku Królewskiego, Muzeum Narodowego, no może jeszcze Narodowej Galerii Sztuki „Zachęta”. Nie mówię, że powinna powstać jedna, ale wiele galerii sztuki. Niech Akademia Sztuk Pięknych ma swoją galerię. Niech stolica żyje sztuką. Tak jak żyją nią stolice europejskie.

Znów zapytam o klientów. Wracamy do słupków oglądalności…

I do odpowiedzialności. Wszystkich nas. Banki? Tak. Spółki z udziałem Skarbu Państwa? Tak. A dlaczego „Gazeta Bankowa” nie może stworzyć własnej galerii? Powinna… Dalej? Zróbmy w Warszawie, w Krakowie, w kilku innych miastach kilkutygodniowy festiwal sztuki latem. Pokażmy twórczość współczesnych polskich malarzy, rzeźbiarzy, spotkajmy aktorów, ludzi teatru, filmu, zróbmy polską sztukę. W „Gazecie Bankowej” promujecie biznes, ale musicie promować też polskich twórców. Na tym polega ta odpowiedzialność. I nie pytajcie, czy to się opłaca.

Tymczasem promujemy menedżerów kultury. Wierzę, że skutecznie. Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiał Maciej Wośko

Więcej informacji i komentarzy o światowej i polskiej gospodarce i sektorze finansowym znajdziesz w bieżącym wydaniu „Gazety Bankowej” - do kupienia w kioskach i salonach prasowych

Okładka Gazety Bankowej / autor: Fratria
Okładka Gazety Bankowej / autor: Fratria

„Gazeta Bankowa” dostępna jest także jako e-wydanie, także na iOS i Android – szczegóły na http://www.gb.pl/e-wydanie-gb.html

Powiązane tematy

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych